Wszystkie wyskoki Aubameyanga
Ktoś kiedyś powiedział, że Borussia to najlepsze, co Dortmund ma do zaoferowania światu. I miał rację, bo Zagłębie Ruhry nie jest najpiękniejszym zakątkiem świata. Czerń i szarość zdecydowanie dominują tam nad różem i błękitem, a afirmacja życia ustępuje pola etosowi pracy. Ciepło jest tam tylko latem, zwiedzać za bardzo nie ma czego, a z życiem kulturalno-rozrywkowym jest jak z tarasem widokowym na Okęciu w słynnej scenie z „Misia” – by go doświadczyć, trzeba pojechać do innego miasta.
TOMASZ URBAN
I w tej przemysłowej szarudze nagle pojawił się on. Rajski ptak, nadający kolorytu monochromatycznemu miejscu. Ściągano go z myślą o tym, by rozszarpywał defensywę przeciwnika przebieżkami wzdłuż linii bocznej, ewentualnie demontował ją zejściami do środka. Słowem – początkowo nie rozpatrywano go raczej w kontekście pozycji numer 9, obsadzonej wówczas przez Roberta Lewandowskiego. Nawet kiedy Polak odszedł do Bayernu, pierwszym wyborem na szpicy BVB był przecież Ciro Immobile. Kiedy Włoch jednak całym sobą – i na boisku, i poza nim – dawał do zrozumienia, że w obskurnym Dortmundzie nie żyje mu się za dobrze, w głowie Juergena Kloppa zakiełkowała myśl, by przesunąć Gabończyka do środka. Niech biega w świetle bramki, niech się ściga ze środkowymi obrońcami, a nuż wyjdzie z tego coś ciekawego. I wyszło. Lepiej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
NIESFORNY SUPERBOHATER
Stanęło na 141 golach w 212 meczach. W samej tylko lidze Pierre-Emerick Aubameyang dla Borussii zdobył 98 bramek i pobił tym samym osiągi naszego asa. Stał się też jego jedynym poważnym konkurentem w walce o armatkę wręczaną na koniec sezonu najlepszemu ligowemu strzelcowi. Tak jak Bayern nie potrzebował zmiennika dla Lewego, tak Dortmund nie inwestował w konkurenta dla Gabończyka, tym bardziej że ten zdawał się zadowolony z gry dla Borussii. Jeszcze w lipcu 2015 roku, kiedy po raz pierwszy przedłużał umowę z BVB, mówił, że czuje się w klubie wręcz wyśmienicie, że Dortmund stał się dla niego drugą ojczyzną i że najchętniej nigdy i nigdzie by się stąd nie ruszał. Wiadomo, słowa, ale popierał je regularnie czynami na boisku, w związku z czym jego ekstrawagancka moda oraz niewinne wybryki wywoływały jedynie uśmiechy na twarzach szefów klubu, kolegów z drużyny i kibiców. Wszyscy mają pewnie jeszcze w pamięci jego derbową cieszynkę z 2015 roku, kiedy to po strzelonym golu na 1:0 wraz z Marco Reusem założyli na siebie maski superbohaterów, które już przed meczem pozostawili za bramką gości. To były drobne grzeszki, na które machano pobłażliwie rękoma. Do czasu.
Coś naprawdę niedobrego zaczęło się z Aubą dziać od sezonu 2016-17, czyli od momentu, kiedy do drużyny dołączył Ousmane Dembele. Wybryki Gabończyka przybrały na sile i częstotliwości. Najpierw, w listopadzie, spóźnił się na zbiórkę zespołu przed meczem w Lidze Mistrzów ze Sportingiem, przez co Thomas Tuchel wykluczył go z kadry meczowej. – Taka była decyzja trenera i rozumiemy ją – mówił potem, enigmatycznie komentując tę sytuację, Aki Watzke. Dopiero po czasie wyszło na jaw, że Auba bez pozwolenia klubu poleciał z kumplami prywatnym samolotem do Mediolanu, by tam, krótko przed meczem, hucznie świętować swoje urodziny. A że Tuchel na żartach się nie zna(ł)…
Wiosną znowu afery. Gabończyk lubi sobie pofantazjować z fryzurami. A to sobie coś wytnie, a to coś domaluje… Ale czerwona łyżwa Nike na skroni wprawiła władze BVB w osłupienie, bo Borussia ma podpisaną umowę na wyłączność z Pumą. I tym razem Aubameyangowi się upiekło, sprawa rozeszła się po kościach.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (5/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”