Przejdź do treści
Dominacja już nie tylko współczesna

Ligi w Europie Premier League

Dominacja już nie tylko współczesna

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że na samym szczycie Premier League nic się nie zmieni lub zmieni się bardzo niewiele. A skoro tak, mistrz sezonu 2022-2023 najprawdopodobniej wyrówna jeden z historycznych rekordów.



Guardiola i Klopp mogą przejść do historii. Znów. (fot. Reuters)

  

Co łączy modele statystyczne, ekspertów, a także postronnych i niepostronnych obserwatorów angielskiej ekstraklasy? W skrócie: każdego, kto przed startem rozgrywek pokusił się o próbę wytypowania najważniejszych rozstrzygnięć nadchodzących zmagań? Przekonanie, że po tytuł mistrzowski sięgnie Manchester City lub Liverpool.

Nikt, kto nie jest niepoprawnym optymistą, nie stawia na Tottenham. Po kilku miesiącach współpracy Antonio Conte i jego piłkarze znają się już całkiem dobrze. Wiedzą, czego się po sobie nawzajem spodziewać, czego od siebie oczekiwać. Włoch potrafi dotrzeć do swoich podopiecznych, a ci są w stanie realizować jego pomysł na futbol. Od listopada, kiedy 53-latek zastąpił Nuno Espirito Santo, Koguty były trzecią siłą Premier League. Po solidnym przepracowaniu letniego okresu przygotowawczego i owocnych łowach na rynku transferowym, mają argumenty, by utrzymać miejsce w hierarchii, ale trudno będzie im wspiąć się wyżej, nie wspominając o wspięciu się najwyżej. W mniejszym stopniu wynika to z ich braków, w większym – z nieosiągalnej dla nikogo innego, wydaje się, jakości i powtarzalności drużyn prowadzonych przez Pepa Guardiolę i Juergena Kloppa. Wprawdzie Conte już raz ograł ich na przestrzeni całego sezonu (w pierwszym roku zajmowania się Chelsea), ale teraz czeka go wyzwanie zupełnie innego kalibru. Być może po trzykroć bardziej wymagające, wszak The Citizens oraz The Reds są lepsi niż w 2017 roku, a Spurs od tamtych The Blues niekoniecznie.

Nikt, kto nie jest niepoprawnym optymistą, nie stawia na Arsenal. To przypadek całkiem podobny do opisanego wyżej. Kanonierzy rozwijają się harmonijnie, za nimi udane tygodnie zarówno pod względem treningów, sparingów, jak i przeprowadzania wzmocnień kadry zawodniczej. Rozgrywki 2022-23 powinny być w ich wykonaniu lepsze od poprzednich, ale zwiastuje to raczej upragniony powrót do Ligi Mistrzów niż wygranie Premier League. Jakość i powtarzalność Manchesteru City i Liverpoolu nadal wydają się być poza zasięgiem ekipy z Emirates Stadium.

Nikt, kto nie jest niepoprawnym optymistą, nie stawia na Chelsea. Za nią miesiące pełne turbulencji na wielu płaszczyznach. Ziemia trzęsła się i w gabinetach dyrektorskich, i w szatni. I tam, i tam doszło do poważnych zmian. Jeśli chodzi o sprawy boiskowe, ofensywa The Blues wciąż wzbudza więcej wątpliwości niż podziwu, a co gorsza, od jakiegoś czasu to samo dotyczy defensywy. Jak będzie wyglądać życie bez Antonio Ruedigera? W jakim stopniu wyrwę po Niemcu załata Kalidou Koulibaly? Dużo większe szanse na wyprzedzenie City i Liverpoolu podopiecznym Thomasa Tuchela dawano przed inauguracją minionego sezonu, gdy wydawało się, że Romelu Lukaku będzie brakującym elementem układanki, tym, kto może przechylić szalę, na której leżał tytuł mistrzowski, na korzyść londyńczyków. Kolejna okazja na taki wyczyn w najbliższych miesiącach prawdopodobnie się nie nadarzy.

Nikt, kto nie jest niepoprawnym optymistą, nie stawia na Manchester United. Projekt Erika ten Haga powoli nabiera kształtów, ale nadal jest w powijakach. W składzie drużyny jest zbyt dużo niewiadomych, a zbyt mało jakości. Tuż po zawitaniu na Old Trafford holenderski szkoleniowiec dał do zrozumienia, iż przybywa z misją przerwania hegemonii derbowych rywali – „Każda era kiedyś się kończy” – ale nie ma jeszcze narzędzi niezbędnych do tego, by, parafrazując sir Alexa Fergusona, zrzucić Manchester City i Liverpool z tej ich pieprzonej grzędy.

Nikt, kto nie jest niepoprawnym optymistą, nie stawia na drużyny spoza żelaznej Wielkiej Szóstki. Na Leicester City oczywiście też nikt nie stawiał, ale składową sukcesu Lisów była zbiorowa zapaść potentatów. Rzecz absolutnie nie do pomyślenia wtedy, a co dopiero teraz.

Obecnie trudno wyobrazić sobie scenariusz inny niż zwycięstwo graczy Guardioli lub Kloppa. Hegemonia dwugłowego potwora ma trwać. Jeśli w istocie tak się stanie, jeśli modele statystyczne, eksperci, a także postronni i niepostronni obserwatorzy Premier League będą mieli rację, dominacja The Citizens albo The Reds będzie już nie tylko współczesna, ale również historyczna.

Dla Manchesteru City ewentualne mistrzostwo będzie piątym zdobytym na przestrzeni sześciu lat. Dzieje angielskiego futbolu znają tylko dwa takie przypadki. Za jeden odpowiada drużyna Liverpoolu z przełomu lat 80. ubiegłego stulecia. Za drugi – Manchester United z przełomu wieków XX i XXI. Ekipy legendarne, wspominane z rozrzewnieniem i dotąd niedoścignione.

Dla Liverpoolu ewentualne mistrzostwo będzie dwudziestym w historii. Tylko jeden klub ma w dorobku tyle ligowych laurów, a jest nim rzecz jasna Manchester United.

O ile jeden z tytanów może zaliczyć niespodziewany kryzys – wywołany chociażby plagą poważnych, długoterminowych urazów (bardziej podatne na takie zagrożenie jest City, które ma węższą kadrę) – o tyle dwóch naraz raczej się nie potknie. To zaś oznacza, iż mistrz Anglii sezonu 2022-2023 najprawdopodobniej wyrówna jeden z historycznych rekordów i zapisze się w annałach złotymi zgłoskami.

Maciej Sarosiek

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 45/2024

Nr 45/2024