Pięć lekcji po dreszczowcu w Dortmundzie
Borussia Dortmund nauczyła nas przede
wszystkim, że nigdy nie jest za późno. Swoich kibiców przeszkoliła też z wiary
we własny zespół i cierpliwe czekanie do końca. Jakie inne wnioski można wysnuć
z wtorkowego klasyku na Signal Iduna Park?
1. Szczęściu trzeba dopomóc
Jurgen Klopp powiedział po jednym ze spotkań Bundesligi, że jego zespół ma „mentalność potworów”. Niezniszczalna odporność
psychiczna przydaje się właśnie w takich momentach. Dwa gole w 70 sekund
uratowały Ligę Mistrzów w Dortmundzie. Wysiłek porównuje się do finału Ligi
Mistrzów z 1999 roku, ale jeszcze bardziej przypomina gonitwę Manchesteru City za
zeszłorocznym mistrzostwem Anglii. Tam też jeden gol nic nie dawał (nawet
dogrywki jak w 1999) i trzeba było aż dwóch momentów magii w doliczonym czasie
gry.
Klopp pomógł jak tylko mógł
modyfikując taktykę na ostatnie minuty. Do ataku przesunął ze środka obrony 194
centymetry Felipe Santany. Z ławki
wprowadził dodatkowo świetnych z piłką przy nodze Nuriego Sahina i Matsa
Hummelsa, którzy w końcówce rozgrywali cały atak Dortmundu z głębi (patrz
wykres podań BVB od 87. minuty). Taki manewr jest bardzo powszechny przy gonieniu
wyniku na ostatnią chwilę, ale rzadko kończy się takim powodzeniem. Dalekie i
optymistyczne podania zwykle spokojnie wybijają rywale. Nie tym razem.
Borussia przecisnęła aż dwie długie piłki
nad głowami obrońców Malagi (jedną Hummels, drugą Robert Lewandowski). Santana na nowej pozycji strzelił gola, a jego
zblokowane uderzenie dobił Marco Reus.
Plan zadziałał w 101 procentach.
2. Popisy na linii bramkowej
Jak często zdarza się, aby przy
wyniku 3:2 bohaterami obu drużyn byli bramkarze? Willy Caballero przedłużył pokaz fantastycznych interwencji w LM.
Gdyby nie cudowna końcówka Dortmundu, Malaga przeszłaby do półfinału na jego
rękach i stopie. Właśnie lewą stopą Willy zatrzymywał arcytrudne uderzenia Reusa
i Mario Gotze w odpowiednio 76. i 79.
minucie gry. Obu uderzeniom nie brakowało precyzji, jednak reakcje Caballero
okazały się wyjątkowo szybkie.
Heroizm golkipera Malagi nie miałby
żadnego znaczenia, gdyby wcześniej Roman
Weidenfeller nie utrzymał Dortmundu w dwumeczu. W trzy minuty, dzielone
przerwą między połowami, 32-latek fruwał, aby blokować uderzenia głową Joaquina. Absolutnie unikalna była
druga interwencja, gdzie Weidenfeller musiał radzić sobie z piłką w koźle i
lecącą w kierunku przeciwnym do jego ruchu. Poradził sobie i choć to Santana
zgarnie tytuł ojca awansu do półfinału, Weidenfeller może spać z poczuciem
znakomicie spełnionej misji.
3. Antidotum na atak pozycyjny BVB
Dortmund statystycznie stłamsił
rywali pod względem posiadania piłki, jednak Malaga musiała być zadowolona z
przebiegu spotkania. Borussia miała mnóstwo miejsca i czasu na podania na
własnej połowie, ale schody zaczynały się za linią środka boiska. Tam
hiszpański zespół ustawiał się nietypowym dla obrony systemem 4-2-4. Zawodnicy
ofensywy Malagi odcinali od piłek drugą linię gospodarzy, co wpływało na mizerną
kreatywność BVB w pierwszej połowie.
Zjawisko dobrze oddaje statystyka
dwóch najczęstszych kombinacji podań w Dortmundzie – Neven Subotić do kolegi ze środka obrony Santany i z powrotem
(wykres). Nic dziwnego, że Klopp był po meczu wyraźnie niezadowolony ze stylu
gry swojej ekipy.
4. Niedokładny, lecz potrzebny
Jakub Błaszczykowski wszedł do wyjściowej
jedenastki prosto po zaleczeniu kontuzji. Przerwę w grze uwidoczniły
„zardzewiałe” podania Polaka. W całym meczu miał tylko 44 proc. skuteczności zagrań –
najgorszy wynik ze wszystkich graczy z pola w podstawowych składach.
„Kuba” tracił sporo piłek, ale też nie bał się trudnych zagrań.
Decyzję Kloppa o wpuszczeniu go
kosztem Kevina Grosskreutza
usprawiedliwiał sposób poruszania się Polaka po boisku. Błaszczykowski jako
jedyny w swoim zespole tak drastycznie zmieniał pozycję. Schodził na lewe
skrzydło do Reusa, aby stworzyć więcej opcji do podania. Także on zainicjował
jedyną szybką akcję Borussii w pierwszej połowie, która od razu zakończyła się
golem. Zagraniem na jeden kontakt uwolnił sporą przestrzeń dla Gotze. W akcji
wzięli udział wszyscy czterej ofensywni zawodnicy Dortmundu – to największy
skarb niemieckiego zespołu w tej edycji Ligi Mistrzów.
5. Nadzieja hiszpańskiej piłki
Znacznie lepiej niż w pierwszym
meczu pokazał się diamencik z Malagi, czyli rozgrywający Isco. Tydzień wcześniej tłamszony przez ścisłe krycie Łukasza Piszczka, teraz korzystał z
większej swobody. Nie był już tak przyklejony do linii bocznej.
Najlepszą próbkę możliwości w
budowaniu ataków pokazał przy podaniu prostopadłym, które dało Maladze
prowadzenie 2:1. W drugiej połowie przy korzystnym wyniku dla swojej drużyny
irytował też gospodarzy długim holowaniem piłki i kradnięciem sekund. Isco oraz
Caballero są zawodnikami z Malagi, których najbardziej będzie brakować w
ostatniej czwórce Ligi Mistrzów.
Andrzej KOTARSKI,
PilkaNozna.pl
http://andrzejkotarski.wordpress.com