ODEJŚCIE Z LEGII JAK TRAMPOLINA
Historia ta jest kolejnym przykładem, że zamknięcie ważnego etapu w życiu zawodowym nie musi być końcem świata, ale początkiem nowej, całkiem barwnej kariery. Ledwie w kilka miesięcy z opiekuna nastolatków w akademii Legii 37-latek z Warszawy stał się kandydatem do sztabu Rakowa Częstochowa.
Przemysław Iwańczyk
Latem Legia nie przedłużyła umowy z 37-letnim Dariuszem Rolakiem po ponad dekadzie współpracy, mimo że był najdłużej pracującym trenerem w strukturach. Oficjalnego powodu rozstania nie przekazano, poinformowano jedynie, że była to decyzja dyrektora akademii Marka Śledzia i jego zastępcy Rafała Matusiaka. Dla znawców piłki młodzieżowej w Warszawie i okolicach rozwód ten nie był żadnym zaskoczeniem, bo Rolak – choć w opinii wielu jest bardzo kompetentnym szkoleniowcem młodzieży – inaczej widział piłkę na tym etapie niż jego przełożeni. I nawet niespecjalnie się z tym krył, bo zdanie odrębne wyrażał wprost na cotygodniowych zebraniach z szefami, a nie pokątnie za ich plecami.
Można chyba powiedzieć, że najbardziej zaskoczony takim obrotem spraw był sam Rolak, który do końca wierzył, że w futbolu filozofie powinny się ścierać, bo wynika z tego więcej niż tylko bezrefleksyjne przytakiwanie. Tym bardziej że były tego efekty, bo choć zabrakło złotych medali w Centralnej Lidze Juniorów, czego wymagali szefowie akademii, to przez jego ręce przewinęli się wchodzący do seniorskiej piłki Szymon Włodarczyk czy Filip Rejczyk. Z akademii Legii odchodzi się trudno, o czym wie każdy, kto tam pracował, bo właściwie żaden klub w Polsce nie jest w stanie zaproponować porównywalnych warunków finansowych i infrastrukturalnych. Rolakowi też zapewne trudno było się pozbierać. Myślał nawet o porzuceniu zawodu, nawet głośno artykułował, że zajmie się treningami indywidualnymi, ale zaproponowano mu pracę w drugoligowej Skrze Częstochowa.
Najnowsze wydanie tygodnika PN
Nr 50/2024