Czekając na rok przestępny
Lothar Matthaeus jakiś czas temu obwieścił światu, że jest absolutnie przekonany, że jeśli tylko Robert Lewandowski nie odniesie kontuzji, to pobije legendarny rekord Gerda Muellera. W sobotę jeszcze go nie pobił, na razie wyrównał strzelając czterdziestego gola w rozgrywkach, ale pewnie za tydzień poprawi, mimo że właśnie z powodu kontuzji, w ciągu trzech kwietniowych tygodni, opuścił cztery ligowe mecze.
Gdyby nie to, sprawa rekordu byłaby prawdopodobnie pozamiatana jeszcze zanim Bayern oficjalnie został mistrzem Niemiec. Jeśli go więc ostatecznie pobije w tych okolicznościach, będzie to oznaczać, że Matthaeus nie „doszacował” Polaka. Natomiast już samo wyrównanie nieśmiertelnego – zdawało się – wyczynu jest dużą sprawą. Tym większą, że Polak jednak opuścił te kilka meczów, podczas gdy jego wielki poprzednik prawie pół wieku temu zagrał wszystkie w sezonie – i to od deski do deski.
Zastanawiałem się jaka będzie właśnie ta 40. (a może nawet 41.) bramka? Byłem przekonany, że może to być typowe trafienie a’la Gerd Mueller, jakiś farfocel wbity z bliska – bezwzględnie, nieuchronnie, skutecznie. Bo że jakaś będzie, nie podlegało dyskusji. Dwie ostatnie kolejki miały oznaczać konfrontacje Bayernu z Freiburgiem i Augsburgiem. Pierwszym Lewy wbił do soboty 18 bramek w 17 meczach, drugim – 20 w 16 próbach. To właściwie ulubione ofiary Polaka, to właściwie nie mogło się nie udać. Na razie udało się połowicznie. Myślę, że Robert też do końca nie jest usatysfakcjonowany. Był lekko spięty, bo jak inaczej wytłumaczyć pudło, które zaliczył w drugiej połowie? Na pewno nie chciał budować napięcia i czekać ostatniego meczu. Chciał załatwić sprawę tu i teraz – w sobotę. Załatwić zresztą niezwykle elegancko. Hołd oddany staremu mistrzowi specjalną koszulką zauważył cały świat, podobnie jak szpaler utworzony przez kolegów dla Polaka.
Kiedy byłem młodym kibicem kupowałem i studiowałem namiętnie Sonderhefty „Kickera”. Wpatrywałem się w historyczne tabele i wyobrażałem sobie, jak po snajperskie korony maszerowali Rummenigge, Hrubesch, Voeller. A potem zerkałem na tabelę wszech czasów: 162 gole Kalle, 220 Heynckesa, 268 Fischera – wyżej nie patrzyłem. Punktem odniesienia był zawsze Fischer. Wzrok nie sięgał odrealnionego rekordu Muellera – ani tego z sezonu 1971-72, ani globalnego. Aczkolwiek liczbę jego wszystkich bramek, tak jak liczbę dni w roku, pamiętałem doskonale zawsze i wszędzie. Nie marzyłem, bo też nie jest to sfera marzeń, że kiedyś Polak zagrozi tym wynikom, a nawet będzie w stanie je poprawić. Taka myśl byłaby wówczas niedorzeczna. Dziś niedorzecznością jest sądzić, że Lewandowski nie będzie w stanie – po pierwsze: przekroczyć „czterdziestki”, a po drugie: zdobyć 366 bramek w Bundeslidze. Zapamiętać też łatwo – rok przestępny…
Lewy właśnie sięga po swoją szóstą „Armatę”. Mueller siedmiokrotnie był najlepszym snajperem Bundesligi. Niestety, prawdopodobnie będzie musiał pogodzić się z tym, że również i ten jego wyczyn wkrótce zostanie poprawiony. Jeśli Polak będzie kontynuował karierę w Monachium, a Haaland zechce kontynuować własną poza Niemcami – to wręcz pewne. Nie widać bowiem nikogo innego, kto mógłby zbliżyć się poziomem i klasą do 33-letniego Lewandowskiego.
Nawiasem mówiąc nie ma szczęścia Mueller do Polski. Na boisku zawsze miał na nas patent – załatwiał nas skutecznie, najboleśniej w 1974 roku. Nie spodziewał się, że jego „wieczne” rekordy zaczną kruszyć się po uderzeniach napastników urodzonych między Odrą a Bugiem. Już dawno nie jest najlepszym snajperem w historii Die Mannschaft – prześcignął go człowiek urodzony w krainie opolskich „deskowców” (nawiasem mówiąc, na niemieckie podium wdarł się również chłopak rodem z Gliwic), no a teraz Lewy…
Żona bardzo chorego Muellera przekonuje, że jej mąż niemal pół wieku czekał na kogoś, kto potrafiłby poprawić jego rezultat i dziwił się, że tak długo to trwa. Dziś nie jest nawet świadom tego, co się dzieje. Uschi Mueller dodaje jednak, że niezależnie od wszystkiego, „Bomber” pozostanie tylko jeden. I to akurat prawda, bo był wyjątkowy. I to również zamanifestował Lewandowski we Freiburgu swoim pięknym gestem.
ZBIGNIEW MUCHA
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”