Przejdź do treści
Renesans Rzeszowa

Polska 1 Liga

Renesans Rzeszowa

Rzeszów jest jednym z miast, które posiada dwa kluby na szczeblu centralnym. Po latach posuchy w stolicy Podkarpacia wreszcie coś się ruszyło. Dwutorowo.

KAMIL SULEJ

Jeszcze w sezonie 2017-18 Stal i Resovia rywalizowały w grupie czwartej III ligi. Faworytem numer jeden do awansu był wtedy Motor Lublin, ale Pasy – pomimo skromnego budżetu – pokazały siłę. To był pierwszy sezon Szymona Grabowskiego na ławce trenerskiej biało-czerwonych.
 
ZAWSZE CIĘŻEJ

– Resovii w historii obejmującej kilkanaście ostatnich lat zawsze było ciężej. Pod względem aspektów finansowych, organizacyjnych, a nawet postrzegania w mieście. Nikt z zewnątrz nie liczył, że Resovia będzie w tym miejscu, w którym jest – mówi Grabowski.


A Resovia jest w I lidze. Po dwóch sezonach na szczeblu centralnym zrobiła kolejny krok do przodu. W XXI wieku klub z ulicy Wyspiańskiego jeszcze nigdy nie grał na tak wysokim poziomie. Biorąc pod uwagę najnowszą historię, już pobyt w II lidze należało traktować jak święto.

– Nie byłoby awansów bez ciężkiej i rzetelnej pracy popartej przywiązaniem do klubu i chęcią pokazania, że pieniądze nie zawsze znaczą tyle, ile niektórym się wydaje. Ważnym czynnikiem było również dobre podejście prezesów. Nic na hura. Krok po kroku. Budowanie drużyny i wzmacnianie jej z okienka na okienko transferowe. W końcówce poprzedniego sezonu mieliśmy kryzys, który pożegnałby niejednego trenera. Ja zapracowałem sobie na zaufanie prezesów, dzięki czemu nie zeszli z drogi, którą wcześniej obraliśmy. To jest klucz do sukcesu – przyznaje 39-letni szkoleniowiec.

Kryzys Resovii zdarzył się w trakcie koronawiosny. W 12 meczach po wznowieniu rozgrywek drużyna Grabowskiego wygrała tylko raz (z Widzewem Łódź), osiem razy zremisowała i trzy przegrała. Dorobek z jesieni oraz wyniki innych zespołów dopomogły w utrzymaniu miejsca w strefie barażowej. Bytovia została pokonana po karnych, w finale przyszło zmierzyć się z rywalką zza miedzy.

CIERPIENIA AMBICJI

Stal powstała później niż Resovia. Może pochwalić się Pucharem Polski zdobytym w 1975 roku. To właśnie na przełomie lat 60-tych i 70-tych przypadł najlepszy czas dla klubu. W XXI wieku nie było już tak różowo. Przez długi czas Stal szukała pomysłu na funkcjonowanie, błąkając się między trzecim a czwartym poziomem rozgrywkowym. Aspiracje do gry wyżej zawsze były, ale brakowało wykonawców – i nie chodzi o piłkarzy.

Michał Wlaźlik, dyrektor sportowy Stali: – Stawiamy na wartości, na rozwijanie drugiego człowieka, na odkrywanie swojej drogi i transparentności w działaniu. Tak budujemy zaufanie na zewnątrz. Z tym ostatnim czeka nas jeszcze długa droga. Miałem tydzień próby, kiedy trybuny kazały mi w…, ale wewnątrz organizacja była za mną. Poczułem silne wsparcie od naszych ludzi, którzy wiedzieli jak pracuję. To ważne, kiedy możemy na siebie liczyć. To największy sukces dwóch minionych lat – zbudowanie zaufania wewnętrznego, które ma promieniować na zewnątrz. A trzeba pamiętać, że organizacja rozrosła się do ponad 180 pracowników. Zwłaszcza w obszarze akademii i Szkoły Mistrzostwa Sportowego Stali Rzeszów, która jest jej integralną częścią. Rozwój dzieci i młodzieży jest dla nas priorytetem.

Wlaźlik pojawił się w Rzeszowie w połowie 2018 roku. Od początku zapowiadał, że Stal czekają poważne zmiany. W jednym z pierwszych wywiadów mówił o stworzeniu fundamentów pod silny klub, w perspektywie kilku lat grający w Ekstraklasie.

Od wyniku sportowego nigdy nie uzależniano losów klubu. W pierwszym sezonie przebudowana drużyna wywalczyła awans do II ligi rzutem na taśmę w ostatniej kolejce. Mało brakowało, a kolejne rozgrywki dałyby znowu promocję. Stal, jako beniaminek, celowała w miejsce w pierwszej szóstce. Zajęła ostatnie miejsce z premiowanych barażami i po ograniu Gieksy trafiła na Resovię. Górą, po rzutach karnych, byli lokalni rywale.

– Długoterminowo, nic się nie dzieje, wiemy co mamy robić i dokąd zmierzamy, zaś krótkoterminowo, chcieliśmy jak najszybciej być w I lidze – przyznaje Wlaźlik. – Jesteśmy ambitni i zawsze będziemy chcieli o coś walczyć. Nawet jak nas nie będzie stać. Takich ludzi mamy w Stali, sam taki jestem. Nie budujemy klubu, żeby dostawać wciry od innych, ale jednocześnie dobrze znamy wartość porażek i błędów w drodze do sukcesu i wiemy jak je umiejętnie wykorzystać.

DUŻE PRZEDSIĘBIORSTWO

Stal w ostatnich latach rozbudowała się. Klub zmienił się w duże przedsiębiorstwo. Zatrudnianie blisko 200 osób robi wrażenie. W tym gronie są między innymi: trenerzy-specjaliści, kadra dyrektorska i nauczyciele pracujący w stworzonym przez klub liceum. Zarządzanie nimi to duże wyzwanie, ale i szansa na zebranie owoców pracy w przyszłości. Nikomu w Stali nie zabraknie cierpliwości – to pewne. 

– Mamy podstawy, ale musimy bardziej dbać o detale. Wcześniej musieliśmy wiele rzeczy budować od zera. Pracy nigdy nie będzie mniej, ale będzie ona inna. Inaczej pracujemy dzisiaj, kiedy na koniec sezonu wygasają tylko trzy kontrakty, a inaczej, kiedy zaczynaliśmy.
Podziękowaliśmy wtedy 20 zawodnikom i pozostało nam czterech na kontraktach na 30 dni do ligi. Dziś nie musimy robić transferów na szybko – twierdzi Wlaźlik.

Po minionym sezonie uwagę konkurencji przykuli Piotr Głowacki oraz Damian Michalik. Obaj mieli oferty z wyższych lig, nawet z Ekstraklasy, ale zdecydowali się pozostać w Rzeszowie. Głowacki podpisał 5-letni kontrakt, a Michalik rok krótszy.

POWRÓT PO LATACH

Resovia wróciła na zaplecze Ekstraklasy po 26 latach przerwy. Finałowy mecz baraży ze Stalą był historycznym wydarzeniem. Wszyscy strzelający rzuty karne byli bezbłędni, aż do młodzieżowca Wiktora Kłosa. Resovia miała kilka powodów do radości. Awans kosztem Stali, powrót po latach do I ligi, a także przełamanie kryzysu, który trapił drużynę.


– Nie poprzestajemy na tym, chcemy się rozwijać. Także dzięki współpracy ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego. Jest ona na tyle dobra, że nie musimy się obawiać o młodzieżowców. W kadrze mam 2-3 zawodników z rocznika 2000, których prowadziłem w juniorach. Mam też piłkarzy z roczników 2003-04, dobijających się do kadry meczowej.

Resovia po awansie nie szalała na rynku transferowym. Ściągnęła trzech wyróżniających się piłkarzy Olimpii Elbląg, napastnika Gieksy i kilku szerzej nieznanych młodzieżowców. Niektórzy mówili, że Pasy dokonały transferów pod kątem II, a nie I ligi.

– Kiedyś Resovia robiła jakieś dziwne ruchy w okienkach transferowych. Teraz każdego ściąganego piłkarza dokładnie analizujemy, sprawdzamy pod kątem charakteru, chęci osiągnięcia czegoś w futbolu. To nie muszą być głośne nazwiska. Jesteśmy przekonani, że nasz pomysł jest trafny, nie chcemy schodzić z tej drogi – odpowiada krytykom Grabowski.

Rzeszów jest dużo mniejszy od innych miast posiadających dwa kluby lub więcej na szczeblu centralnym w Polsce. Czy więc obecność silnej konkurencji pomaga?

– Nie ma żadnych antagonizmów między sztabami i zawodnikami. Nie możemy jednak powiedzieć, że Stal nas nie interesuje. Jeżeli w mieście są dwa kluby, a jeden jest bogatszy i wspierany przez czynniki zewnętrzne, to drugi chce pokazać, że też na to zasługuje. Jesteśmy klubem, który chce udowadniać, że wy możecie mieć coś, a my mamy wynik sportowy. Stal musi teraz równać do nas w tym aspekcie. Nakręcanie i napędzanie się jest potrzebne. To służy obu klubom. Na przestrzeni kilku lat Rzeszów może być jeszcze bardziej wyniesiony do góry – przewiduje trener Grabowski.

– Obecność Resovii pomaga. Moje łódzkie doświadczenie polega na tym, że transfery między klubami są możliwe. Widzew zawsze miał dobre doświadczenia z zawodnikami przychodzącymi z ŁKS. Wystarczy wymienić Zbigniewa Wyciszkiewicza, Rafała Pawlaka. Za moich czasów Marcin Kaczmarek przychodził do Widzewa. Dobra praca i uczciwość zawsze się obroni. Zresztą Jan Domarski kończył karierę w Resovii, a był wychowankiem Stali – przypomina dyrektor sportowy Stali Rzeszów.

CZAS NA INFRASTRUKTURĘ

Postęp rzeszowskich klubów zaskoczył władze miasta. Ani Stadion Miejski przy Hetmańskiej, ani obiekty przy Wyspiańskiego nie spełniają wymogów I ligi. Przez chwilę zapowiadało się, że I-ligowa Resovia będzie grała mecze w roli gospodarza w Stalowej Woli.

Pierwsze siedem kolejek Resovia rozegra jednak na wyjazdach. Dopiero 10 października planowany jest pierwszy domowy mecz beniaminka ze stolicy Podkarpacia. Już w II lidze biało-czerwoni korzystali z gościnności Stadionu Miejskiego, ale klub wspólnie z kibicami w ramach akcji „CzasWracaćDoDomu” zebrał środki niezbędne do remontu trybuny i przystosowanie obiektu do norm najniższego ze szczebli centralnych. W planach jest przebudowa stadionu. Ma powstać 10-tysięcznik z podgrzewaną murawą.

– Na tę chwilę jest tak, a nie inaczej. To jest problem. Każda drużyna wie jak ściany pomagają. Bez kibiców nie awansowalibyśmy do I ligi. Jeżeli w ciągu dwóch lat powstanie nowy stadion Resovii, będzie rewelacyjnie. Jestem realistą i uwierzę w to dopiero, jak zobaczę. Na ten moment nawet Stadion Miejski nie spełnia wymogów I ligi. To pokazuje, gdzie był Rzeszów jako miasto, jako ośrodek piłki. To nie Polska o nas zapomniała, ale nasze władze. To do nich należą decyzje. Szkoda byłoby zaprzepaścić okres, w jakim teraz się znajdujemy – podsumowuje Grabowski.

– Nigdy nie będziemy wygrywać pieniędzmi. Musimy więc budować klub oparty o coś więcej. O duszę, o szacunek do drugiego człowieka, o kulturę – zapowiada Wlaźlik.

Jeszcze dwa lata temu derby Rzeszowa w Ekstraklasie brzmiały jak science fiction. 24 miesięcy to jednak w futbolu epoka. Czy za kolejne dwa lata fikcja stanie się rzeczywistością?

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” NR 36/2020

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 45/2024

Nr 45/2024