Rzecz o stresie w świecie menedżerów
Zastanówcie się dwa razy zanim napiszecie, że Ole Gunnar Solskjaer jest wuefistą, Mikel Arteta amatorem, a inny ze szkoleniowców – parodystą. To, co spotkało Steve’a Bruce’a i jego komentarze po zwolnieniu z Newcastle United wiele mówią o życiu menedżera i warto mieć tego świadomość.
Zwolnienie Steve’a Bruce’a miało dwa różne oblicza. Pierwsze, to całkowicie logiczna decyzja nowych właścicieli Newcastle United, którzy uznali, że nie jest to szkoleniowiec na nową erę tego wielkiego, choć grającego poniżej możliwości klubu. Zwłaszcza że do momentu podjęcia decyzji jego drużyna nie zdołała jeszcze wygrać meczu w lidze, a styl gry pozostawiał wiele do życzenia. Drugie oblicze jest jednak znacznie mniej przyjemne. Bruce w swoim ostatnim meczu w roli szkoleniowca Newcastle osiągnął niewyobrażalną granicę tysiąca spotkań w zawodzie. Biorąc pod uwagę, że zaczynał jeszcze w 1998 roku, a jeszcze w kwietniu – kluczowym miesiącu w sezonie? – został wybrany najlepszym menedżerem Premier League, to można uznać, że przeżył na tyle dużo, by przeżywał wyjątkowy moment z uśmiechem, niezależnie od wyniku.
Tymczasem kilkunastodniowa podbudowa pod mecz z Tottenhamem – pierwszy po przerwie na spotkania reprezentacji – musiała być dla niego największym sprawdzianem z cierpliwości jaki można sobie wyobrazić. Pomijając już to, co działo się z Newcastle, wejściem nowych właścicieli, kontrowersjami dotyczącymi inwestycji Public Investment Fund i powiązaniami z rządem Arabii Saudyjskiej, to jego postać – reputacja, dorobek, poświęcenie – było przeciągane przez błoto raz po raz. Kamery telewizyjne śledziły nawet to, jak wyjeżdżał z ośrodka treningowego po całym dniu pracy, a w programach spekulowano, czy już spakował swoje rzeczy w karton. Gdy więc już potwierdzono jego zwolnienie, to pożegnanie odbyło się dwutorowo i nawet ważniejsze od celebracji fanów Newcastle oraz oficjalnych oświadczeń było to, co powiedział sam Bruce.
– Myślę, że to była moja ostatnia praca w zawodzie – powiedział 60-latek. – Było mi bardzo, bardzo ciężko. Nigdy nie czułem się tam chciany, wręcz słyszałem zewsząd, że ludzie chcą, by mi nie wyszło i że mi nie wyjdzie, że jestem bezużytecznym grubasem na którego szkoda czasu, że jestem taktycznym parodystą, kapuścianym łbem.
To szokujące wyznanie przyszło po miesiącach, gdy Steve Bruce starał się trzymać głowę dumnie uniesioną w górze, prąc do przodu wbrew przeciwnościom, których w Newcastle nie brakowało. A przecież patrząc na liczby i porównując dwa pełne sezony z dorobkiem jego poprzednika – znacznie bardziej szanowanego również w tym miejsce Rafą Benitezem – to wcale nie ma takiej negatywnej różnicy. I często można było też odnieść wrażenie, że Bruce obrywa nie tylko za swoje nietrafione decyzje, ale za to, kto (Mike Ashley) i dokąd (do Championship) United prowadzi.
Jedynym miejscem, które faktycznie celebrowało osiągnięcie Bruce’a było League Managers Associtation, czyli stowarzyszenie, które pomaga trenerom na bardzo wielu polach. Członkiem zarządu oraz jednym ze szkoleniowców w „klubie tysiąca” jest oczywiście Sir Alex Ferguson u którego Bruce również grał.
– Jestem dumny, że mogę Steve’owi pogratulować tego osiągnięcia. Dla mnie od początku było jasne, że on zostanie menedżerem. Gdy grał w moim Manchesterze United, to miał niesamowitą umiejętność komunikowania się z innymi, motywowania, jako bardziej doświadczony zawodnik zwłaszcza wobec tych młodszych. We wszystkich klubach Bruce zdobył ogromne doświadczenie i niezależnie od okoliczności w jakich się znajdował, zawsze pokazywał, że potrafi utrzymać entuzjazm i wewnętrzną siłę, co nie zawsze jest łatwe do wykonania. Ma niesamowitą wiedzę techniczną i taktyczną, która niewątpliwie odegrała sporą rolę w dojściu na poziom stu meczów. To dostojny lider, który zawsze w pełni oddawał się kolejnym klubom – mówił Szkot.
Ta laurka nie jest wyłącznie formalnością, bo równie istotną opinią po zwolnieniu Bruce’a podzielił się jeden z najlepszych zawodników Newcastle, Alain Saint-Maximin. – Byłeś bez wątpienia jedną z najbardziej uprzejmych osób jakie spotkałem w świecie futbolu. Zawsze dotrzymywałeś słowa, dbałeś o nas, byłeś sprawiedliwy i niezależnie od wszystkiego nas chroniłeś. Nigdy nie zapomnę tego, jak mnie traktowałeś i za to jestem ci dozgonnie wdzięczny – powiedział skrzydłowy. Raz jeszcze widać, jak różny był odbiór Bruce’a w szatni – tam, gdzie to się najbardziej liczy – a na trybunach, gdzie jego osiągnięcia w zasadzie w ogóle nie celebrowano.
Zresztą to nie były jedyne reakcje ze środowiska Premier League. – Nie oglądajcie, nie czytajcie tego. To chyba najlepsza rada jaką mogę dać wszystkim trenerom. Jest mi bardzo żal Steve’a, co się zdarzyło, jak on to odczuwał i przez co przechodził. Uważam, że jedną z najważniejszych umiejętności trenera we współczesnym futbolu jest to, by nie dopuszczać do siebie krytyki, albo po prostu ją ignorować. Ja tak robię i w swojej karierze jeszcze nie czułem się, tak jak Bruce. Tak jednak funkcjonuje świat: każdy może powiedzieć co chce. Dlatego niczego nie czytam, dlatego nie rozumiem tej części funkcjonowania mediów społecznościowych. Zaglądając tam mógłbym przekonać się o tym, jak wiele złego jest mówione o mnie, o innych trenerach, naszych decyzjach. Ale ludzie dzielą się takimi uwagami, bo jest ktoś, kto chce to czytać. Ja nie mam zamiaru i to moja rada dla młodych szkoleniowców – mówił Juergen Klopp, menedżer Liverpoolu.
– Będzie coraz gorzej, o ile coś się z tym nie zrobi. Sam obawiam się, że moja kariera będzie po prostu krótka – mówił Mikel Arteta, szkoleniowiec Arsenalu, który, pomimo gry dla tego klubu, również już spotykał się ze sporą krytyką. – Steve jest w zawodzie od lat, przebił granicę tysiąca spotkań i jeśli on zmaga się z takimi problemami przy jego doświadczeniu, to trudno nie mieć wątpliwości. Myślę, że to już sprawia, że coraz mniej osób wybiera tę profesję. W naszym społeczeństwie wygodniej jest być w swojej strefie komfortu: być asystentem, pracować indywidualnie, czy coś takiego. Nie możemy sobie na to pozwolić, bo stracimy tak wielu utalentowanych trenerów, świetnych osobowości. Poziom hejtu nie może być powodem dla którego ludzie nie wybierają tej ścieżki kariery.
W podobnym tonie wypowiadali się inni szkoleniowcy klubów Premier League. Claudio Ranieri wspominał, że nawet po sezonie mistrzowskim w Leicester City musiał się z tym mierzyć, a Sean Dyche dodawał, że rzeczywistość w tej pracy jest z roku na rok coraz gorsza, właśnie ze względu na to, jak negatywna staje się komunikacja wokół menedżera. Graham Potter stwierdził, że do pewnego stopnia każdy trener pisze się na hejt, bo zainteresowanie futbolem tylko rośnie. Pytanie jednak, do jakiego stopnia ta krytyka jest dopuszczalna i kiedy przekracza ona zdroworozsądkowe granice?
Wspomniana organizacja dla menedżerów już od lat wspiera swoich członków właśnie w takich sytuacjach. To zwykle za jej pośrednictwem kibice mogą przeczytać reakcje zwalnianych szkoleniowców, dodatkowo pomagają im od strony prawnej, ale też od lat interesują się kwestiami psychologicznymi. Na oficjalnej stronie można znaleźć porady dla menedżerów, które dotyczą ich zdrowia. Przykładowo, eksperci pracujący w świecie sportu – nie tylko futbolu – tłumaczą, jakie negatywne efekty może mieć spożywanie alkoholu, brak snu, a także posiadanie… przesadnie dużego ego. Są również umieszczane porady samych menedżerów, jak choćby Malky’ego Mackaya, który obecnie pracuje w Szkocji, a wcześniej prowadził tamtejszą reprezentację, czy Watford, Cardiff City i Wigan. – W dzień meczu jesteś poddany ogromnej presji: trybun, po każdej decyzji sędziowskiej, reagując na to, co dzieje się na drugiej ławce rezerwowych, więc potrzebujesz dużo spokoju. Nigdy nie możesz poddać się emocjom za bardzo lub za mało, także w relacjach z mediami. Zawsze myślę o tym, czy powiedziałem właściwe rzeczy w przerwie, czy trafiłem do zawodników? Czy moje komentarze po spotkaniu pozwoliły nakierować piłkarzy, ale i media, kibiców na moje spojrzenie… Analizowanie własnego postępowania uważam za kluczowe, dlatego pracuję od trzech lat z psychologiem sportu – mówił.
O ile współpraca piłkarza z psychologiem nie jest niczym nowym, a wręcz staje się kwestią chwaloną i odbieraną jako przejaw profesjonalizmu na miarę odpowiedniej diety, dodatkowych treningów, o tyle w roli menedżera wciąż oznacza to słabość. Trochę ten sposób postrzegania zmienia Gareth Southgate, który wielokrotnie podkreślał rolę osób w sztabie, które wspierają jego przekaz, budują świadomość zawodników, ale też pomagają jemu samemu radzić sobie w trudnych momentach.
– Southgate niczego nowego nie odkrył, ale pokazuje, że ta droga jest odpowiednia – zauważał Michael Caulfield, psycholog sportowy m.in. w Brentford i klubach krykietowych. – Jego styl zarządzania opiera się na wsparciu, empatii, zrozumieniu. Oczywiście, że nadal ma w sobie ogromny głód wygrywania, chce być bezwzględny, ale to nie wpływa na to, że po prostu jest porządnym człowiekiem. Można znaleźć milion przykładów, jak Southgate publicznie wyraża się o sprawach dotyczących inteligencji emocjonalnej, empatii. Zmienia przez to środowisko, pokazuje, ile znaczą emocje, ale też mówi wprost, gdy jest poddany ogromnej presji – dodawał. Jako przykład podał wygrany mecz z Niemcami w Euro 2020. Przed tym starciem zastanawiano się, czy Southgate jest w stanie podjąć właściwe decyzje dotyczące składu i taktyki, a gdy Anglicy pewnie zwyciężyli właśnie dzięki temu, to już nikt nie miał wątpliwości, że zasłużył na przedłużenie kontraktu. – Moją rolą jest wybranie właściwych zawodników, ale wiem też, że gdy zrobię to źle, to będę „martwy” – mówił.
Już ponad dekadę temu powstawały badania dotyczące odporności szkoleniowców na stres. Jedno z nich, które opublikowano w „Journal of Applided Sport Psychology” (2010), którego autorem było czterech pracowników uniwersytetu w Sheffield, zaprosiło do wywiadu dwunastu światowej klasy szkoleniowców. Ich wnioski wydają się oczywiste, ale nadal uderzające. Trenerzy mówili wprost o swoich zszarganych nerwach i tym, jak przenosiło się to na drużynę oraz zawodników. Tłumaczyli, że presja zewnętrzna wpływa na ich pewność siebie, brak snu, odporność zdrowotną i życie rodzinne. Ośmiu z nich stwierdziło, że mają problem ze skupieniem się na pracy i swoich celach, pięciu przyznało się do wykonywania ćwiczeń odstresowujących.
Sporo też o tej stronie pracy menedżerów zrobiła dla środowiska piłkarskiego na Wyspach książka Michaela Calvina pod wiele mówiącym tytułem „Living on the Volcano”. W niej uznany autor spotyka się z bohaterami nie tylko z pierwszych stron gazet i cotygodniowych konferencji prasowych, ale trenerami, którzy byli częściej tymi przegranymi, zwalnianymi i poniewieranymi. Wiele z tych historii jest uderzających: Brendan Rodgers opowiada o tym, jak trudno było mu pogodzić się ze śmiercią jego mamy, gdy równocześnie prowadzony przez niego Liverpool był w kryzysie. Aidy Boothroyd przypomina, jak był zwalniany z grającego w czwartej lidze Northampton, by następnie przekazać te informacje swojemu 14-letniemu synowi, czekającemu na niego w aucie i mającemu swojego ojca za bohatera, który parę sezonów wcześniej świętował na Wembley awans do Premier League. Karl Robinson mówi, że na niedzielnym spacerze z córką podszedł do niego kiedyś kibic prowadzonego przez niego Milton Keynes Dons, a że akurat zespół przegrał kilka meczów, to zarzucił szkoleniowcowi, że ma czelność uśmiechać się i żartować z dzieckiem.
Pod koniec listopada minie dziesięć lat odkąd angielskim futbolem wstrząsnęła tragedia Gary’ego Speeda. Ten walijski piłkarz i szkoleniowiec od lat walczył z depresją, dzień przed tym, jak żona znalazła jego ciało w garażu był ekspertem w studiu BBC. Nie wiąże się jego samobójstwa z pracą szkoleniową, ale najbliższa rodzina wielokrotnie podkreślała, jak Speed w trakcie kariery piłkarskiej i później trenerskiej wpadał w „ciemne okresy”. Jako selekcjoner reprezentacji Walii również musiał mierzyć się z ogromną odpowiedzialnością i krytyką, która – niezależnie od choroby, jej braku, odporności człowieka, wewnętrznej siły – potrafi zachwiać zdrowiem. I po zwolnieniu, wielu miesiącach pracy w naprawdę trudnych warunkach oraz całym zamieszaniu w ostatnich tygodniach tego właśnie trzeba Steve’owi Bruce’owi życzyć: zdrowia.
MICHAŁ ZACHODNY