Za nami ostatni mecz Polaków w drugiej edycji Ligi Narodów i zarazem ostatni w tym jakże ciężkim 2020 roku. Co wiemy po starciu z Holandią? Czy spotkanie na Stadionie Śląskim w Chorzowie dało nam odpowiedź na ważne pytania?
Reprezentacja zakończyła rok 2020 porażką (fot. Piotr Kucza / 400mm.pl)
Nadal nie potrafimy grać z wielkimi
Za kadencji Jerzego Brzęczka mierzyliśmy się z mocnymi rywalami, a za takich należy uznać Portugalczyków, Włochów oraz Holendrów, ośmiokrotnie. Nie udało się nam wygrać żadnego z tych meczów, w trzech przypadkach starcia kończyły się remisami, a resztę spotkań przegraliśmy. Nie licząc pamiętnego meczu w Bolonii na początku pracy Jerzego Brzęczka, w którym biało-czerwoni zaprezentowali się naprawdę dobrze, trudno o inne pozytywy. W każdym z tych starć rywale byli wyraźnie lepsi, grali poukładany i bardziej dojrzały futbol, natomiast Polacy ograniczali się do tego, by przeszkadzać na boisku, a nie forsować swój pomysł na futbol.
Żeby z tej okazji nie ganić wyłącznie obecnego selekcjonera, to trzeba jednak podkreślić, że ogrywanie topowych reprezentacji nie było również domeną poprzednich selekcjonerów. Adam Nawałka wygrał co prawda z Niemcami, a Leo Beenhakker pokonał Portugalczyków, ale w ogólnym rozrachunku gra jak równy z równym przeciwko takim przeciwnikom to nadal bardziej wyjątek niż reguła w wykonaniu naszej drużyny.
Na skrzydłach
Po środowym meczu wiemy także to, co żadną wiedzą tajemną nigdy nie było. Jeśli w reprezentacji dobrze funkcjonują skrzydła, to nasza gra ofensywna od razu nabiera rozmachu. Przykładów na to można wymieniać bez liku, a przecież takie nazwiska jak Błaszczykowski, Kosowski, Krzynówek czy Grosicki to tylko wierzchołek góry lodowej z ostatnich kilkunastu lat. Podczas starcia z Oranje Jerzy Brzęczek postawił na parę młodych piłkarzy z Championship – Przemysława Płachetę oraz Kamila Jóźwiaka i na pewno się nie zawiódł.
Obaj byli bardzo aktywni i kiedy tylko mogli urwać się na skrzydle, to pod bramką Holandii od razu robiło się gorąco. Jóźwiak po pięknym rajdzie strzelił gola, natomiast Płacheta miał dwie bardzo dobre okazje, ale raz nie trafił w bramkę, a raz rywala po jego uderzeniu uratował słupek. Kierunek jest jednak jasny – jeśli skrzydła w drużynie nie funkcjonują, w ataku wiele nie zdziałamy. Jeżeli po bokach jesteśmy w stanie się rozpędzić, wtedy szanse na ciekawe akcje i gole rosną wręcz wykładniczo.
O co chodzi z Arkadiuszem Recą?
Kolejny mecz i kolejny raz nasz boczny obrońca niczego ciekawego nie zaprezentował. Wydawało się, że po spotkaniu we Włoszech selekcjoner postawi na kogoś innego, ale ten z uporem maniaka forsuje swój pomysł, w którym Arkadiusz Reca jest centralną postacią. Problem w tym, że trudno dziś nie mieć wątpliwości odnośnie tego, czy zawodnik Crotone jest aktualnie kimś, kto prezentuje format reprezentacyjny? Jego starcia z Holendrami, kiedy to był mijany niemal za każdym razem ze sporą łatwością każą się bardzo poważnie nad tym zastanowić.
Ze zdumieniem na rozwój sytuacji w kadrze może z kolei spoglądać Maciej Rybus, który jest nie tylko piłkarzem dużo bardziej doświadczonym, aktualnie lepszym piłkarsko, ale również takim, który do tej pory nie zawodził. Skoro jednak nawet on stoi niżej w hierarchii od Recy, to Tymoteusz Puchacz z Lecha Poznań może chyba na razie zapomnieć o przekonaniu do siebie selekcjonera.
Krychowiak szuka argumentów
Gdyby chodziło o piłkarza młodszego i mniej doświadczonego, to pewnie na taki występ można by przymknąć oko. Problem w tym, że Grzegorz Krychowiak to jeden z liderów reprezentacji i ktoś, kto gra na poziomie Ligi Mistrzów. Od takiego zawodnika zawsze wymaga się więcej, a tymczasem w meczu z Holandią „Krycha” ponownie nie wyszedł poza absolutne minimum. W wyprowadzaniu piłki był niewidoczny, a niewiele lepiej zaprezentował się w obronie, gdzie o jego wsparciu dla Jana Bednarka i Kamila Glika również trudno napisać choćby kilka ciepłych słów.
Sam Krychowiak stwierdził niedawno, że nikt w kadrze nie gra za zasługi i każdy musi walczyć o swoje miejsce w składzie. Czas więc najwyższy, by Grzegorz zabrał się do pracy, bo to jest piłkarz, którego w dobrej formie ta reprezentacja potrzebuje niczym tlenu.
Kto do środka?
A skoro już jesteśmy przy Krychowiaku, to warto zastanowić się co ze środkiem pola. Pewniakiem do gry wydaje się być obecnie wyłącznie Mateusz Klich, który wyrasta na centralną postać naszej drugiej linii. Mimo długiego okresu budowania zespołu Jerzy Brzęczek nie wyłonił jeszcze graczy, którzy wspólnie mogliby stworzyć mocny kręgosłup. Jeszcze do niedawna wydawało się, że dość mocno stoją akcje właśnie Krychowiaka i Piotra Zielińskiego, ale przecież konkurencja nie śpi. Karol Linetty, Jakub Moder oraz Jacek Góralski także zgłaszają swój akces i dobrze, ponieważ konkurencja może tej drużynie wyjść wyłącznie na dobre.
Ofensywne uzależnienie
Jerzy Brzęczek ma na ten moment problem w ataku. Oczywiście, jeśli Robert Lewandowski jest zdrowy i może grać, to dyskusja na temat obsady pozycji napastnika rozstrzyga się sama. Kiedy jednak tak jak w meczu z Holandią „Lewy” musi opuścić boisko, wtedy pojawia się problem, co zadziwia tym bardziej, że jeszcze nie tak dawno mówiliśmy o kłopocie bogactwa.
Krzysztof Piątek przeciwko Ukrainie zdobył gola, ale poza strzałem do pustej bramki niewiele ciekawego można było o nim powiedzieć i podobnie było w środę. Różnica polegała na tym, że podczas starcia z Holandią na listę strzelców się nie wpisał, a jakby tego było mało stracił krycie w akcji, po której rywal zdobył drugiego gola. Być może regularna gra w Herthcie Berlin pomoże naszemu napastnikowi i oby tak było, ponieważ w obliczu „turystycznego” powołania dla będącego obecnie poza wielką piłką Arkadiusza Milika, pole manewru selekcjonera mocno się zawęża.
Selekcjoner zostaje
Jeśli ktoś miał złudzenia, że po ewentualnej porażce z Holandią Jerzy Brzęczek zostanie zwolniony, tego wątpliwości zostały bardzo szybko rozwiane. Co prawda nadal trudno dostrzec, by drużyna pod wodzą obecnego selekcjonera zrobiła jakiekolwiek postępy, ale z drugiej strony – nawet jeśli jego styl jest bardzo mocno krytykowany – to wywiązuje się ze swoich zadań.
Na EURO 2020 awansował? Tak. W pierwszej dywizji Ligi Narodów nas utrzymał? Jak wyżej. Czy w starciu z jakimś rywalem doznaliśmy tak druzgocącej porażki jak chociażby Niemcy z Hiszpanią (nasi zachodni sąsiedzi przegrali w Sewilli aż 0:6)? Nie. Jeśli dodamy to tego deklaracje prezesa PZPN, Zbigniewa Bońka, który wielokrotnie podkreślał, że selekcjonera nie zwolni, a także fakt, że jego następcą musiałby zostać ktoś z górnej półki, a co za tym idzie, dużo droższy, to mamy gotowy przepis na odpowiedź w sprawie tego, kto wiosną będzie stał za sterami kadry i z kim zaczniemy nie tylko eliminacje do mistrzostw świata, ale i wspomniane EURO. Pytanie, czy w końcu będzie nam dane dostrzec jakikolwiek pomysł Brzęczka na reprezentację, bo jak do tej pory takowego nie byli w stanie zobaczyć nawet najwięksi optymiści.
Musimy wymagać więcej
Kamil Glik powiedział po meczu w Reggio Emilia, że Polska to taka drużyna, która przy dobrym dniu może napsuć krwi rywalowi z górnej półki i to jest właściwie wszystko na to stać ten zespół. Jak to w takich przypadkach bywa, mamy dwie szkoły spojrzenia na to jakim dysponujemy potencjałem i jakie są możliwości tej reprezentacji.
Glik jest ewidentnie przedstawiciele szkoły falenickiej, ale po drugiej stronie mamy zawodników ze szkoły otwockiej, których ambicje wydają się sięgać nieco wyżej. Biało-czerwoni nie są rzecz jasna drużyną na złoto podczas mistrzostw Europy, ale jeśli mierzyć, to do najlepszych. Podczas EURO 2016 celem podstawowym było uniknięcie porażki w meczu inauguracyjnym, co do tej pory było naszym przekleństwem. Udało się z kolei otrzeć o strefę medalową, co po wcześniejszym niezłych eliminacjach układało się w jedną całość.
Ten zespół i tych piłkarzy stać bowiem na dużo więcej. Stać na to, by oprócz wyników, dawać kibicom nieco przyjemności i rozrywki w trudnych czasach. Wymaganie poprawy jest o tyle istotne, że najbliższe miesiące mogą być kluczowe dla starej gwardii reprezentacji, w tym Roberta Lewandowskiego, a umówmy się, na gwiazdę podobnego formatu możemy czekać bardzo długo.
Grzegorz Garbacik