Czy rewolwery Piątka znów będą strzelać w Italii?
Krzysztof Piątek powraca do Italii. Po mało udanych występach w drużynie Herthy Berlin, polski napastnik zdecydował się na powrót na Półwysep Apeniński i przyjęcie oferty Fiorentiny. Czy w drużynie Violi będzie mógł liczyć na regularne występy i z kim będzie walczył o pozycję w pierwszym składzie?
Piątek powraca do włoskiej elity (fot. Reuters)
Polski napastnik kończy nieudany etap swojej kariery w Berlinie. W niemieckim klubie zagrał w 58 meczach i zdobył raptem 13 goli. Kilka występów w jego wykonaniu mogło się podobać i błysnął skutecznością, jednak są to wyłącznie jednostkowe przypadki. Ten sezon dla Piątka jest szczególnie nieudany. Nie miał zapewnionego miejsca w pierwszym składzie, strzelił tylko jednego gola i dołożył jedną asystę. Trudna sytuacja skutkowała tym, że spadał w hierarchii wyborów Tayfuna Korkuta.
Opuszczenie Berlina było nieuchronnym krokiem w dalszej karierze Piątka. Projekt sportowy Herthy miał wielki potencjał, jednak nie został on dostatecznie wykorzystany. Stołeczny klub okazał się zwyczajnym średniakiem, którego głównym zadaniem w ostatnich sezonach była walka o utrzymanie. Do tego dochodziła częsta rotacja trenerów i mało jakościowa kadra „Die Alte Dame”.
Piątek miał kilka kierunków do wyboru. Jedną z poważniejszych ofert miało wystosować Galatasaray, które planowało wypożyczyć Polaka z opcją pierwokupu. Napastnikowi potrzebna jest odbudowa formy i powrót do dawnej skuteczności. Proces aklimatyzacji nad Bosforem mógłby negatywnie wpłynąć na ten proces, zatem najlepszym wyborem dla Piątka był powrót do Włoch.
To właśnie tam nasz zawodnik zabłysnął na międzynarodowej scenie i nieobcy mu jest tamtejszy, ligowy grunt. Jeszcze niedawno był dogadany z Genoą, swoim pierwszym, zagranicznym klubem. W ostatnim momencie swoją ofertę złożyła Fiorentina i to właśnie tam swoją karierę będzie kontynuował bramkostrzelny niegdyś napastnik z Dzierżoniowa.
W drużynie prowadzonej przez Vincenzo Italiano będzie mu jednak trudno o regularną grę. Podstawowym napastnikiem jest Dusan Vlahović i w tym momencie Piątek nie ma z nim żadnych szans w walce o miejsce w pierwszym składzie. Młody Serb jest topowym napastnikiem w Serie A i liderem klasyfikacji strzelców. 21-latek z Belgradu zdobył w tym sezonie już 16 goli we włoskiej lidze. W tym sezonie Piątek najpewniej będzie odgrywał rolę zmiennika Vlahovicia lub rezerwowego, który wejdzie do pierwszej jedenastki w przypadku absencji Serba.
Napastnicy Fiorentiny:
- Dusan Vlahović (Środkowy napastnik) – 21 meczów, 18 goli*
- Aleksand Kokorin (Środkowy napastnik) – 5 meczów, 0 goli
- Jose Callejon (Prawy napastnik)- 21 meczów, 1 gol
- Jonathan Ikone (Prawy napastnik) – 0 meczów
- Riccardo Sottil (Lewy napastnik) – 15 meczów, 3 goli
- Nicolas Gonzalez (Lewy napastnik) – 16 meczów, 3 gole
* – statystyki dotyczą wszystkich rozgrywek
Perspektywa zmienia się jednak w przyszłym sezonie, bowiem niemal przesądzone jest, ze Vlahović odejdzie latem z Fiorentiny. Kontrakt Serba jest ważny do 2023 roku i już zapowiedział, że nie podpisze nowej umowy z włoskim klubem. Na pozycji środkowego napastnika oprócz Piątka i Vlahovicia jest również rosyjski zawodnik Aleksandr Kokorin. Zakładając odejście 21-letniego strzelca, Piątek wyrasta na podstawowego napastnika Fiorentiny w przyszłym sezonie, choć niemal pewne jest, że Vincenzo Italiano sprowadzi Polakowi nowego konkurenta w walce o miejsce w wyjściowej jedenastce.
Wybór Fiorentiny wydaje się być trafioną decyzją. Klub jest budowany na zdrowych fundamentach, drużyna ma konkretne struktury i założenia gry, dzięki czemu jest na wysokim, 6. miejscu w tabeli Serie A i ma spore szanse na udział w europejskich pucharach. W klubie jest również inny z reprezentantów Polski, Bartłomiej Drągowski, dzięki czemu ma to pozytywny wpływ na szybsza aklimatyzację Piątka.
Szybkich fajerwerków na próżno wyczekiwać, jednak na Stadio Artemio Franchi Piątek powinien stopniowo odbudowywać swoja formę. Czy polski napastnik powróci do dawnego poziomu sprzed 2-3 lat i rewolwery znów będą strzelać w każdym meczu? Czas pokaże.
Maciej Łanczkowski