Pomarańczowa rewolucja na Old Trafford
Nowe rozdanie trenersko-zawodnicze w Manchesterze United odbywa się przy pomarańczowym stoliku. Zatrudniając Erika ten Haga i dokonując pierwszych letnich transferów, Czerwone Diabły postawiły na szkołę holenderską.
Louis van Gaal zapewne złapał się za głowę i nie puszcza. Kilka miesięcy temu apelował do ówczesnego szkoleniowca Ajaksu, by wyjeżdżając z Amsterdamu wybrał klub skupiony na futbolu, nie na komercji. Przekonywał, że Old Trafford to niewłaściwy kierunek. Ten Hag nie posłuchał, związał się z United, a nową drużynę konstruuje przy użyciu piłkarzy, którzy wychowali się lub rozwinęli w Niderlandach. Tych, których nie zniechęcił czuwający nad rodakami selekcjoner Oranje – z Jurrienem Timberem chyba mu się udało.
LvG ma z Old Trafford głównie złe wspomnienia. Twierdzi, że został zwolniony w okropny sposób, co wywołało w nim poczucie zawodu (pragnął wypełnić trzyletni kontrakt i odejść na emeryturę) oraz zdrady (pracodawca go wspierał, lecz za plecami negocjował z Jose Mourinho). Stwierdzenie, iż teraz się mści, nie byłoby jednak zgodne z prawdą. O tym, że klub poświęca zbyt dużo uwagi komercji, mówił już w trakcie swojej pierwszej konferencji prasowej w roli trenera 20-krotnych mistrzów Anglii. Najwyraźniej jego zdaniem nic się nie zmieniło.
W Manchesterze wiązano z Van Gaalem ogromne nadzieje, ale jego kadencja wywołała więcej frustracji niż szczęścia. Zespół nie włączył się do rywalizacji o tytuł mistrzowski (najpierw zajął czwarte, a potem piąte miejsce w tabeli), jego jedynym sukcesem było zdobycie Pucharu Anglii. Prezentował przy tym skrajnie pasywny, nieatrakcyjny styl gry. Kibice buczeli, zawodnicy mieli dość zarówno pomysłów taktycznych, jak i metod treningowych Holendra. On miał z kolei po dziurki w nosie współpracy z zarządem, który nie spełniał jego oczekiwań w kwestii wzmocnień. – Nie zawsze dostawałem graczy, których chciałem – skarżył się po latach.
TEN SAM KLUB, INNE REALIA
– Słyszałem, co powiedział, ale wyznaczyłem własną granicę. Jestem przekonany, że sprawy mają się inaczej. Rozmawiałem o tym z dyrektorami, futbol zajmuje pierwsze, drugie i trzecie miejsce na liście priorytetów tego klubu – odparł Ten Hag świeżo po dołączeniu do Manchesteru United, pytany o słowa, jakie skierował do niego LvG. 52-latek wierzy, iż spisze się na Old Trafford lepiej od swojego rodaka. Ma ku temu solidne podstawy.
Dyrektorzy, o których wspomniał były opiekun Ajaksu, to już nie Ed Woodward i Matt Judge, na których narzekał Van Gaal. W strukturze zarządu Czerwonych Diabłów doszło niedawno do rewolucji. W jej wyniku głównodowodzącym został Richard Arnold, który w przeciwieństwie do swojego poprzednika nie przecenia własnych kompetencji (dobrze zna się na finansach i marketingu, na sporcie nieco gorzej), dlatego chce, by duży wpływ na budowanie kadry zawodniczej mieli specjaliści. Na razie wychodzi to różnie, ponieważ bierze aktywny udział w pertraktacjach transferowych. Odwiedza siedziby klubów, w których występują zawodnicy łączeni z przenosinami do United. Jego prawą ręką nie jest jednak ustępujący dyrektor negocjacyjny (Judge), a dyrektor sportowy – John Murtough.
Obaj obdarzyli Ten Haga ogromnym zaufaniem i starają się spełniać jego wszystkie potrzeby, jeśli chodzi o wzmocnienie drużyny. To kolejna zmiana względem tego, z czym spotkał się Van Gaal. Jej źródłem są tyleż roszady w gabinetach, co pomysł na futbol, jaki preferują były i obecny szkoleniowiec ekipy z Old Trafford. Tenhagowy MU ma być przeciwieństwem vangaalowego MU, co powinno przynieść lepsze efekty.
Elementów wspólnych, rzecz jasna, nie zabraknie. Trudno dojrzeć trenersko w Holandii i nie wymagać od swoich podopiecznych rozgrywania piłki od tyłu, dłuższego niż rywal utrzymywania się przy futbolówce, inteligentnego kontrolowania gry oraz wymienności pozycji w każdej formacji. Pod okiem EtH wszystko to ma się jednak dziać znacznie szybciej i intensywniej niż za kadencji LvG. Plan zakłada, że nowe United będzie ofensywne i ekspansywne. Że będzie dominować, zapewniając widzom rozrywkę. Ma podrywać z miejsc, a nie usypiać. I to w fazie nie tylko ataku, ale też obrony. Pressing i kontrpressing stanowią fundamenty piłki nożnej, jaką oferują drużyny prowadzone przez Ten Haga. Jej jednosłowne określenie to: nowoczesna.
Po nieoficjalnym debiucie w roli szkoleniowca Czerwonych Diabłów (sparingowe zwycięstwo 4:0 z Liverpoolem) 52-latek wypowiedział się na temat swojej taktyki w następujących słowach: – Od każdej części drużyny wymagam proaktywności. Najważniejsze, by piłkarze podejmowali inicjatywę – z piłką i bez niej, w ofensywie i defensywie. […] Chcemy nieustannie zakładać pressing, tak rozumiem proaktywny futbol.
Innym razem Holener zaznaczył: – Pragniemy grać proaktywną, ofensywną piłkę, kiedy tylko to możliwe. Chcemy grać dobrze, ale kiedy nam to nie wychodzi i tak musimy wygrywać. Nasza drużyna będzie inna od Ajaksu, ponieważ mamy innych piłkarzy. Ostatecznie wszystko zależy od tego, jakich masz zawodników, ponieważ nie mogę zmienić ich charakterystyki.
W początkowych tygodniach przygotowań do kolejnego sezonu Ten Hag wywarł jednak duży wpływ na podopiecznych i zrobił na nich bardzo dobre pierwsze wrażenie. Przebieg oraz wyniki meczów towarzyskich wskazują na to, że Bruno Fernandes i spółka rozumieją i starają się wdrażać nowy dla nich styl gry. O trenerze – jak na początku każdej współpracy – mówią wyłącznie pozytywnie. Podoba im się to, jak klarownie przekazuje on swoje wymagania. Są również zadowoleni z tego, jak wyglądają treningi.
– Jest trudno, ale wszystkim podobają się sesje treningowe. Są zróżnicowane. Nie ćwiczymy wyłącznie z piłką lub wyłącznie bez niej, robimy wszystkiego po trochu. To dobra zabawa i dobry prognostyk na przyszłość. Trener zwraca uwagę na szczegóły, jest bardzo zaangażowany w zajęcia. Wszystko jest świeże, co dobrze wpływa na umysł oraz ciało. Wszyscy cieszymy się ze współpracy ze szkoleniowcem i mamy nadzieję, że będziemy się dalej rozwijać – przyznał Marcus Rashford.
O ile więc Ten Hag dołączył do tego samego klubu, co przed laty Van Gaal, o tyle wiele wskazuje na to, że okres, jaki w nim spędzi, będzie inny niż w przypadku jego rodaka. Nie będzie naznaczony trudnymi relacjami z niekompetentnym szefostwem, niezadowoleniem kibiców wywołanym przez nieefektywność i nieefektowność poczynań drużyny, a także irytacją zawodników. Czy rzeczywiście tak się ostatecznie stanie pokażą kolejne miesiące i lata. Angielski etap kariery obecnego selekcjonera reprezentacji Holandii też zapowiadał się przecież obiecująco.
LOGIKA I RYZYKO
Na korzyść EtH wyraźnie przemawia to, że Manchester United sprowadza graczy, których urodzony w Haaksbergen szkoleniowiec dobrze zna, potrzebuje i którzy pasują do jego filozofii. Wprawdzie z Antonym i wspomnianym wcześniej Timberem się nie udało, a Frenkie de Jong nie pali się do opuszczenia Barcelony, lecz Tyrell Malacia, Christian Eriksen oraz Lisandro Martinez przeprowadzili się już na Old Trafford. Każdy z nich był w przeszłości związany z futbolem w wydaniu niderlandzkim. Czerwone Diabły stają się przez to coraz bardziej pomarańczowe.
Holendrem jest tylko ten, który przybył do klubu jako pierwszy, czyli Malacia. W ojczyźnie wychowanek Feyenoordu dał się poznać jako ofensywnie usposobiony lewy obrońca, w teorii idealnie skrojony do futbolu Ten Haga. Van Gaal nazwał go pitbullem, ale na decyzję o transferze nie wpłynął. – Nie rozmawiałem z nim. Rozmawiałem z Robinem van Persie o United i jego karierze w Premier League. Ma dobre wspomnienia, więc wypowiadał się pozytywnie – wyjawił 22-latek.
Drugim letnim wzmocnieniem drużyny był Eriksen. Duńczyk spędził w Ajaksie pięć lat (dwa w akademii, trzy w pierwszej drużynie). Do klubu z Amsterdamu wrócił zeszłej zimy, gdy dochodził do siebie po niedawnych problemach z sercem. To wtedy po raz pierwszy zetknął się z Ten Hagiem i przyjrzał się jego pracy z bliska. Ze swoją kreatywnością i umiejętnością gry na każdej pozycji w formacji pomocy powinien być dla Manchesteru United bardzo pożytecznym zawodnikiem.
Martinez to natomiast człowiek EtH pełną gębą. Na Johan Cruyff Arena panowie działali razem przez trzy lata i układało im się tak dobrze, że jeden podążył za drugim do Anglii. Argentyńczyk jest piłkarzem wszechstronnym, poradzi sobie zarówno w roli defensywnego pomocnika, jak i bocznego oraz środkowego obrońcy. W drużynie z Old Trafford ma pełnić ostatnią z wymienionych funkcji. Cechuje go znakomite rozprowadzanie piłki lewą nogą i agresja, którą nadrabia braki we wzroście (175 cm).
Transfery Malacii i Martineza są z perspektywy United logiczne – charakterystyka obu jest kompatybilna z tenhagowym futbolem – ale też ryzykowne. Granie w Premier League stanowi dużo większe wyzwanie niż reprezentowanie najlepszych drużyn Eredivisie. Ekstraklasy angielską i holenderską dzieli przepaść. Czerwone Diabły wiedzą to z autopsji, ponieważ w poprzednich latach zawodnicy sprowadzani z Niderlandów z reguły ich zawodzili. Do tego grona zaliczają się: Donny van de Beek (pod okiem Ten Haga, który zbudował go w Ajaksie, może jeszcze odżyć), Memphis Depay oraz Alexander Buettner. Daley Blind wypadł co najwyżej solidnie.
Nikt nie zbliżył się do osiągnięć i statusu, na jakie w bardziej odległej przeszłości zasłużyli Jaap Stam, Ruud van Nistelrooy czy Park Ji-Sung. Nikt nie nawiązał do wyczynów Holendrów, którzy trafili do Manchesteru United pośrednio ze swojej ojczyzny – Edwina van der Sara i Robina van Persie. Czy szlak prowadzący z pomarańczowej części Beneluksu do czerwonej strony Manchesteru, bezpośrednio lub nie, odczarują Tyrell Malacia, Christian Eriksen i Lisandro Martinez? Warunkiem powodzenia misji są dobre występy. Niewątpliwie liczy na nie Erik ten Hag, który stoi z kolei przed szansą na podmianę złej wizytówki holenderskich trenerów, jaką na Old Trafford zostawił po sobie Louis van Gaal.
MACIEJ SAROSIEK
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (nr 30/2022)