Juventus oddał koronę i pogrążył się w kryzysie. Inter okupił mistrzostwo bolesnymi stratami. Wyrósł godny następca Zlatana Ibrahimovicia, który ciągle nie odpuszcza młodzieży. W Milanie trwała rodzinna saga, do domu wrócił Gianluigi Buffon. Ten sam Jose Mourinho okazał się nie taki sam. Walcząc z pandemią, liga włoska zerwała z najstarszym stereotypem. Oto 10 najważniejszych wydarzeń w Serie A kończącego się roku.
10. Powrót do macierzy. Po zaliczeniu 26. sezonu na pierwszoligowym poziomie (z jednym wyjątkiem) wydawało się, że czas najwyższy na powiedzenie: basta. Gianluigi Buffon grał z ojcem Enrico, dzielił szatnię z jego synem Federico. Chiesą rzecz jasna. Przeżył na boisku więcej niż inni. Występował w europejskich pucharach w czterech różnych dekadach, ale zdobył tylko Puchar UEFA, został rekordzistą pod względem liczby meczów w Serie A (657), nikt w Juventusie nie grał więcej razy. To, że z obronionym w maju rzutem karnym stał się najstarszym bramkarzem, który dokonał tej sztuki, rozumie się samo przez się. Przed nim tylko Roberto Mancini skompletował sześć Pucharów Włoch. Zamiast w słusznym wieku 43 lat przejść do piłkarskiej historii, podjął jeszcze jedno wyzwanie. Jak „Nieśmiertelny” Ciro di Marzio, który w piątej i ostatniej serii „Gomorry” wrócił do Neapolu, by rozegrać ostatnią partię w życiu, tak on na koniec wybrał się w sentymentalną podróż do Parmy. Zszedł do Serie B, by pomóc w awansie i choć na boisku pokazywał to, co mówił w wywiadach, że czuje się lepszym bramkarzem niż 12 lat temu, to sprawy się skomplikowały. Parmę pochłonęła drugoligowa przeciętność i awans uciekł dość daleko. Mimo to nadal wykluczyć nie wolno, że w następnym sezonie zobaczymy Buffona w Serie A w tych samych barwach, co w dniu debiutu. Całych 27 lat temu.
9. Pożegnanie trenera. Nie miał w ostatnich latach dobrej passy, to fakt. Ale niezmiennie cieszył się sympatią i wielu mocno trzymało kciuki za jego udany powrót po dziesięciu latach do Fiorentiny. Zaczął w listopadzie poprzedniego roku, skończył w marcu. Na dobre z trenerką. Cesare Prandelli wycofał się z zawodu. Na pożegnanie opublikował list, z którego przebijał obraz człowieka coraz bardziej obco czującego się w piłkarskiej szatni, coraz gorzej rozumiejącego młode pokolenie piłkarzy, człowieka, w którym wspomnienia za tym, co minione, tęsknota za dawnymi wartościami pogłębiały tylko dyskomfort wobec tego, co widział i z czym mierzył się na co dzień. Nie miał siły ani ochoty z tym walczyć, sam nie zamierzał się zmieniać. Chciał znów poczuć się szczęśliwy i praca trenera mu w tym przeszkadzała.
8. Trzy pokolenia. Cesare Maldini miłość przekazał Paolowi, a Paolo zaraził nią Daniela. Dziadek przywiązanie do czerwono-czarnych barw demonstrował w 347 meczach Serie A, u ojca licznik zatrzymał się na 647. Do tysiąca brakowało 6. I o zapełnienie tej luki postarał się wnuk, co nastąpiło 6 stycznia 2021 roku, kiedy po raz szósty pojawił się w lidze włoskiej. Wprawdzie częściej na długo znikał na ławce rezerwowych niż pojawiał się na boisku, ale w przerwie letniej nie zmienił otoczenia. Za to 25 września doczekał się nagrody, z której być może nawet bardziej cieszył się ojciec. Nie potrafił powściągnąć emocji po tym, jak Daniel efektowną główką pokonał bramkarza Spezii. Od 4 stycznia 1987 roku i pierwszego gola Paolo w Serie A z Como minęło 12 683 dni.
7. Duńska kapitulacja. Przez wiele miesięcy był kością niezgody między Włochami a Danią. Przyczyną kryzysu między dwoma państwami. Jedni nie mieli sobie nic do zarzucenia, drudzy oskarżali o marnowanie narodowego dobra. Od lutego nastąpiła odwilż. Coś przestawiło się w głowie Antonio Conte i zaczął dostrzegać w Eriksenie to, co wiedzieli w nim rodacy. Wreszcie 29-letni rozgrywający mógł pokazać klasę w Serie A i w poczuciu dobrze spełnionego klubowego obowiązku udał się na Euro. A tam wiadomo, co go spotkało. Już pierwsza diagnoza lekarzy wskazywała, że nie będzie przyszłości dla Duńczyka w Interze. Po operacji i wszczepieniu wspomagającego pracę serca defibrylatora stało się to pewne, bo włoskie przepisy zabraniają gry piłkarzowi z takim urządzeniem. Od lipca do końca roku ciężar płacenia miesięcznych pensji z rocznej puli 7,5 miliona euro przejęło ubezpieczenie FIFA. Od 1 stycznia Eriksen będzie wolnym piłkarzem. Czy na tyle odważnym, żeby jeszcze włączyć się do gry?
6. Za zamkniętymi drzwiami. Pandemia sponiewierała Serie A, ściśle sprawy ujmując – klubowe finanse. Szacuje się, że od marca 2020 roku w związku z lockdownem i późniejszymi obostrzeniami liga straciła miliard euro. Wirus szalał po piłkarskich szatniach i w marcu w największej mierze zakłócił kalendarz rozgrywek. Od tego sezonu stadiony zostały udostępnione publiczności w 50 procentach ich pojemności, z czasem limit zwiększono do 75. Kiedy meczem Inter – Genoa inaugurowano rozgrywki, kibice na San Siro wrócili po 556 dniach.
Im większy klub, tym cierpiał bardziej. Zdarzył się pierwszy przypadek w historii, że mistrzowie musieli dopłacić do mistrzostwa, zamiast pójść do kasy po należne premie. Rodzina Sunningów ogłosiła plan kryzysowy i w związku z nim zwróciła się do piłkarzy Interu o zrzeknięcie się dwóch miesięcznych pensji, co dla najlepiej zarabiających oznaczało ponad milion euro. Przed dalszymi konsekwencjami zaciskania pasa uciekł Antonio Conte. Spieniężeni musieli zostać Romelu Lukaku i Achraf Hakimi. To utrzymało Inter w pionie. W Juventusie szambo wybiło w listopadzie, kiedy do publicznej wiadomości trafiły pierwsze wyniki śledztwa (punkt 5). Stało się jasne, dlaczego goniący w piętkę Andrea Agnelli nalegał na stworzenie Superligi. To nie było nic innego jak próba ucieczki do przodu, bo także z włoskiego punktu widzenia bardziej niż na miano ligi bogaczy zasługiwałaby ona na nazwę ligi dłużników. Inter miał 630 milionów na minusie, Juventus – 458, a Milan – 151.
5. Portugalska rotacja. Jeden wracał po jedenastu latach, po trzech – drugi wyjeżdżał. Pierwszego witano niemal z równymi królowi honorami. Na lipcową prezentację na Kapitolu – trudno o bardziej prestiżowe miejsce w Rzymie, zwołano dziennikarzy z całego świata. W końcu było kim się chwalić, było, o czym opowiadać. Z Mourinho u sterów Roma ruszała na podbój Włoch i Europy. Drugiego żegnano z mieszanymi uczuciami. Szanować go należało, pokochać było niełatwo. Bardziej maszyna niż człowiek, bardziej super opłacany najemnik, który jednak nie wykonał powierzonego mu zadania, niż ulubieniec turyńskich tłumów. Po 134 meczach, 101 golach, 22 asystach, dwóch mistrzostwach, jednym pucharze i dwóch Superpucharach Włoch Cristiano Ronaldo odleciał na Wyspy, Juventusu do Ligi Mistrzów nie przybliżając. Z 2021 roku najmocniej utkwił w pamięci obrazek uchylającego się Portugalczyka w murze po strzale z rzutu wolnego Sergio Oliveiry z Porto. Pozostawił niedosyt i rachunki do zapłacenia. W związku z aferą finansową wykrytą w Juventusie, domniemanym fałszowaniem budżetu, oszustwami transferowymi, jednym z kluczowych zadań prowadzących śledztwo stało się odnalezienie nieoficjalnej umowy zawartej między klubem a sztabem piłkarza, która powstała i nigdy nie powinna wpaść w niepożądane ręce, jak wynikało z podsłuchanych rozmów wysokich funkcjonariuszy klubowych.
W tym samym czasie w Rzymie zwijali przedwcześnie rozwinięte żagle. Złośliwi uznaliby, że do najbardziej doniosłych czynów dokonanych przez Mourinho należy kupno za 800 euro butów marki Balenciaga nastoletniemu Felixowi Afenie w nagrodę za dwa gole z Genoą. Wszystko inne to nuda i stare śpiewki: o złych sędziach i systemowych spiskach zawieranych przeciw biednej Romie. Dla równowagi wypada dodać, że w tysięcznym meczu na trenerskiej ławce odniósł zwycięstwo nad Sassuolo, upamiętnione sprintem pod Curva Sud. To zdarzyło się w 3 kolejce, w 11 po raz pierwszy w Serie A przegrał w roli gospodarza. Jego passa trwała 43 mecze i rzecz jasna ciągnęła się od pięknych czasów przeżytych w Interze.
4. Czterdziestolatek. 3 października rówieśnikiem Stefana Karwowskiego został Zlatan Ibrahimović. W mało którym roku jego życia wydarzyło się tyle, co w tym. Wytrwale walczył ze słabościami organizmu, przeszedł operację kolana, w czasie rehabilitacji podpisał nowy kontrakt za 7 milionów euro, co dało mu pierwsze miejsce na klubowej liście płac. W styczniowym meczu Pucharu Włoch starł się z Lukaku, co uwiecznił efektowny mural powstały na murach San Siro. Wziął udział w festiwalu San Remo. Obejrzał film o sobie. Wydał drugą książkę pod tytułem „Adrenalina”. Bił rekordy lub śrubował swoje wyniki: został czwartym piłkarzem po 40-tce z golem w Serie A i pierwszym z bramkowym dubletem, pokonał granicę 500 goli w klubowej karierze i 400 w ligach, w których zaznaczył swoją obecność. Wiele z nich oddałby za jednego w Lidze Mistrzów. Po siedmiu latach błądzenia na obrzeżach pomógł znaleźć drogę do niej Milanowi i liczył w niej na trochę splendoru wyłącznie dla siebie. Gol dałby mu miejsce przed Francesco Tottim i innymi na liście najstarszych strzelców. Nie udało się. Czeka na przełamanie w tych rozgrywkach od pięciu lat, być może poczeka do następnej edycji. W końcu Zlatan niczego się nie boi, poza jednym: że kiedyś przestanie grać.
3. Bezbramkowo. Do zamierzchłej przeszłości należą czasy, w których pierwsze skojarzenie z Serie A to taktyczne 0:0. W poprzednim sezonie średnia goli wyniosła 3,06, w tym podskoczyła do 3,09, a tak w ogóle to powyżej trzech utrzymuje się już trzeci sezon z rzędu. W pewnym momencie trwających rozgrywek wynosiła nawet 3,25 i zbliżyła się do najwyższej w historii 3,33 z sezonu 1949-50. Dziś prędzej kibic na trybunach i przed ekranem zobaczy trzy, cztery gole niż żadnego. Do 16 kolejki najczęściej spotykanym wynikiem był 1:2 (11,4 procenta), na 2 miejscu znalazł się 2:2 (10), a na podium zmieścił się 1:1 (9,3). Bezbramkowego remisu trzeba szukać na odległym 13 miejscu, na które złożyło się zaledwie 6 takich meczów (4,3 procent). W poprzednim sezonie plasował się nieco wyżej, ale też daleko od miejsc medalowych – bo na 8 (19 meczów, 5,9).
Na tym tle jak dinozaur ze swoimi poglądami wygląda Massimiliano Allegri. Nowy-stary trener Juventusu wprowadził do słownika piłkarskiego nowe określenie: corto muso, które nawiązuje do wyścigów konnych, w których o zwycięstwie decyduje długość pyska konia. W futbolu to nic innego jak 1:0, czyli idealne zwycięstwo dla Allegriego. Ale nie dla innych. Innym zależy na strzelaniu goli, zwyciężaniu przez ryzykowanie i za cenę liczenia się ze stratami. Niewykluczone, że w tym sezonie po raz pierwszy od dawien dawna mistrzem zostanie nie ten zespół, który najlepiej broni, tylko który najskuteczniej atakuje. Po 16 kolejkach drużyna z najszczelniejszą defensywą zajmowała 3 miejsce. Lider Milan pod tym względem zajmował dopiero 4 miejsce.
2. Serbski rok. Na początku było ego. Wielkie jak Ibrahimovicia. Idąc z porównaniami w drugą stronę, po transferze do Włoch wyglądał jak Sandro Kulenović w Legii: wielki, chudy, niezgrabny i dostający szansę na wyrost. Jednak w odróżnieniu od warszawskiego klubu Fiorentina nie sprzedała swojego brzydkiego kaczątka i jej kibice mogli na własne oczy zobaczyć metamorfozę w łabędzia. To był bez wątpienia rok Dusana Vlahovicia. Z 29 golami zostawił w tyle osiągnięcia Kurta Hamrina i Gabriela Batistuty, strzelał więcej i w bardziej spektakularny sposób. Nie mylił się z rzutów karnych. Odkąd wziął się za ich wykonywania w Serie A, na 12 prób zaliczył wszystkie.
Na pewno jednak nie zajmie miejsca legend rodem ze Szwecji i Argentyny. Bo nie dba o to i nie chce więcej niż musi tracić czasu we Florencji. Na ofertę prezydenta Rocco Commisso gwarantującą podwyżkę z 800 tysięcy euro rocznie do 4 milionów odpowiedział stanowczo: – Grazie, na mnie już czas. To kibicom nie mogło się spodobać. Wzięli Serba na cel, ten wytrzymał presję i kolejnymi golami udobruchał otoczenie. Pogodzona z odejściem snajpera Fiorentina liczy teraz na wystrzałowy transfer. Cena wyjściowa wynosi 90 milionów. Jeśli dojdzie do licytacji między bogaczami, to zostanie podbita, co z kolei pozwala zakładać, że będzie on najdrożej sprzedanym piłkarzem z Serie A w 2022 roku.
1. Detronizacja i koronacja. Conte jak Mourinho w drugim sezonie pracy z Interem sięgnął po koronę. W odróżnieniu od Portugalczyka po nic więcej, choć apetyt miał ogromny. Kibice nie mieli mu wcale za złe, że za mało. Najważniejsze przecież, że zniszczył turyńskiego potwora, którego sam urodził i odchował. Po trzech latach sukcesów w Juventusie oddał go w ręce Allegriego, co powiększyło liczbę tytułów z 3 do 8, a jeszcze jedną cegiełkę dorzucił Maurizio Sarri. Że dominacja jeszcze potrwa, bardziej niż debiutant na ławce Andrea Pirlo, gwarantował zachłanny na trofea Ronaldo. A jednak. Stara Dama poszła w rozsypkę. Niedoświadczony trener nie zdołał ze starych generałów i w dużej mierze z nowego wojska stworzyć zwycięskiej armii. Bianconeri z pierwszego miejsca zjechali na czwarte, a mogli nawet niżej. Co gorsza – powrót Allegriego niczego nie zmienił i nie poprawił. Tak źle jak ten sezon poprzedni raz zaczęli w 1961 roku. Zawodzili zespołowo i indywidualnie. Sprawę tytułu calciobidone, nadawanego w każdym roku najgorszemu piłkarzowi Serie A, w 2021 rozstrzygali między sobą Arthur i Aaron Ramsey.
Inter triumfował, Conte odszedł, w Mediolanie pozostała wiara, że Simone Inzaghi na wybudowanych fundamentach stworzy coś większego i atrakcyjniejszego, wykraczającego poza lokalne ramy. Jak kiedyś Allegri w Juventusie. Są na to widoki.