Przejdź do treści
To nie jest czas na zadumę nad tym, co osiągnąłem

Polska Reprezentacja Polski

To nie jest czas na zadumę nad tym, co osiągnąłem

Jeszcze nigdy najlepszy piłkarz w Polsce nie został uznany najlepszym piłkarzem świata. Ta historia wydarzyła się na naszych oczach, tę historię opowiemy jeszcze nienarodzonym pokoleniom. Listę jego sukcesów każdy w naszym kraju wyrecytuje bez zająknięcia, redakcja „PN” z nieskrywaną przyjemnością wydłużyła ją o kolejny punkt – tytuł Piłkarza Roku 2020.


Robert Lewandowski najlepszym piłkarzem 2020 roku


PRZEMYSŁAW PAWLAK

Po raz dziewiąty został pan Piłkarzem Roku w Polsce, wyróżnienie smakuje inaczej niż pierwsze z 2011 roku?

Kolejne zwycięstwo jest trudniejsze, inna jest skala. Doceniam i cieszy mnie każde trofeum, bo jest efektem konkretnych osiągnięć – mówi Robert Lewandowski. – Wykonałem ciężką pracę, przełożyła się ona na zwycięstwa. Pomimo wielu przeszkód na drodze, doszedłem daleko, moment, w którym zdobywasz trofeum daję ci poczucie dumy. To ze mną zostanie na zawsze. Choć nie mówię o spełnieniu, nie jest tak, że już nic więcej nie muszę.

Jakie emocje towarzyszyły panu, gdy wybrano pana najlepszym piłkarzem świata?

Chyba sobie nie zdawałem sprawy z tego, co udało się osiągnąć. Zresztą, do tej pory nie do końca jestem świadomy znaczenia tego wyróżnienia. Pracowałem wiele lat, aby zrealizować swój cel, aby być najlepszym na świecie, człowiek nie do końca miał jednak świadomość, jak daleko można dojść. Przecież nikt wcześniej z Polski, dorastający w takich warunkach jak moje czy wcześniejsze pokolenia, nie miał na to szans, nie był nawet blisko. Pojawiły się więc łzy, także wspomnienia dobrych, ale też ciężkich chwil, które w życiu przeszedłem. Warto było czasami iść pod prąd, w innym kierunku niż mi wskazywano, postąpić zgodnie z wewnętrznym przekonaniem. Tyle że ten tytuł w żaden sposób nie zmienia mojego myślenia, nic nagle we mnie się nie zmieniło. To wielki sukces, ja to poniekąd wiem, nie chcę się jednak nad tym rozpływać. To nie jest jeszcze czas na zadumę nad tym, co osiągnąłem.

Może ciężkie chwile były panu potrzebne, ukształtowały pana charakter?

Zdecydowanie. Gdy jesteś młodym zawodnikiem, masz dwadzieścia-dwadzieścia dwa lata i nie spotkałeś na swojej drodze przeszkód, wszystko przychodzi ci łatwo, możesz mieć kłopot ze zbudowaniem odpowiedniej mentalności. Nawet jeśli osiągniesz sukcesy indywidualne czy drużynowe. Problemy prędzej czy później przyjdą, niezależnie od etapu kariery każdy jakieś ma. Łatwiej je pokonać, mając za sobą trudne doświadczenia. Musisz czuć totalny głód, jego brak jest przeszkodą. Ciężkie okresy ukształtowały moją mentalność, stawałem przed wyborem: iść do przodu czy się wycofać. Upór pozwolił mi pójść dalej.

Niby wszystko wiemy o pana grze, jednocześnie jednak nie wszystko, bo w każdym sezonie zaskakuje pan dodaniem nowego elementu, co pan teraz szykuje?

W piłce nożnej nie jest tak, że wypracowałeś kiedyś określony element gry i bez treningu będziesz dysponował nim na zawsze. Pracuję nad udoskonalaniem posiadanych umiejętności, ale świadomość pozwala mi również na szukanie braków w mojej grze. One są, nie ma piłkarza idealnego, można je jednak poprawić. Dużo uwagi przykładam do gry lewą nogą, skupiam się także nad wypracowywaniem sobie pozycji do oddawania uderzeń z dystansu. Nie mam wielu okazji w trakcie meczów do rozwiązywania akcji w ten sposób, gram w innym sektorze boiska, mimo to szukam sposobu, żeby taką możliwość poprzez odpowiednie ustawienie sobie stworzyć. A następnie nie bać się podjąć decyzji o strzale z dalszej odległości.

Gwiazdor NBA, LeBron James, powiedział, że rocznie inwestuje w swoje ciało 1,5 miliona dolarów, pan również prowadzi takie rachunki?

Dokładnej kwoty nie podam, musiałbym mieć dłuższą chwilę na zastanowienie, natomiast mogę powiedzieć, że o inwestycji w siebie zacząłem myśleć w wieku 21-22 lat. Nie chodzi tu tylko o trening, ale też inne rzeczy w codziennym funkcjonowaniu potrzebne do utrzymania formy. Zacząłem próbować nowych rozwiązań, które mogą mi w mniejszym lub większym stopniu pomóc, choć na pierwszy rzut wydają się błahe. Tyle że szczegóły mogą w ostatecznym rozrachunku okazać się decydujące.

Poznanie swojego organizmu jest nieodzownym składnikiem sukcesu sportowca?

Uczę się swojego organizmu od 12 lat, jego znajomość pozwala mi pewne rzeczy szybciej zrozumieć. Pracując z fizjoterapeutami, potrafię im wskazać skąd pochodzi ból, mimo że odczuwam go w innym miejscu ciała. Podobnie jest w treningu, nauczyłem się wyczuwać, kiedy zaczynają męczyć się plecy, kiedy nogi. Ta świadomość jest znacząca teraz, ale będzie bardzo pomocna także w kolejnych latach. Ten proces nigdy się nie kończy, zmienia się wiek organizmu, zmieniają się obciążenia, coś mogło działać trzy lata temu, ale niekoniecznie musi przynosić identyczny skutek teraz. Cały czas dowiaduję się o sobie czegoś nowego. Nieraz się uśmiecham, bo pozornie łatwiej żyć w niewiedzy. To jednak nie dla mnie.

To w ogóle możliwe, aby powtórzył pan drugi raz taki rok jak poprzedni – nacechowany tyloma bramkami, indywidualnymi i drużynowymi sukcesami?

Poprzednie dwanaście miesięcy było dla mnie prawie perfekcyjne. Nie uważam jednak, aby powtórzenie takiego roku było niemożliwe. Przeciwnie – jak najbardziej podobne sukcesy są do osiągnięcia. Natomiast nie będę postrzegał 2021 roku w kontekście strzelenia dwóch goli mniej albo trzech więcej, bo w przypadku bramek ważniejsza jest ich waga niż liczba. Bardziej zajmuje mnie więc jakość i styl, które zaprezentuję na boisku.

Inaczej, czy obronienie miana najlepszego piłkarza świata jest możliwe dla Polaka w roku dużego turnieju?

Zdecydowanie, choć nie ma sensu ukrywać – jest to zadanie trudniejsze. Realizacja tego celu uzależniona jest w pewnym stopniu od tego, jak reprezentacja Polski wypadnie w finałach mistrzostw Europy.

Czuje się pan w jakiś sposób współodpowiedzialny za zwolnienie Jerzego Brzęczka?

Współodpowiedzialny? To znaczy?

Jako piłkarz reprezentacji Polski.

Gdybyśmy grali dobrze, trener nie zostałby zwolniony. Zawodnicy również za to odpowiadają. Przykra sprawa. Każdy z nas powinien również uderzyć się w pierś. Musimy zastanowić się nad tym, co nie funkcjonowało, nad tym, co my możemy zrobić lepiej, aby kwalifikacje mistrzostw świata zacząć od mocnego uderzenia. Refleksja jest potrzebna, natomiast musimy patrzeć przede wszystkim do przodu. I nie możemy zastanawiać się nad tym, jak zespół będzie wyglądał pod wodzą nowego trenera, musimy za to wyjść na boisko w Budapeszcie i zrobić swoje.

Zdawał pan sobie sprawę z tego, że po meczu z Włochami przekaz zostanie zdominowany w takim stopniu pana ośmiosekundowym milczeniem?

Gdy ktoś czegoś szuka i chce na siłę znaleźć, w każdej wypowiedzi, w każdym geście to dostrzeże. Nie liczyłem sekund w głowie, nie planowałem takiego zachowania, po prostu tak wyszło. Moje milczenie zostało wyolbrzymione.

Jaka jest prawda o pana relacjach z Brzęczkiem? Nie były raczej przyjacielskie.

A jakie powinny być? Znam swoją rolę, pewnej granicy nie chcę przekraczać. Starałem się wspierać trenera. Po listopadowych meczach widziałem, co dzieje się w mediach, nie zmierzało to w dobrym kierunku, wykonałem telefon do selekcjonera. Zapewniłem go, że może na mnie liczyć. Rozmawialiśmy także o tym, iż jako drużyna mamy sporo rzeczy do poprawy w kwestiach gry czy funkcjonowania.

Brzęczek często pana odwiedzał w Niemczech, a może byliście chociaż w stałym kontakcie telefonicznym?

Po listopadzie był pomysł, abyśmy jak najszybciej zobaczyli się w Monachium. Nie udało nam się jednak spotkać. Żałuję, że tak to się skończyło, zwłaszcza że zakładałem, iż eliminacje mundialu drużyna z trenerem Brzęczkiem zacznie z innego pułapu. Jestem ambitnym człowiekiem, zależy mi na wynikach reprezentacji Polski, chcę wygrywać.

Decyzja Zbigniewa Bońka pana zaskoczyła?

Tak. Byłem akurat po treningu, gdy dotarła do mnie ta informacja. Wcześniej nic nie wiedziałem. Zadzwoniłem do prezesa, aby zapytać, co się wydarzyło. Zbigniew Boniek przedstawił mi sytuację. Tyle.

Reprezentacja Polski potrzebowała powiewu świeżego powietrza?

Trudno powiedzieć, bo świeży powiew dopiero przed nami. Natomiast trener daje przekaz, wykonanie zależy od zawodników, więc zwolnienie Jerzego Brzęczka jest także porażką piłkarzy.

Nowy selekcjoner, Paulo Sousa, zdążył już odwiedzić pana w Monachium.

Trener przyjechał do mnie w towarzystwie dwóch asystentów. Przedstawił mi wizję prowadzenia reprezentacji, na ten moment w teorii wygląda ona obiecująco. Nie lubię jednak zawczasu zbyt dużo mówić, bo ważniejsza będzie praktyka. Wolę przekonać się na własne oczy, jak zespół będzie funkcjonował.

Portugalczyk zadeklarował, że otrzyma pan większe wsparcie na boisku, tego brakowało zwłaszcza w meczach z silnymi rywalami?

Gdy przeciwnik skupia się na mnie, a my nie mamy z przodu zawodników, którzy mogą wykorzystać luki w jego szeregach, gra mu się łatwiej. Brakowało nam zrobienia użytku właśnie z tych luk, czasem widać to było gołym okiem. Jeśli mam mało piłek, to mam mało okazji na zdobycie bramki, jeśli mam mało okazji na zdobycie bramki, to szanse na strzelenie gola też spadają.

Sousa najpewniej spróbuje gry z ustawieniem z trzema środkowymi obrońcami, próbował tego schematu Adam Nawałka i nie wyglądało to dobrze. Nie jest to za duże ryzyko?

Czy będziemy grali trójką obrońców, czy czwórką, bo może być to zmienne w trakcie meczów, dla żadnego piłkarza reprezentacji Polski nie będzie to stanowiło problemu. W kadrze posiadamy przecież zawodników, grających w klubach w różnych systemach. Mnie zdarza się cztery razy zmieniać taktykę podczas spotkania, więc jeśli zawodnik ma jasno przekazane zadania na temat tego, jak powinien poruszać się po boisku, odnajdzie się w każdym systemie. Chodzi o jasność przekazu, rozdzielenie zadań piłkarzom i pewność, że jeśli ktoś coś robi na boisku, kolega z drużyny odpowiednio na to reaguje.

Na marcowym zgrupowaniu Sousa będzie miał bardzo mało czasu na pracę, czy to możliwe, aby zdołał wiele zmienić w grze reprezentacji?

Nie sądzę. Więcej zależeć będzie od zawodników, od tego czy będziemy pamiętali o jasnym przekazie trenera, o tym, co mamy robić, gdy znajdujemy się w fazie ofensywnej i defensywnej. W czerwcu, przed finałami mistrzostw Europy, czasu na pracę będzie więcej.

Przykład Bayernu Monachium pokazał, że zmiana trenera może być kluczowa, gdy Hansi Flick przejął zespół, odpaliliście. To rzeczywiście jest tak proste?

Można powiedzieć, że piłka nożna polega na tym, że jedenastu facetów goni za piłką i próbuje nią trafić w prostokąt, ale to nieprawda. Futbol jest skomplikowanym sportem, opartym na poruszaniu się z piłką i bez niej, na odpowiednim timingu, na szybkości myślenia, na podejmowaniu właściwych decyzji – tu powstają największe różnice między drużynami z najwyższego poziomu a innymi. Czy ktoś biegnie szybko, czy bardzo szybko, czy ktoś strzela dobrze, czy bardzo dobrze oczywiście ma znaczenie, ale całokształt drużyny buduje się na jej synergii. Weźmy dla przykładu zakładanie pressingu. Nie chodzi o to czy trzech bądź czterech zawodników ofensywnych pracuje przy odbiorze piłki, właściwy pressing zaczyna się od obrońców, ważne jest ich przesuwanie się po boisku. Gdy ktoś się spóźni, źle się ustawi, w meczu na najwyższym poziomie od razu tamtędy pójdzie akcja przeciwnika. Jeśli założysz trzy razy pressing i za każdym razem ktoś się zdrzemnie, czwartego nie zrobisz już na sto procent.

Nie znudziło się panu obijanie kolejnych rywali w Bundeslidze?

Mam pasję do tej dyscypliny sportu, sprawia mi ona wielką frajdę, mam cele i ambicję. Życie piłkarza nie trwa wiecznie, ale ja nie doszedłem jeszcze do momentu, w którym myślę, że już dużo osiągnąłem, więc mogę trochę odpuścić. Jeśli kiedyś taki pomysł pojawi się w głowie, będzie to sygnał do zastanowienia się nad tym, jak długo jeszcze będę mógł uprawiać piłkę nożną. Strefa mentalna jest bardzo ważna, ja planuję grać jeszcze pięć-siedem lat. Przynajmniej. To kwestia wyznaczania sobie kolejnych wyzwań.

Jak na przykład pobicie rekordu bramek w jednym sezonie Bundesligi należącego do Gerda Muellera?

Nie napinam się. W czasach gry Gerda Muellera padały wyniki 11:2, więc napastnik mógł postrzelać, natomiast jeśli w rundzie rewanżowej uda mi się zdobyć przynajmniej w dwóch meczach po minimum trzy bramki, być może taka okazja się nadarzy. Gdy do rekordu będzie brakowało mi dwóch, trzech bramek, wtedy się na tym celu skoncentruję. Ale to wcale nie będzie takie proste, sezon jest bardzo ciężki.

Kalendarz jest bardzo napięty, jak będzie pan zarządzał siłami?

Odpadliśmy z Pucharu Niemiec, nie jest to miłe uczucie. Jeśli w ogóle można w tej sytuacji mówić o szukaniu pozytywnych aspektów, a mam co do tego spore wątpliwości, po kilku dniach doszedłem do wniosku, że zyskaliśmy cztery tygodnie, w trakcie których nie będziemy grali meczów w ich środku. Patrząc z perspektywy natężenia meczów w Bundeslidze, Lidze Mistrzów, także w finałach mistrzostw Europy, to bardzo dużo. W tym czasie możemy przeprowadzić minimum piętnaście jednostek treningowych. Co nie zmienia faktu, że od końca lutego zapewne będę myślał o tym, aby nieco oszczędzać siły.


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024