1974 rok – wtedy ostatni raz biało-czerwoni wygrali w finałach MŚ swój pierwszy mecz. Pokonali Argentynę 3:2, a przygodę z najwspanialszym piłkarskim turniejem zakończyli na zaszczytnym trzecim miejscu. Potem nie udało się pokonać w premierach kolejno RFN, Włochów, Maroka, Korei Południowej i Ekwadoru. Z nadzieją na przełamanie tej passy reprezentacja Polski przybyła do Rosji pod wodzą Adama Nawałki, a na jej drodze stanął Senegal, zespół wyjątkowo nieobliczalny, ale wierzący w swoją siłę.
W finałach MŚ Polska wygrała tylko jeden mecz z afrykańskim rywalem (fot. Łukasz Skwiot)
Lwy Terangi na mundialu pojawiły się po raz drugi, w 2002 zrobiły furorę dochodząc do ćwierćfinału. 16 lat później prowadził ich Aliou Cisse, piłkarz teamu Bruno Metsu, który zaręczał na konferencji prasowej, że zna sposób nie tyle co na powstrzymanie Roberta Lewandowskiego, co całej polskiej drużyny. – Polska ma wielkie indywidualności, ale także i braki w obronie – mówił przed bojem z biało-czerwonymi selekcjoner Senegalu, który wyrósł na nadzieję Afryki po porażkach na rosyjskich boiskach Egiptu, Maroka, Nigerii i Tunezji. Jego podopieczni wcale nie przejęli się przewagą na trybunach fanów z Polski, po prostu wykonywali swoją robotę. W dużym stopniu ułatwiła im to kontuzja Kamila Glika i wystawienie przez Nawałkę na środku obrony Thiago Cionka. Dziwili się temu dziennikarze z Anglii, którzy cenią Jana Bednarka z Southampton i nie tylko oni. Cionek wszedł w spotkanie na obiekcie Spartaka spięty i zaliczył przed przerwą serię kiepskich zagrań. Niestety, po jednym z nich interweniował tak niefortunnie, że pokonał Wojciecha Szczęsnego. Nasz trener próbował ratować sytuację wprowadzając Bednarka, lecz obrona nie przypominała monolitu.
Władysław Żmuda, czterokrotny uczestnik mundiali, legenda naszej kadry, zaproszony przez organizatorów MŚ na spotkanie z Senegalem z troską przyglądał się (w towarzystwie Niemca Lothara Matthauesa i Francuza Mickaela Silvestre) grze biało- czerwonych, jakby spętanych stresem związanym z udziałem w mundialu. Po tym jak budzący niesamowite zainteresowanie w Rosji z rzutu wolnego zatrudnił Khadima N’Diaye wydawało się, że Polska doprowadzi do remisu, ale klops popełnił Grzegorz Krychowiak, który tak wycofał futbolówkę do Szczęsnego, że M’Baye Niang zdobył drugiego gola dla ekipy z Afryki.
Senegalczycy czuli się swobodnie, nie popełniali tylu błędów technicznych co biało-czerwoni, a w powietrzu panowali niepodzielnie. – Ku… mać, Polska grać – ryknęli na trybunach sympatycy naszej drużyny narodowej, ale wciąż można było odnieść wrażenie, że duża część z kadrowiczów Nawałki nie dojechała na mundial do Rosji. Piłkarzom, bojącym się podejmowania odpowiedzialności nie był w stanie pomóc z ławki selekcjoner, który raczej nie przygotował się na tak pesymistyczny scenariusz. Futbol jest pełen paradoksów, a to właśnie jeden z najgorszych na boisku Krychowiak był autorem kontaktowego trafienia (asysta niezwykle ambitnego Kamila Grosickiego), które przywróciło biało-czerwonych do życia.
Niestety, w końcówce atakując w chaotyczny sposób nie doprowadziła do remisu i doszło do powtórki z rozrywki. W 2006 roku nie doceniliśmy Ekwadoru, teraz Senegalu i po falstarcie na stadionie Spartaka Moskwa Polska postawiła się w niesłychanie trudnej sytuacji. By z niej wybrnąć potrzebuje znacznie lepszej gry i koniecznie zmian w składzie. Na tle silnych fizycznie Lwów Terangi podopieczni Adama Nawałki wyglądali niczym harcerze, ale mundial dla nas się jeszcze nie kończy…
Z Moskwy Jaromir Kruk