Przejdź do treści
Włoskie odkrycie 2018 roku – Nicolo Zaniolo

Ligi w Europie Serie A

Włoskie odkrycie 2018 roku – Nicolo Zaniolo

Kiedy Francesco Totti pokazuje się już tylko na trybunach, kiedy amerykański sen Jamesa Pallotty zamienia się w denerwujące wszystkich chrapanie, kiedy misja Monchiego nie zmierza do szczęśliwego końca, kiedy strzelecka intuicja coraz bardziej zawodzi Edina Dżeko, a nadzieje pokładane w Patriku Schicku stają się płonne, to skołatane nerwy kibiców Romy leczy niedawny junior.

TOMASZ LIPIŃSKI


Świat zwariował i zawirował wokół niego 1 września. U nas to pierwszy dzień szkoły i z nim szkoła kojarzyła się bardziej. Będąc i tak już w małym niedoczasie względem rówieśników, powinien rozpocząć ostatni rok edukacji przed maturą. Jednak zdaje się, że odłożył ją na później, bo akurat stało się coś nie do uwierzenia: dostał się na piłkarski uniwersytet bez egzaminów. 

NA TRENINGI Z MAMĄ

Selekcjoner Roberto Mancini powołał do reprezentacji zawodnika, który jeszcze nie otarł się o Serie A. Takich przypadków historia calcio wcześniej znała tylko trzy. Przedwojennym był Raffaele Costantino, natomiast w miarę współczesnymi Massimo Maccarone i Marco Verratti, którym jednak dość mocne rekomendacje wystawiły występy w Serie B. Tymczasem pomocnik Romy w drugiej lidze ledwie siedem razy liznął seniorskiego futbolu, a tym, czym mógł się pochwalić najbardziej, były sukcesy w juniorach. Do reprezentacji to się miało tak jak uczeń szkoły podstawowej wymachujący świadectwem z czerwonym paskiem przed absolwentami Harvardu czy Oksfordu. Zdecydowanie nie ten poziom. A jednak trafił się wyjątek. 

Chyba też jeszcze nigdy wcześniej nie zdarzyło się, żeby po ogłoszeniu nominacji do kadry nawet miejscowi dziennikarze spoglądali po sobie ze zdziwieniem, pytali kto zacz i wpisywali w wyszukiwarkę internetową dane: Nicolo Zaniolo. 

Oto ten 19-letni skoczek na głęboką wodę. Największe włoskie odkrycie 2018 roku. Pobudził masową wyobraźnię, przesiadając się z dnia na dzień ze skutera do ferrari. To tylko tak na użytek przenośni, bo do wielkiego futbolu wszedł na piechotę, jeszcze bez prawa jazdy. Na treningi do ośrodka w Trigorii wozi go mama Francesca, zresztą oddana fanka Romy, która na swój sposób też wyróżnia go z tłumu. Kiedy starsi koledzy z szatni przerzucają się zdjęciami swoich WAGs zamieszczanymi w mediach społecznościowych, on niechętnie odkrywa w nich aktywność mamy, która całkiem efektownie nosi swoje 42 lata. Oboje rodzice są niewiele starsi od Tottiego. Ojciec Igor być może raz lub dwa spotkał się z nim na boisku w Coppa Italia, ale bardziej być może, że nigdy, ponieważ Serie A stanowiła dla jego umiejętności mur nie do przeskoczenia. Zaniolo senior był napastnikiem głównie klasy C i B, w której strzelił 26 goli. Jak grał w Rzymie, to w trzecioligowym zespole Cisco. Dziś śledzi karierę syna z perspektywy właściciela baru w La Spezii, liguryjskiego miasta oddalonego od stolicy o ponad 300 kilometrów. 

We wrześniowych meczach z Polską i Portugalią nie zadebiutował w kadrze, ale nikt tego nie oczekiwał. W powołaniu Manciniego wiele było z symboliki. Trener najważniejszej drużyny w kraju chciał otworzyć oczy innym, że pod masą zatrudnianych cudzoziemców tkwi zdolna młodzież. Warto nie tyle umieć, co chcieć ją stamtąd wyciągnąć i mieć odwagę dać jej szansę. Reprezentacja, którą do narożnika zapędziły przegrane eliminacje mistrzostw świata, nie miała nic do stracenia. Musiała grzebać tam, gdzie inni nie grzebali. I powołała młode wojsko. 

Z REALEM W REALU

Od tamtego wydarzenia sprawy nabrały tempa. Z ławki Romy jeszcze we wrześniu przeskoczył na boisko. Normalnie by było, gdyby wszedł na parę minut ze słabym przeciwnikiem, w którym temperatura została trwale schłodzona przez wynik, ale w raczkującej karierze Zaniolo nic normalnego być nie mogło. 19 września w pierwszym szeregu stanął do walki z Realem Madryt na Santiago Bernabeu. On żółtodziób, mający u boku Daniele De Rossiego i Stevena Nzonziego, przeciwko najlepszej drugiej linii świata w składzie Casemiro, Toni Kroos i Luka Modrić, przeciwko najlepszej od trzech lat klubowej drużynie świata. Miał grać z Realem w realu, a nie na konsoli z padem w ręku na kanapie. 

Naprawdę niewiele brakowało, aby tak wyglądał finał Ligi Mistrzów cztery miesiące wcześniej. Roma zatrzymała się w półfinale na Liverpoolu. To działo się 2 maja. Co wtedy robił Zaniolo? Kończył sezon zasadniczy w Interze i powoli sposobił się do rozgrywki finałowej. W juniorach. Luciano Spalletti awansował go do kadry meczowej pierwszej drużyny tylko raz i posadził na ławce w 32 kolejce. 

Swój udział w Lidze Mistrzów…, młodzieżowej Lidze Mistrzów, zakończył ponad dwa miesiące wcześniej, kiedy Inter po rzutach karnych odpadł w 1/8 z Manchesterem City. To niepowodzenie powetował sobie na krajowym podwórku. W Superpucharze Włoch pokonał Romę, wygrał międzynarodowy i bardzo uważany w Italii turniej w Viareggio i na koniec, to już działo się w czerwcu, w finale mistrzostw Włoch uporał się z Fiorentiną po dogrywce. W ten sposób dokonał osobistej zemsty. Od dziewiątego roku życia trenował w Fiorentinie, a kiedy skończył 17 lat, usłyszał, że nie rokuje i Primavera to będą dla niego za wysokie progi, więc albo niech da sobie spokój z piłką i bardziej przyłoży się do nauki, albo poszuka innego klubu. Wylądował w Virtusie Entelli. Sezon 2016-17 zaczął z juniorami, skończył w Serie B. To wtedy zaliczył tych siedem dorosłych występów wbitych w CV przed powołaniem od Manciniego. W międzyczasie był Inter, który na nastolatka wyłożył 2 miliony euro. Dużo, jak na zawodnika skreślonego przez Fiorentinę, mało w porównaniu do Argentyńczyka Facundo Colidio, którego niebiesko-czarni wyciągnęli z Boca Juniors za 6 milionów euro i też umieścili w juniorskim inkubatorze. 

Dostał dziesiątkę na plecy i dał liczby pasujące do tego numeru: w 35 meczach strzelił 14 goli i zaliczył 11 asyst. Był kimś także w reprezentacji do lat 19, która sposobiła się do wyjazdu na mistrzostwa Europy do Finlandii. To miały być jego ostatki na poziomie juniorskim. Przed tym decydowała się jego seniorska przyszłość. 

ZA BELGA I HOLENDRA

Budując drużynę na Ligę Mistrzów, Spalletti w pierwszej kolejności pomyślał o Radji Nainggolanie. Belga znał i cenił, wierzył, że zapanuje w Mediolanie, tak jak panował w Rzymie, nad ciemnymi stronami jego duszy. Inter bardzo chciał, Roma mogła, piłkarz nie miał nic przeciwko, więc porozumienie zawarto na poziomie 38 milionów euro. Z tego 24 płatne w gotówce, a reszta w żywym towarze. Davide Santona wyceniono na 9,5 miliona, a Zaniolo na 4,5. W Interze cmokali z zachwytu, w Romie zgrzytali zębami, bo stracili charakternego ulubieńca tłumów, a zyskali niespełniony talent (Mourinho kiedyś nazywał Santona złotym dzieckiem) i anonimowego juniora. Życie jednak bywa przewrotne i dziś ten układ ocenia się zupełnie inaczej. 

Zaniolo przeszedł testy medyczne, podpisał kontrakt, stanął do wspólnej fotki z Monchim i oddał do dyspozycji trenera reprezentacji U-19. Włosi, którzy w futbolu młodzieżowym (poza kategorią U-21) na nadmiar sukcesów nigdy nie narzekali, tym razem szli jak burza. Kiedy doszli do finału, zainteresowanie w kraju wzrosło. 29 lipca stworzyli kapitalne widowisko z Portugalią, z którą w regulaminowym czasie remisowali 2:2, a po dogrywce przegrali 3:4. Za gwiazdy robili napastnicy Moise Kean i Andrea Pinamonti, ale bezpośredni obserwatorzy chwalili też z każdej strony wysokiego pomocnika. Późniejszy gest Manciniego należy też odczytywać jako nagrodę za postawę w tamtym turnieju. 

Skończyła się sielanka, zaczęła praca. Nawet Monchi był przekonany, że młody nie będzie jej wykonywał w koszulce Romy dłużej niż do końca wakacji. Przejdzie przez okres przygotowawczy, wystąpi w paru sparingach, nauczy się czegoś od Kevina Strootmana, Daniele De Rossiego czy Javiera Pastore i odda się go na wypożyczenie. Sytuację zmieniło odejście Holendra do Olympique Marsylia. Dyrektor i trener Eusebio Di Francesco uznali, że muszą zatrzymać Zaniolo do dalszej obserwacji. 

SZYBCIEJ NIŻ TOTTI

Po murawie Santiago Bernabeu biegał do 54 minuty. Przed wyjściem kamery zarejestrowały przemowę motywującą De Rossiego do debiutanta. Nie spękał, ale nie ma co się czarować, gdyby nie był taką sensacją, nikt nie zwróciłby uwagi na zawodnika z numerem 22 (wybrał go w dowód uznania dla Brazylijczyka Kaki). Niby nie odstawał od kolegów, tyle że Roma tamtego wieczoru stanowiła tło dla Królewskich. Zaliczył 23 kontakty z piłką, miał prawie 78 procent dokładnych podań. Pierwsze koty za płoty. Siedem dni później wreszcie pojawił się w Serie A, ale na podstawowy skład musiał poczekać do 3 listopada i później coraz rzadziej go w nim brakowało. Im niżej stały akcje Nainggolana w Interze, tym wyżej Zaniolo w Romie. Pod wieloma względami zastąpił Belga, sprawił, że mniej bolesne jest rozczarowanie związane z postawą Pastore, a na wyniki całego zespołu nie patrzy się tylko przez czarne okulary. 

Czym ujął wszystkich Zaniolo? Dorosłością. Nie wygląda na piłkarza, który dopiero co wyrósł z krótkich spodenek. Chłopak, ale już mężczyzna. Ze swoimi 190 centymetrami jest wielki jak szafa i silny jak tur. Przy tych parametrach nie jest ociężały, ale całkiem szybki i sprawny. Oprócz warunków fizycznych i technicznych, co zrozumiałe, piłka go słucha, musi podobać się jego charakter. Włosi o kimś takim, kto nie chowa się za plecami kolegów nawet w trudnych momentach, kto cały czas domaga się piłki, kto nie szuka samych łatwych rozwiązań i lubi ryzyko, kto walczy tak samo z Frosinone jak z Juventusem, mówią, że ma silną osobowość. U 19-latka to nie tak często spotykane lub często mylone z butą, nonszalancją i lekkomyślnością. On jest pokorny oraz nad wiek dojrzały i odpowiedzialny. Już porównują go do Stevena Gerrarda i Franka Lamparda. Chociaż trudno wskazać konkretny punkt odniesienia, bo uniwersalność to kolejna jego zaleta. Może zagrać tam, gdzie grali Strootman i Nainggolan, jak również gdzie powinni grać, a robią to coraz rzadziej i gorzej, De Rossi i Pastore. I jeszcze umie strzelać jak Totti. 

Bramki z Sassuolo w 18 kolejce nie powstydziłby się sam San Francesco. Zresztą kiedyś podobną strzelił. Rajd po skrzydle, efektowny zwód, po którym na pupach usiedli obrońca i bramkarz i na koniec delikatny lob nad głowami jednego i drugiego. Płynnie, zgrabnie i bardzo efektownie. W jednym już jest lepszy od żywej legendy. Totti swojego pierwszego gola dla Romy doczekał się w 11 występie. Zaniolo skrócił termin o dwa mecze. W Rzymie rozpoczął rządy młody cesarz. 

PRZESTROGA Z MILANU

Oczywiście nie warto brnąć w tę poetykę. Zaniolo ma świetne papiery, żeby rządzić, ale ilu przed nim miało i po drodze się zgubili? Zwłaszcza w przeżywających akurat trudne momenty wielkich klubach objawiają się od czasu do czasu jakieś talenty, którym na starcie wszyscy kibicują, ale kiedy drużynie zaczyna wieść się lepiej, młodzi idą w odstawkę. W Interze przerabiali to na wielu przykładach, poczynając od Santona, a skończywszy na Assanie Gnoukourim czy Yannie Karamohu. W Romie zabłysnęli i na razie zgaśli Mirko Antonucci i Daniele Verde. Jednak najbardziej odpowiednią przestrogą dla Zaniolo jest o rok młodszy Manuel Locatelli. Kiedy w październiku 2016 roku jako osiemnastolatek strzelił dla Milanu zwycięskiego gola z Juventusem, wydawało się, że złapał Pana Boga za nogi. W następnym sezonie coraz rzadziej pojawiał się w składzie, w obecnym został wypożyczony do Sassuolo, gdzie też częściej musi godzić się z rolą rezerwowego. W 2019 roku przekonamy się, czy lepsze jutro dla Romy wydepcze Zaniolo, czy może lepsza Roma zadepcze i odeśle na drugi plan pomocnika, który 2 lipca skończy 20 lat. 



TEKST UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (1/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024