Dwie z trzech stron zaangażowanych w negocjacje chcą, by Frenkie de Jong zamienił Barcelonę na Manchester United. Dwa z trzech potencjalnych scenariuszy zakończenia całej sagi są dla Czerwonych Diabłów negatywne.
– Był wyraźnie zdeterminowany, by do nas dołączyć. Naprawdę fajnie było to widzieć! Nie lubię sytuacji, w których rozmawiasz z piłkarzem i widzisz w jego oczach, że cię słucha, ale godzinę wcześniej słuchał szkoleniowca innego klubu, a za godzinę będzie rozmawiał z kolejnym. To może się zdarzyć. Jednak Darwin był naszym pierwszym wyborem i cieszę się, że my byliśmy jego pierwszym wyborem. Bardzo mi się to podoba – powiedział niedawno Juergen Klopp, pytany o transfer Nuneza.
Liverpool bardzo sprawnie i szybko zrealizował swój priorytet, jeśli chodzi o letnie wzmocnienia kadry. Wobec odejścia Sadio Mane do Bayernu Monachium potrzebował nowego atakującego, a sprowadzenie Urugwajczyka obyło się bez długiej sagi – 23-latek podpisał kontrakt z The Reds trzy tygodnie przed startem przygotowań do kolejnego sezonu.
Na trzy tygodnie przed startem sezonu Manchester United nie przeprowadził swojego flagowego transferu. Jego zakupowym celem numer jeden pozostaje De Jong. Dopięcia przenosin Holendra na Old Trafford pragną dwie z trzech stron uczestniczących w negocjacjach. Czerwone Diabły osiągnęły porozumienie z Barceloną w kwestii wysokości odstępnego (63 miliony funtów) oraz bonusów (8,5 miliona funtów). Blaugrana namawia ponoć pomocnika do opuszczenia Camp Nou, wszak pozwoliłoby to poprawić jej sytuację finansową. Transferu nie chce tylko i aż Frenkie.
Nie jest on „wyraźnie zdeterminowany”, by dołączyć do United. United nie jest jego „pierwszym wyborem”. Czuje, że jego miejscem na ziemi jest stolica Katalonii i to w niej zamierza spędzić kolejny sezon, a najlepiej kilka sezonów.
Sytuacji Nuneza i De Jonga nie da się oczywiście zmierzyć tą samą miarą, porównać jeden do jeden. Co innego odejść z Benfiki (z całym szacunkiem do tego wielkiego klubu), a co innego z Barcelony. Co innego trafić do będącego blisko szczytu Liverpoolu, a co innego do pogrążonego w marazmie Manchesteru United. To naturalne, że ściągnięcie wymarzonego zawodnika powoduje obecnie więcej trudu Czerwonym Diabłom niż The Reds. Pytanie brzmi, czy gra jest warta świeczki? Czy tak namolne zabieganie o gracza, który utrzymuje, iż pragnie dalej przywdziewać barwy dotychczasowego klubu, ma sens?
Cała ta opera mydlana ma trzy potencjalne zakończenia. Jedno pozytywne i dwa negatywne – z perspektywy ekipy z Old Trafford.
Happy end to przybycie De Jonga do Anglii i jego kluczowa rola w rozwoju projektu Erika ten Haga. 25-latek może okazać się dla opiekuna United tym, czym Thiago Alcantara był dla Pepa Guardioli w Bayernie Monachium, czyli potężnym wsparciem przy wpajaniu drużynie nowego stylu gry przez nowego trenera. Starszy z Holendrów doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego tak zależy mu na ponownej współpracy z byłym podopiecznym. I to pomimo faktu, że ma już do dyspozycji Donny’ego van de Beeka, a za moment będzie miał jeszcze Lisandro Marineza, których też prowadził w Ajaksie.
Sad end (1) to nieprzybycie Frenkiego do Anglii. Oznaczałoby to, że Czerwone Diabły poświęciły kilka tygodni na bezskuteczne próby dostatecznego wzmocnienia formacji, która owego wzmocnienia potrzebuje najbardziej. Że do nowych rozgrywek przystąpią niewłaściwie przygotowane, ubogie w jakościowe opcje obsadzenia drugiej linii (a dokładnie pozycji sześć i osiem). Jeśli w którymś momencie dojdą do wniosku, iż dalsze starania o zawodnika Barcelony nie mają sensu, prawdopodobnie nie zdążą zakontraktować innego pomocnika na czas pierwszej kolejki zmagań ligowych i potyczki z Brighton. O tym, że ewentualny nowy piłkarz środka pola, który nie nazywa się Christian Eriksen, weźmie udział w jakimkolwiek sparingu też będą musiały zapomnieć.
Sad end (2) to przybycie De Jonga na Old Trafford, ale wynikające z musu lub łaski. Z niewolnika nie ma pracownika. Nie podając w wątpliwość profesjonalizmu reprezentanta Oranje, należy zastanowić się, jak wielki wpływ będzie on miał na zespół Ten Haga, jeśli sercem i myślami pozostanie na Camp Nou.
Nie składając broni w walce o transfer Frenkiego De Jonga Manchester United podejmuje ogromne ryzyko. Być może koniec końców napije się dzięki temu szampana, ale niewykluczone, że tylko się tym trunkiem obleje. Oto realia funkcjonowania w roli nie pierwszego wyboru swojego pierwszego wyboru.
Maciej Sarosiek