Pan Porządek i Pan Bałagan
Dyskusja o tym, kto zastąpi Leo Messiego i Cristiano Ronaldo na futbolowym tronie, trwa od początku obecnej dekady. W zasadzie co sezon wymieniane są inne nazwiska. Obecnie na przyszłych bogów futbolu typowani są najczęściej dwaj piłkarze: Paulo Dybala i Kylian Mbappe. Mają oni większe szanse od poprzedników na objęcie sukcesji z tego powodu, że LM10 i CR7 robią się coraz starsi.
LESZEK ORŁOWSKI
Jeśli Real wygra finał Ligi Mistrzów z Juventusem, nie będzie dyskusji – znów Złotą Piłkę otrzyma Cristiano, który jest królem fazy pucharowej. Jeśli nie – CR7 nadal będzie faworytem, ale jego głównym konkurentem stanie się któryś z graczy Juve, zapewne bohater decydującego boju, być może więc Dybala. Dziś rekomendowani przez fachowców są jednak Gianluigi Buffon i Dani Alves.
Mbappe, którego z pewnością należy obwołać największym odkryciem sezonu 2016-17 w Europie, szanse na triumf w plebiscycie „France Football” stracił w półfinale, w którym jego Monaco okazało się gorsze od Starej Damy. Ten dwumecz był dobrą okazją do dokonania porównania sposobów gry, piłkarskich profili i skali talentów 23-letniego Argentyńczyka i 18-letniego Francuza. Czytając poniższą analizę, cały czas należy pamiętać o różnicy wieku między oboma zawodnikami, z której wynika jasno, iż Mbappe jest i ma prawo być mniej dojrzały od Dybali.
Jeśli jeden z nich miałby zostać następcą jednego z obecnych władców futbolowego świata, a drugi drugiego, to Dybala jawi się bardziej jako nowy Messi, a Mbappe – jako nowy Cristiano (choć Francuzi oczywiście uważają, że przede wszystkim należy go porównywać z zawodnikiem, który nigdy Złotej Piłki nie dostał, mimo że powinien, czyli z Thierrym Henrym). Z tym że Dybala, by dorównać piłkarzowi, z którym jest porównywany, musi więcej improwizować, a Mbappe – więcej kalkulować.
Styl
Paulo Dybala to obecnie zawodnik w stu procentach zorientowany na zespół. W każdej sytuacji stara się wykonać takie zagranie, które daje drużynie największą statystycznie szansę ma zakończenie akcji golem (w czym bardzo przypomina… Roberta Lewandowskiego). Sam to sobie w głowie błyskawicznie przekalkulowuje i decyzję, co zrobić, podejmuje, jeszcze zanim piłka dotrze do jego nóg. Miłośnikom wgryzania się w taktyczne tematy proponuję pewną zabawę, jaką sam w pewnym momencie zacząłem praktykować. Polega ona na oglądaniu mecz Juventusu z odtworzenia, włączaniu przycisku pauzy, gdy piłka leci do Dybali, analizie boiskowej sytuacji zatrzymanej na ekranie, próbie odgadnięcia, co zrobi z piłką Argentyńczyk, a w końcu obejrzenia dalszego przebiegu akcji. Cóż, przeważnie komputer pokładowy byłego snajpera Palermo podaje mu prawidłowe rozwiązanie szarady, ewentualnie nawet lepsze niż wytypowane – choć oczywiście nigdy nie wiadomo, co stałoby się, gdyby zagrał inaczej. W grze Dybali jest dużo fantazji i polotu, bo często wybiera zagrania trudne w realizacji, których inni zawodnicy po prostu by się bali, gdyż łatwo jest się przy nich ośmieszyć, ale jest to fantazja ściśle kontrolowana.
Dybala nie zdecyduje się na strzał czy drybling, jeśli widzi, że lepsze będzie podanie. Nikt nie zarzuci mu na boisku egoizmu. I w tym tkwi jego największa słabość. Kibice kochają bowiem najmocniej zawodników podejmujących od czasu do czasu akcje z pozoru straceńcze, które jednak, gdy powiedzie się śmiały plan, śmiały zamysł ogrania rywala, kończą się golem. Wielki, genialny piłkarz musi czasami zachowywać się wbrew rozsądkowi. Piłka to bowiem sport, w którym pada mało goli, bardziej opłaca się więc fatalnie zepsuć cztery zagrania, by piąte zakończyć strzałem zmieniającym wynik, niż poprawnie rozwiązać wszystkie pięć boiskowych sytuacji, lecz bramki nie zdobyć. Dybala nie poda do przodu, jeśli zobaczy, że rozsądniejsze jest podanie do tyłu (patrz akcja poprzedzająca gol na 1:0 w rewanżowym meczu z Monaco). Z całą pewnością byłby wielkim koszykarzem, gdyż w tej dyscyplinie, w której każda akcja niezakończona zdobyciem punktów, jest akcją chybioną, granie na największą szansę jest optymalną strategią; w futbolu – niekoniecznie.
Mbappe do gry podchodzi inaczej. On, można odnieść wrażenie, nigdy nie wie, jak potoczy się akcja, gdy dotrze doń właśnie zagrana przez partnera piłka. Rozgląda się, owszem, w sytuacji, ale niczego nie kalkuje, czeka na impuls. Decyzję o tym, jak grać, podejmuje nagle oświecony myślą albo pod wpływem ostatniego ruchu stojącego obok niego rywala. Najchętniej rusza po prostu z piłką do przodu, szukając sposobu na przedostanie się w pole karne rywala. Podaje, będąc już w jego granicach, albo kiedy nie widzi szansy, by się tam dostać – chyba że naciera skrzydłem, spod linii bocznej, wtedy chętnie ostro centruje. Często, może nawet za często, decyduje się na akcję mającą nikłe szanse powodzenia tylko wtedy, jeśli rywale zostaną wyprowadzeni w pole. Ale od wielu podobnie po piłkarsku bezczelnych zawodników odróżnia go to, że znaczny procent tych natarć kończy sukcesem.
W jego przypadku zabawa opisana przy Dybale kończy się całkiem inaczej: Mbappe często robi rzeczy nie do przewidzenia. Nie znaczy to oczywiście, że jest piłkarzem surowym taktycznie, niepotrafiącym współpracować z kolegami. Wręcz przeciwnie, został odpowiednio wyszkolony i wielokroć gra, jak akademia nauczyła. Ale jednak wyznaje inną filozofię futbolu niż Dybala, gra w piłkę jest dlań czymś zupełnie innym, cieszy się z innych rzeczy niż zawodnik Juventusu.
Kwalifikacje
Dybala ma absolutne panowanie nad piłką. Można odnieść wrażenie, że nie tylko nie odkleja mu się ona od nogi, lecz że wręcz kontroluje on ją zdalnie, jak dziecko pilotem samochód z antenką. Futbolówka jest posłusznym psem, który przybiega na każde zawołanie: do nogi. Zawodnik porusza się w odpowiednio szybkim tempie, trzymając ją głęboko schowaną, blokując ciałem dostęp do niej. Oczywiście wzrok jest mu mało przydatny, wystarczy czucie. Nie stosuje w zasadzie zagrania polegającego na wypuszczeniu sobie piłki do przodu na kilkanaście czy nawet kilka metrów. Nie ufa bowiem swojej szybkości; choć przecież nie jest ona najgorsza; większym zaufaniem obdarza technikę, jaką posiadł.
Mbappe odwrotnie. Nie można w żadnym wypadku zarzucić mu znaczących technicznych niedoskonałości. Też potrafi zbliżać się do rywala z piłką jakby ukrytą w zagłębieniu stopy, balansując ciałem, czekając na fałszywy ruch przeciwnika. Ale gdy ten się zdarzy, właśnie natychmiast zagrywa piłkę obok niego, kilka metrów do przodu, błyskawicznie startuje i jest przy niej pierwszy, mając oponenta wyeliminowanego. Wtedy następuje znów jakaś milisekunda namysłu, co zrobić dalej, i wdrożenie planu w życie. Dokładnie tak to robił Henry. Gdy piłka czasami zaplącze się Kylianowi między nogami, potrafi obrócić to na własną korzyść: rywal rzuca się, by mu ją wygarnąć, a on tymczasem w ułamku sekundy odzyskuje nad nią kontrolę i mu ucieka.
Dybala wykonuje do partnerów podania dopieszczone. Piłka często zwalnia przed adresatem, miękko ląduje na jego stopie. Mbappe inaczej – zagrywa ostro, kolega musi zaatakować futbolówkę, by ją opanować.
Argentyńczyk to zawodnik ogarniający wzrokiem całe boisko. Potrafi jednak zarówno skoncentrować się na ogóle i wykonać diagonalny przerzut na drugą stronę placu gry, jak i skupić na detalu, czyli rozegrać piłkę z klepki w polu karnym rywala. Bardzo rzadko powtarza jedno zagranie w dwóch akcjach. Można wręcz dojść do wniosku, że z płodozmianu uczynił zasadę.
Mbappe kombinuje inaczej: jeśli jakaś akcja mu nie wyjdzie, stara się jak najszybciej ją powtórzyć, tylko oczywiście lepiej wykonując. Trudno mu przejść do porządku dziennego nad faktem, że coś się nie udało.
Obu natomiast charakteryzuje umiejętność szybkiego podjęcia decyzji o oddaniu strzału. Dybala dzięki temu, no i oczywiście dzięki doskonałej technice uderzenia, został bohaterem spotkania z Barceloną. Podobnie jak z podaniami – cyzeluje też każde uderzenie, stawiając na trafienie w wybrany zakątek bramki, nie na siłę. Mbappe natomiast po prostu wali z pierwszej piłki, ile ma sił w nodze, licząc, że jeśli ciut zawiedzie go celność, to nadrobi siłą.
Pozycja
Dybala najlepiej czuje się, grając jako cofnięty napastnik. Massimiliano Allegri ułożył na ten sezon Juventus pod niego. Wszyscy pozostali zawodnicy muszą pasować do Argentyńczyka. Działa w maksymalnie sprzyjającym mu środowisku, w którym wszystko może, ale nic nie musi. Ma przed sobą typową dziewiątkę w osobie Gonzalo Higuaina, więc nie na nim ciąży odpowiedzialność za strzelanie goli. Po jednym skrzydle biega inny zawodnik świetnie czujący się w polu karnym, czyli Mario Mandżukić, a po drugim gracz szalejący wzdłuż linii bocznej, czyli Juan Cuadrado. Dybala nie ma więc obowiązku atakowania szesnastki ani schodzenia na boki (na atak zorientowani są też boczni obrońcy), może pozostać tam, gdzie stoi. Za plecami znajduje się Miralem Pjanić, który świetnie klei grę, wiąże ataki w początkowym ich etapie, więc Dybala nie musi tego robić, może włączać się w nie w końcowej fazie. Jego zadanie polega na tym, żeby stale być pod grą, żeby zawsze stanowić alternatywę. Jesteś pod bramką rywali i nie wiesz, co zrobić z piłką? Rozejrzyj się dookoła, a na pewno znajdziesz gdzieś Dybalę, wtedy podaj mu i na pewno będzie dobrze – taka zasada obowiązuje u Allegriego.
Mbappe występuje jako drugi napastnik w ustawieniu 1-4-4-2. Drugi, a nie pierwszy dlatego, że to jego partner, Radamel Falcao, rezyduje w polu karnym przeciwnika, do niego grane są centry. O ile gra Juve nie mogłaby się bez Dybali obyć, o tyle gra Monaco bez Mbappe – jak najbardziej. Partnerzy mają obowiązek szukać Argentyńczyka, jak najwięcej akcji ma przez niego przechodzić, dostawać od niego stempel, natomiast koledzy Francuza mogą grać tak, jakby go nie było. To problemem młodego napastnika jest tak się ustawić, tak pokazać, by nie było innego wyjścia, niż podać właśnie jemu. Dlatego o ile Dybala w zasadzie nie depcze po bocznych liniach boiska, o tyle Mbappe stale stoi jedną nogą na aucie. O ile Dybali niemal nie widzi się ustawionego w linii z ostatnim obrońcą rywala i czekającego na prostopadłe podanie, o tyle Mbappe nieustannie myszkuje między stoperami, by znaleźć jakąś dziurę, w którą można mu zagrać. Dybala jest filarem konstrukcji, systemowym rozwiązaniem gry Juve, Mbappe – wartością dodaną, wyjściem awaryjnym dla zespołu Monaco – które zresztą często okazuje się wyjściem najlepszym.
Wydaje się, że Leonardo Jardim podjął właściwą decyzję co do sposobu optymalnego wykorzystania młodego Francuza. Mógłby grać jako środkowy napastnik, mógłby być skrzydłowym w systemie 1-4-2-3-1, ale ograniczając go przypisaniem do jakiejś konkretnej pozycji, zrobiono by mu tylko krzywdę. Na razie ma poznawać jak najwięcej rejonów boiska, robić jak najwięcej różnych rzeczy.
Perspektywy
Myśląc o losach obu zawodników w dłuższej perspektywie, można postawić tezę, że o ile Mbappe się nie zmieni, to, choć jest młodszy o pięć lat, może wcześniej zejść z wielkiej sceny niż Argentyńczyk. Sposób gry obrany przez Dybalę, w którym najważniejsze jest myślenie, technika i powtarzalność, gwarantuje długie utrzymywanie się na szczycie bądź blisko niego. Strategia Mbappe, oparta na szybkości, starcie do piłki, inspiracji, może doprowadzić do tego, że gdy wyczerpią się u piłkarza pokłady sił i fantazji, skończy się też jego wielkie granie – które zresztą na razie jeszcze się tak naprawdę na dobre nie zaczęło.
Ale można też spojrzeć na rzecz inaczej. Tak mianowicie, że to Mbappe ma większe szanse porywać tłumy, zdobyć miłość fanów. Dybala zawsze będzie hołubiony przez ekspertów, koneserzy będą cmokać z zachwytu nad jego wyrafinowanymi i przemyślanymi zagraniami. Ale z wypiekami na twarzy będzie się oglądało akcje Francuza. Warto też zauważyć, że przy znacznie większym poziomie egoizmu w grze, ma w tym sezonie więcej asyst niż Dybala!
Zresztą – któż to wie, jak będzie? Wzorem dla Mbappe istotnie powinien być Henry, który z jeźdźca bez głowy w początkowym okresie kariery zmienił się w napastnika krańcowo wyrafinowanego. Wzorem dla Dybali – tylko Messi, który strzelił kiedyś 50 goli w sezonie Primera Division, wykazując się wówczas znacznym egoizmem w grze. Na pewno możemy cieszyć się na samą myśl, że w najbliższych latach przyjdzie nam oglądać rozwój dwóch tak fenomenalnie utalentowanych i wyszkolonych piłkarzy.
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ RÓWNIEŻ W NAJNOWSZYM WYDANIU (21/2017) TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”