Specjalnie dla nas: Mariusz Lewandowski
Mariusz Lewandowski pracuje w Niecieczy już od prawie roku. Przez ten czas udało się odmienić oblicze drużyny, która co sezon jest wymieniana w gronie kandydatów do awansu, ale na koniec świętują inni.
KAMIL SULEJ
Jako byłego piłkarza związanego z obiema stronami barykady trudno nie spytać pana o ocenę towarzyskiego meczu Polaków z Ukrainą.
Z pewnością mecz był okazją do sprawdzenia piłkarzy, którzy dotychczas grali mniej w obu reprezentacjach – przyznaje Lewandowski. – Dał też możliwość sprawdzenia różnych rozwiązań taktycznych. Trochę mi przypominał spotkanie z Holandią, ale z tą różnicą, że Polacy szybciej wychodzili do ataków. Widać było, że nastawiliśmy się na grę z kontry. To Ukraina prowadziła grę. Polska wygrała, ale zwycięstwo trzeba dokładnie przeanalizować. Myślę, że selekcjoner ma wiele znaków zapytania, co do gry naszego zespołu.
Ukraina może być czarnym koniem przyszłorocznego Euro?
Tak. Ukraińcy grają dobrze w piłkę, reprezentują dobre kluby. Andrijowi Szewczence udało się połączyć doświadczenie z młodością. Zobaczymy jak będzie rozwijać się ta reprezentacja, ale ma ciekawe perspektywy.
Zdobył pan uprawnienia trenerskie na Ukrainie. Czy nazwisko Lewandowski ułatwiło ich uzyskanie?
Nie ma takich rzeczy. Wszystko było kontrolowane. Nad grupą ukraińską pieczę sprawowali delegaci z Polskiego Związku Piłki Nożnej. W tym gronie byli panowie Pasieka i Maranda. Wszystkie spotkania i egzaminy były nagrywane. Kurs odbywał się na tych samych zasadach, jak w innych krajach. Nie ma taryfy ulgowej, bo nikt jej nie oczekuje. Aby zostać trenerem trzeba się sporo natrudzić, innej drogi nie ma.
Podczas kariery piłkarskiej pracował pan z wieloma dobrymi trenerami. Czy któryś z nich zasługuje na miano wzorca?
Zapamiętałem coś u każdego z trenerów, ale nie chcę nikogo kopiować. Chcę opierać się na swojej wiedzy i doświadczeniach. Moim celem jest stworzenie własnego stylu, a nie kogoś naśladowanie.
Przejdźmy do I ligi. Co pan sądzi o tych rozgrywkach po prawie rocznej pracy?
To specyficzna liga. Trzeba jej szybko się nauczyć. Czasami zespoły zaskakiwały, przy analizie okazywało się, że grająca dobrze drużyna nie potrafi wygrać 2-3 meczów, inna zaś słabo radzi sobie na boisku, ale punkty gromadzi. Najważniejsze było, aby poznać swój zespół. Niektórym było nie po drodze z drużyną i trzeba było się z nimi rozstać. Po prawie rocznej pracy udało się stworzyć drużynę, która zna zasady i dobrze funkcjonuje.
Ktoś mógłby pomyśleć, że po przyjściu do nowej drużyny dokona pan rewolucji kadrowej. Dał pan jednak szansę tym, którzy byli wcześniej w szatni Bruk-Betu.
Ktoś kiedyś wyselekcjonował tych piłkarzy. Nie jestem taki, że wchodzę do szatni i od razu wprowadzam kilku swoich zawodników. W drużynie nie brakowało piłkarzy, którzy potrafili grać. I oni mają teraz miejsce w kadrze.
Doszukał się pan powodów, dlaczego Bruk-Bet miał bić się o awans, a zamiast tego kończył sezon w środku tabeli?
Było ich sporo, ale rozwiązałem większość z nich, więc problemy zostały wyjaśnione. Wprowadziłem zasady i teraz zawodnicy wiedzą czarno na białym, co mają robić.
Przestawienie Romana Gergela na szpicę to pański pomysł?
Tak. Trzeba poznać zawodników, żeby określić ich specyfikację i charyzmę. Romek może występować na kilku pozycjach, ale na skrzydle zaczął się zamykać. Porozmawialiśmy, poinformowałem go o zadaniach na nowej pozycji. Dobrze to funkcjonuje.
Defensywa Bruk-Betu należy do najlepszych w lidze. Swoją solidność pokazała cała drużyna, kiedy grała w dziesięciu na jedenastu z niepokonanym wcześniej Górnikiem Łęczna, i wygrała.
Mieliśmy dużo treningów w grze o jednego mniej. We wspomnianym meczu czasem wydawało się, że to my gramy o jednego albo i dwóch więcej. Byliśmy przygotowani do takiej sytuacji. Mimo niezłej sytuacji w tabeli tonuję nastroje w drużynie, przed nami jeszcze daleka droga.
Bruk-Bet w poprzednim sezonie zakończył walkę o Ekstraklasę w barażach. Teraz ponownie planuje atak na najwyższą ligę, jednak trudno wyobrazić sobie trudniejszy sezon, biorąc pod uwagę liczbę pretendentów.
Trzeba jak najlepiej przygotowywać się do każdego meczu, niezależnie od tego czy gra się z drużyną z czołówki, czy z dołu tabeli. W tej lidze nie ma różnicy. W poprzednim sezonie zebraliśmy doświadczenia i wiemy, co mamy robić.
Niektórzy trenerzy narzekają na przepis o młodzieżowcach, jednak w przypadku Bruk-Betu stanowią oni wartość dodaną.
Niektórzy trenerzy robią problem z niczego. W młodych zawodników trzeba wierzyć. Po jednym słabszym meczu nie można ich odstawić. Grabowski dostał szansę i ją wykorzystał. Orzechowski również grał w kilku meczach z rzędu, Śpiewak dobrze rokuje, na swoje szanse czekają Snopczyński oraz wychowanek Matuszewski. Liczę na wszystkich, ale nie wszyscy mogą od razu grać. Nie widzę problemów, żeby młodzieżowcy grali w pierwszej jedenastce.
Już myśli pan o zimowym oknie transferowym?
Jestem w stałym kontakcie z dyrektorem sportowym i panią prezes. Każde okno służy temu, żeby się ulepszać, ale też rozstawać z zawodnikami, którzy mniej grają. Trzeba być też przygotowanym na nieplanowane odejścia.
Jak pandemia wpłynęła na pańską pracę?
To nie jest komfortowa sytuacja. Czasami jest tak, że przygotowujemy się do meczu w środę, a we wtorek mówią, że jest zakażenie w drużynie przeciwnej i trzeba zmieniać mikrocykl. To nowość dla trenerów, nawet tych najbardziej doświadczonych.
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 46/2020)