FSV Mainz długo prowadziło, ale Bayern zdołał odrobić straty i przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, umacniają się tym samym na fotelu lidera Bundesligi. Robert Lewandowski znowu nie wpisał się na listę strzelców.
Od samego początku było wiadomo, że dla mistrzów Niemiec konfrontacja z FSV Mainz bynajmniej nie będzie łatwa. Choćby dlatego, że zespół ze stolicy Nadrenii-Palatynatu pod koniec zeszłego sezonu niespodziewanie ograł Bayern 2:1, co sprawiło, że monachijczycy musieli odroczyć świętowanie zwycięstwa w lidze.
Również tym razem zanosiło się na to, że podopieczni Bo Svenssona znowu uda się utrzeć nosa faworyzowanym „Die Roten”. Już w 22. minucie objęli prowadzenie za sprawą Karima Onisiwo, który strzałem głową zmusił do kapitulacji strzegącego dostępu do bramki Manuela Neuera.
Bayern przeważał, długimi fragmentami kontrolował przebieg boiskowych wydarzeń, częściej był przy piłce i pod polem karnym rywala, lecz jednocześnie byli nieskuteczni: albo pudłowali, albo plany strzelenia bramki skutecznie udaremniał golkiper Robin Zentner.
W końcu jednak i on musiał wyciągnąć futbolówkę z własnej siatki. I to dwukrotnie. Najpierw w 53. minucie po uderzeniu Kingsleya Comana, a następnie w 74., gdy strzelał młodziutki Jamal Musiala.
Jak widać, na listę strzelców nie wpisał się Robert Lewandowski. Znowu. Dla kapitana reprezentacji Polski był to już drugi mecz z rzędu w klubowych barwach bez strzelenia ani jednego trafienia. Ostatnim razem tego rodzaju seria przytrafiła mu się ponad rok temu, a konkretnie pod koniec września 2020 roku (!)
Mimo to w efekcie końcowym Julian Nagelsmann i spółka wyszarpali zwycięstwo, dzięki czemu umocnili się na fotelu lidera Bundesligi, bowiem w równolegle rozgrywanym spotkaniu druga w tabeli Borussia Dortmund tylko zremisowała 1:1 z Bochum, a to oznacza, że Bayern powiększył swoją przewagę punktową nad „BVB” do już sześciu oczek.
jbro, PilkaNozna.pl
Możliwość komentowania została wyłączona.
Najnowsze wydanie tygodnika PN
Nr 50/2024
