17 lat występów Leo Messiego w pierwszej drużynie FC Barcelona to szmat czasu. A że obfitował on w sukcesy, że Messi i jego Barca porywali swą grą kibiców na całym świecie, że na ich punkcie zapanowało prawdziwe szaleństwo, godzi się nazwać ów okres erą. Była to zresztą era nie tylko w historii Barcelony, ale w dziejach futbolu w ogóle. Czy można ją nazwać najwspanialszą z piłkarskich epok?
Jak w ogóle zdefiniować to pojęcie: czyjaś era na niwie futbolowej? Otóż po pierwsze musi to być okres w dziejach danego klubu bądź reprezentacji obfitujący w wyjątkowe sukcesy, które w sposób oczywisty były bądź są nie do pomyślenia bez udziału danej osoby. W zasadzie ten czynnik wystarczy, jednak niektóre ery charakteryzują się też tym, że zmieniają, redefiniują futbol, że po ich zakończeniu dyscyplina nie jest już taka sama, jak była, gdy owa postać wkraczała do gry.
Wypadkowa tych dwóch wyróżników określała nasz wybór – 25 najdonioślejszych er w powojennym futbolu światowym oraz ich uszeregowanie. Niektóre ery mają swoje pod-ery, związane z drugą osobą, która materializowała wizję twórcy. Są też ery mistrza i ucznia, protoplasty i kontynuatora. Do przedwojnia nie sięgamy, choć okresy pracy Hugo Meisla ze zwaną wunderteamem reprezentacją Austrii z lat 30, Herberta Chapmana z Arsenalem czy Vittorio Pozzo z reprezentacją Włoch z pewnością na takie miano zasługują. Jednak za mało wiemy o nich, jak i o tamtych czasach, by poddawać zagadnienie analizie. Natomiast po 1945 roku lista ta może wyglądać na przykład tak.
1. Leo Messi w Barcelonie (2004-2021)
W zasadzie to era Messiego zaczęła się w 2000 roku, kiedy nastoletni Leo przybył z rodzicami do Barcelony, bo w Argentynie nikt nie chciał zainwestować w leczenie jego karłowatości. 14 grudnia 2000 roku został podpisany sporządzony na kawiarnianej serwetce pierwszy kontrakt Messiego z Barceloną, a człowiekiem, który to zrobił ze strony klubu był Carles Rexach. Podejmując tę decyzję i składając ten jeden autograf, mocniej zapisał się w historii futbolu niż wszystkimi swoimi znakomitymi meczami w roli piłkarza i trenera. Reszta jest znana: 35 trofeów, w tym cztery za zwycięstwo w Lidze Mistrzów, 788 meczów i 672 gole dla Barcelony. A także, a może nawet przede wszystkim: bajeczne umiejętności Leo, niepowtarzalny styl narzucony przez – być może – futbolistę wszech czasów zespołowi, jego bezgraniczna identyfikacja z klubem, miłość kibiców na całym świecie, jaką wzbudzał. Patrząc na całą sprawę z sentymentalnego punktu widzenia wygonienie Messiego z Barcelony przez Joana Laportę jawi się jako zbrodnia. Punkt widzenia sportowy i ekonomiczny skłania wszakże do innych wniosków.
Tu jeszcze jedna uwaga: w Barcelonie uważa się, że grę tego zespołu w obecnym stuleciu na inne tory pchnął nie Messi, lecz Pep Guardiola i Katalończycy byliby oburzeni brakiem ery Guardioli w niniejszym zestawieniu. Jednak prawda jest taka, że Messi wygrywał Ligę Mistrzów i przed (2006 z Rijkaardem) i po (2015 z Luisem Enrique) Guardioli, natomiast Pep bez Messiego tego sukcesu nigdy nigdzie nie powtórzył.
2. Pele w reprezentacji Brazylii (1957-71) i w Santosie (1956-74).
Także i O Rei nie skończył kariery w klubie, z którym związany był od dziecka, gdyż na dwa ostatnie sezony wywędrował do Cosmosu Nowy Jork. Jednak to była zupełnie inna historia niż Messiego. Oczywiście dziesięć trofeów wywalczonych z Santosem (wliczając tylko ogólnokrajowe i międzynarodowe), w tym dwa Puchary Interkontynentalne, to wielka sprawa, niemniej miejsce w historii światowego futbolu zapewniły Brazylijczykowi trzy tytuły mistrza świata (1958, 1962 i 1970). Partnerzy się zmieniali, a Pele zawsze był w zespole i mu liderował. Choć może Garrincha tańczył z piłką jeszcze piękniej, Didi jeszcze finezyjniej rozgrywał, to nikt nie strzelił dla Selecao więcej goli niż Pele. To on symbolizuje brasilianę, to on jest prawzorem dla wszystkich następców nie tylko z Brazylii pragnących uprawiać futbol pod postacią joga bonito.
3. Santiago Bernabeu (1946-78) i Alfredo Di Stefano (1953-64) w Realu Madryt
Bernabeu w latach 1911-27 był piłkarzem Realu Madryt, a w ostatnim swym sezonie także trenerem. Jednak oczywiście miejsce w historii zajął jako prezydent królewskiego klubu, którą to funkcję sprawował w latach 1943-78. Za jego kadencji zespół zdobył 29 uznanych trofeów, w tym sześć razy wygrał Puchar Mistrzów. Bernabeu przed siedemdziesięciu laty realizował strategię, którą potem wdrażali Florentino Perez czy Silvio Berlusconi, czyli kupowania najlepszych piłkarzy na świecie bez przesadnego liczenia się z kosztami. Stworzył gwiazdozbiór, któremu Galacticos Pereza ledwie dorównali. Puskas, Kopa, Gento, a przede wszystkim Di Stefano to byli wówczas najlepsi piłkarze świata. Wkład tego ostatniego w budowę legendy wielkiego Realu jest absolutnie wyjątkowy, a okres jego pobytu Madrycie należy uznać za czas szczególny, jakby święto wewnątrz święta, kulminację ery wielkiego prezydenta. Argentyńczyk grał bowiem najpiękniej, najskuteczniej, powiódł zespół do pięciu triumfów w PM, a potem do końca życia związany był z klubem, pełnił rolę jego honorowego prezydenta, odbył z Florentino Perezem niejedną rozmowę dotyczącą wielkiego Don Santiago.
4. Silvio Berlusconi (1986-2017) i Arrigo Sacchi (1987-91) w AC Milan
Berlusconi kupował Milan będący przeciętną ekipą Serie A, a dzięki swym ekspansywnym metodom działania szybko przekształcił go w maszynę do wygrywania, najlepszą drużynę w Europie. Jako właściciel klubu rozsławiającego całą Italię, a także jako szef koncernu medialnego, zyskał tak wielką popularność, iż został premierem Włoch. Patrząc na całą rzecz przez pryzmat ogólny, właśnie jego era i kariera jest najbardziej bezprecedensowym zjawiskiem w historii futbolu. A o tym, że umieszczamy ją tak wysoko w niniejszym zestawieniu, decyduje też rewolucja w futbolu, jaką wywołał jeden z zatrudnionych przez niego trenerów – Sacchi mianowicie. Na będącym najlepszym chyba w dziejach dyscypliny połączeniem perfekcyjnej obrony z finezyjnym atakiem, bazującym na pressingu futbolu Milanu Sacchiego dziś wzoruje się mnóstwo trenerów na całym świecie, traktując grę jego Milanu jako niedościgniony ideał.
5. Florentino Perez (2000-?) oraz Cristiano Ronaldo (2009-2018) w Realu
W zasadzie można by uznać, że erą w dziejach Realu była gra w tym klubie Raula Gonzaleza, który zaliczył w latach 1994-2010 aż 550 meczów w barwach tej drużyny. Jest to rekord jeśli chodzi o mecze dla jednej ekipy Primera Division. Czas Raula pokrywał się zresztą po części z czasem Manuela Sanchisa, który w latach 1983-2001 wystąpił w 523 ligowych spotkaniach. To są większe liczby niż 520 meczów ligowych Messiego dla Barcelony, a tylko trochę mniej, 510 spotkań rozegrał w Realu Iker Casillas. Jednak choć wszyscy trzej to byli wielcy piłkarze, jednak nie da się powiedzieć, by wpłynęli znacząco na styl gry zespołu; po prostu znakomicie robili swoje, ale zawsze mieli obok siebie lepszych piłkarzy, większe gwiazdy. Tak więc ich czas nie zasługuje na miano wyraźnie wyodrębnionej ery. Natomiast czymś takim jest trwający wciąż okres sprawowania władzy w królewskim klubie przez Florentino Pereza. Flo, który objął stanowisko w 2000 roku i piastuje je po dzień dzisiejszy, z przerwą na lata 2006-09, wdrożył bowiem w życie całkiem nowy styl działania, czy też powrócił do idei Santiago Bernabeu. Pchnął futbol na nowe tory, pokazał wszystkim jak można na nim zarabiać, jak prowadzić ekspansję swojej piłkarskiej marki na nowych rynkach, jak tworzyć nowe sposoby zwyciężania.
Oczywiście, można by też ostatnie lata w dziejach Realu nazwać erą Cristiano Ronaldo albo Sergio Ramosa. Czas występów Portugalczyka na Estadio Santiago Bernabeu można zresztą porównać z czasem gry Di Stefano, i tak go też tutaj traktujemy. To z osobą nienasyconego snajpera CR7 łączą się cztery triumfy w Lidze Mistrzów, to dzięki niemu przełamana została zła passa w tej imprezie trwająca od 2002 do 2014 roku, która stawiała pod znakiem zapytania geniusz prezydenta klubu; w futbolu chodzi bowiem przecież przede wszystkim o wygrywanie, a potem o zarabianie.
6. Johan Cruyff w światowym futbolu (1964-1996)
Nie chcemy tutaj mnożyć er związanych z Johanem Cruyffem, umieszczać tę postać w kilku miejscach, ale tak naprawdę na miano ery zasługuje i jego pobyt jako piłkarza, a później trenera w Ajaksie Amsterdam, i kadencja w reprezentacji Holandii i oczywiście dwukrotny, też w różnych rolach, pobyt w Barcelonie. Jako futbolista prezentował niepowtarzalny styl, w którym technika i szybkość były równie istotne jak praca umysłowa. Jako trener był dogmatykiem ofensywnego futbolu udowadniającym, że można wygrywać bardziej dbając o atak, niż o obronę. O ile jednak w swym rodzinnym kraju Cruyff występował, jako piłkarz, w roli najdoskonalszego produktu tamtejszego systemu szkolenia, a jako trener w roli twórczego następcy myśli innych holenderskich szkoleniowców, o tyle dzieje Barcelony to on pchnął na zupełnie nowe tory. Owszem, i przed nim byli w niej Holendrzy i proponowali swój model gry, ale dopiero Cruyff przesądził sprawę na jego korzyść. A ponadto przecież to on stoi za stworzeniem La Masii jako szkoły wychowującej zawodników prezentujących pewien określony styl.
7. Alex Ferguson w Manchesterze United (1986-2013)
Szkocki menedżer stworzył z MU globalną markę, obiekt miłości rzeszy fanów na całym świecie. Stało się tak nie tylko za sprawą dużej liczby sukcesów (32 krajowe trofea i sześć międzynarodowych, w tym dwie Ligi Mistrzów), ale też wskutek stawiania na wychowanków, często porywającego stylu gry zespołu, no i osobliwego uroku samego Sir Aleksa, który bywał dla piłkarzy i tyranem, i dobrym wujkiem. Jego historia to piękna lekcja o tym, jakie skutki może przynieść wytrwałość, wiara w sukces, ciężka praca.
8. Sepp Herberger w reprezentacji Niemiec i RFN (1936-1964) oraz Helmut Schoen w reprezentacji RFN (1964-1978)
Przed 42 lata reprezentację Niemiec/RFN prowadziło tylko dwóch trenerów. Żaden nie uchodził za geniusza, to byli raczej solidni rzemieślnicy swego fachu, ale pilnujący, by reprezentacja prezentowała zawsze te same walory, które stanowiły o jej wyjątkowości: walkę do końca, żelazną konsekwencję taktyczną. Pierwszy wygrał mundial w 1954 pokonując w finale Złotą Jedenastkę Węgier, drugi zdobył Puchar Świata w 1974 wygrywając w decydującym meczu z grającą równie genialny futbol reprezentacją Holandii.
9. Bill Shankly (1959-74) i Bob Paisley (1974-83) w Liverpoolu
To ci dwaj panowie sprawili, że angielski futbol znów zaczął się liczyć w Europie. Shankly opowiadał po latach, że kluczową sprawą, którą zrozumiał, było to, że nie z każdej akcji da się strzelić gola a najważniejszą decyzją – budowanie zespołu od tyłu. Gazety nazywały go apostołem kontynentalnej gry bez piłki. Alf Ramsey, który zdobył z reprezentacją Anglii mistrzostwo świata w 1966 dużo się od niego i jego Liverpoolu nauczył, podobnie jak Matt Busby, o którym tu jeszcze napiszemy. Shankly zdobył z The Reds sześć trofeów, ale w Europie wygrał tylko Puchar UEFA. Paisley za kadencji Shankly’ego odpowiadał za zagadnienia taktyczne, których był miłośnikiem. Przejąwszy zespół dokonał kolejnej rewolucji, polegającej na obraniu stylu „cierpliwej gry podaniami” – jak napisał Jonathan Wilson w „Odwróconej Piramidzie”. Zawiodło to Liverpool do czterech triumfów w Pucharze Mistrzów.
10. Xavi i Iniesta w reprezentacji Hiszpanii (2008-2012)
Mistrzostwo Europy w 2008 roku La Roja zdobyła pod wodzą Luisa Aragonesa, a mistrzostwo świata w 2010 i mistrzostwo Europy w 2012 pod wodzą Vicente del Bosque. Przy całym szacunku dla tych trenerów, lata największych triumfów reprezentacji Hiszpanii należy określić erą dwóch małych, zwinnych i wszystkowidzących pomocników, którzy zapewniali drużynie nieskończone posiadanie piłki. To dzięki nim ta ekipa osiągnęła to, co nie udało się żadnej innej europejskiej: wygrała trzy wielkie turnieje z rzędu. Być może w Barcelonie też mówiłoby się o erze Xaviego i Iniesty – tych dwóch straszliwych bliźniaków – gdyby nie fakt, że przy Leo Messim odgrywali oni tylko rolę pomagierów.
11. Helenio Herrera w europejskiej piłce (1944-81), a w szczególności w Interze Mediolan (1960-68)
Twórca catenaccio podjął pracę trenerską w 1944 roku w Puteaux CSM, a skończył w 1981 roku w Barcelonie. Pracował między innymi w Atletico Madryt, Deportivo La Coruna, Sevilli, Romie, ale największą sławę zyskał podczas swej pierwszej kadencji w Interze Mediolan, w latach 1960-68. Tak naprawdę defensywne catenaccio było oparte na założeniach szwajcarskiego rygla stworzonego przez Karla Rappana, lecz dopiero Inter Herrery zatrwożył świat. Drużyna była „do granic bezwzględna”, „uosabiała wszystko, co w piłce złe”. Jednak jego wpływ na rozwój futbolu polegał nie tylko na doprowadzeniu do perfekcji brudnej gry defensywnej. Jako jeden z pierwszych Herrera nadzorował dietę zawodników, koszarował ich przed meczami, „był też pionierem psychologii sportu” (wszystkie cytaty ze wspomnianej książki Wilsona). Wszyscy menedżerowie dzisiaj uważani za nowoczesnych mają w sobie coś z Herrery. A z Interem ten trener trzy razy wygrał scudetto, dwa razy Puchar Mistrzów i dwa razy Puchar Interkontynentalny.
12. Diego Maradona w reprezentacji Argentyny (1982-94) i w Napoli (1984-91)
Cztery mundiale Maradony to oczywiście osobny rozdział w dziejach reprezentacji Argentyny, która pod jego boiskową wodzą zdobyła mistrzostwo w 1986 i wicemistrzostwo w 1990. W 1982 Maradona zawiódł, a w 1994 został złapany na dopingu. Cały ten czas charakteryzowało to, że wszyscy oglądali się na Maradonę, nawet gdy go nie było chwilowo w zespole, był najważniejszy, a gdy znajdował się na boisku, pełnił rolę alfy i omegi. Jego pobyt w Napoli wiąże się natomiast z najlepszym okresem w historii tego klubu, z nim jako Bogiem SSC zdobyło pięć trofeów, w tym dwa mistrzostwa Włoch.
13. Giovanni Trapattoni w Juventusie (1976-88)
Sześć tytułów mistrza Włoch, triumf w Pucharze Mistrzów w 1985 roku to dorobek wielkiego Trappa jako trenera Starej Damy. W zasadzie należałoby się zastanowić, czy erą w futbolu nie jest po prostu władanie Juventusem przez rodzinę Agnellich i Fiata, ale jednak jest to zbyt długi okres i o wiele mniej wyrazisty niż na przykład era Berlusconiego w Milanie. Trapattoni stworzył zespół grający futbol perfekcyjnie zorganizowany z tyłu i wirtuozerski z przodu, w którym siedmiu graczy z pola broniło, a trzech atakowało – co na wiele lat zostało obowiązującym w Italii podziałem.
14. Gusztav Sebes i Ferenc Puskas w reprezentacji Węgier (1949-1956)
Dzieje Złotej Jedenastki potrwały tylko siedem lat, zresztą, z uwagi na porażkę w finale MŚ w 1954, bardziej pasuje do niej miano srebrnej. Zakończyła jej egzystencję polityka. 32 meczów bez porażki, złoto igrzysk olimpijskich, 6:3 na Wembley z Anglią w Meczu Stulecia i 7:1 w rewanżu z Budapeszcie, to jej najważniejsze przewagi. Ponoć nikt nigdy lepiej nie grał w futbol niż ona. A Ferenc Puskas był Messim tego zespołu.
15. Matt Busby w Manchesterze United (1945-69)
Alex Ferguson nie był pierwszym menedżerem, który przez całe dekady prowadził zespół MU. Busby przeszedł do legendy jako człowiek, który najpierw stworzył wielką drużynę, a gdy została ona w sensie ścisłym unicestwiona w katastrofie lotniczej w Monachium w 1958 roku, odbudował ją ze zgliszczy i poprowadził do triumfu w Pucharze Mistrzów w 1968 roku.
16. Walerij Łobanowski w Dynamie Kijów oraz radzieckim i ukraińskim futbolu (1969-2002)
Mowa oczywiście o trenerskim etapie biografii tego przecież w młodości bardzo dobrego napastnika. Na ławce po raz pierwszy zasiadł w 1969 roku w Dnipro, a potem pracował w: Dynamie Kijów (1973-82, 1984-90 i 1997-2002), reprezentacji ZSRR (1975-76, 1982-83, 1986-90), reprezentacji ZEA (1990-93), Kuwejtu (1993-96) i Ukrainy (2000-01), a każda jego drużyna była rozpoznawalna na pierwszy rzut oka po niepowtarzalnym, ekspresyjnym, opartym na grze z pierwszej piłki i wychodzeniu na wolne pole stylu. Łobanowski wcale nie odkrył takiego futbolu, rozwinął po prostu twórczo koncepcje Borisa Arkadjewa, Wiktora Masłowa i innych, bazując na przemyśleniach wyniesionych ze studiów technicznych. Futbol traktował naukowo, jako starcie dwóch systemów. To jego swoiste podejście stało się potem modne także na Zachodzie.
17. Diego Simeone w Atletico (2011-?).
Gdy obejmował zespół, był on synonimem frajerstwa, nieumiejętności wykorzystania tkwiącego w nim potencjału, a zaprzeczeniem piłkarskiego charakteru. Cholo odmienił Atletico całkowicie. Postawił na walory, które od dawna się z tym klubem nie kojarzyły, ale bardzo szybko zostały zaakceptowane i pokochane przez fanów. Stworzył team twardy, walczący, nieustępliwy, ciężko pracujący na boisku. Kilka jego maksym, ze słynnym „partido a partido”, przeorały świadomość kibiców piłkarskich. Cholo stał się wzorcem dla połowy trenerów świata, tej, która wcześniej wielbiła Jose Mourinho; połowa wielbicieli Pepa Guardioli pozostała przy swoim guru. Atletico pod wodzą Cholo dwa razy zostało mistrzem Hiszpanii, dwa razy dotarło do finału Ligi Mistrzów. Nawet jeśli nigdy nie uda się jej wygrać, z całą pewnością możemy mówić o erze Simeone.
18. Franz Beckenbauer w Bayernie Monachium i niemieckiej piłce (1964-?)
To najciekawszy i najbardziej wielowątkowy przypadek. Kaiser bowiem w klubie swojego życia pełnił wszystkie możliwe role. W latach 1964-77 był jego piłkarzem, jako lider powiódł zespół do trzech kolejnych triumfów w Pucharze Mistrzów. Tak Bayern, jak i mistrzowska reprezentacja Niemiec z 1972 i 1974 roku grały tak, jak chciał Kaiser. W latach 1993-94 oraz w 1996 zasiadał na trenerskiej ławce Bayernu, co akurat wielkiego wpływu na klub nie miało, chociaż zdobył w 1994 roku mistrzostwo Niemiec, a w 1996 Puchar UEFA. Od 1994 do 2002 roku pełnił jednak także funkcję prezydenta klubu, szefa Rady Nadzorczej. Jako taki wpuścił swój klub na nowe tory, narzucił styl działania obowiązujący do dziś. Obecnie można go określić jako patrona klubu. Był też selekcjonerem reprezentacji Niemiec i wywalczył w tej roli mistrzostwo świata w 1990 roku oraz wicemistrzostwo w 1986. Jedyne czego mu brakuje, to stanowisko prezydenta DFB, choć jako wiceprezydent doprowadził do przyznania Niemcom mundialu w 2006 roku. Po dziś dzień pewnie połowa Niemców myśli o futbolu to, co podpowie im Beckenbauer. Cesarz to stanowisko, które traci się na ogół dopiero w momencie śmierci.
19. Roman Abramowicz w Chelsea (2003-?)
Berlusconi, Perez, Bernard Tapie i inni futbolowi bossowie kupowali sobie kluby albo zostawali ich prezydentami i następnie budowali potęgę po coś. Potrzebne im to było do realizacji jakichś biznesowych albo politycznych celów. Natomiast rosyjski bogacz kupił w 2003 roku Chelsea dla kaprysu i stał się prekursorem dla wszystkich szejków wydających dziś oceany kasy na Manchester City czy PSG bez nadziei na jakikolwiek zwrot. Oczywiście osiągnął dużo na polu sportowym. Przeciętny, choć popularny wcześniej klub wprowadził do elity; za jego czasów The Blues dwa razy wygrali Ligę Mistrzów. To on też narzucił krajowym rywalom transferowy wyścig zbrojeń, jego przyjście znacznie zwiększyło zainteresowanie Premier League na świecie. Z pewnością jeśli kiedyś odejdzie będzie to koniec najlepszej ery w dziejach Chelsea.
20. Cristiano Ronaldo w reprezentacji Portugalii (2003-?)
Gdy w 2003 roku jako osiemnastolatek wchodził do reprezentacji Portugalii, jego partnerem był urodzony w 1969 roku Fernando Couto; podczas Euro 2021 u boku CR występował Joao Felix, rocznik 1999. A na tym nie koniec, ambitny napastnik ani myśli rozstawać się z drużyną narodową Portugalii. Chce zostać rekordzistą świata zarówno pod względem liczby występów w reprezentacji, jak i strzelonych dla niej goli. Na razie ma bilans 179 spotkań i 109 bramek. W erze CR7 Portugalia ustanowiła swoją pozycję jako drużyna europejskiej i światowej czołówki. Pięć razy dotarła do półfinałów wielkiej imprezy, a raz wygrała Euro. Mimo że czasami brakuje mu kompletu wartościowych partnerów, Cristiano nieustannie się stara, robi wszystko, by poprowadzić zespół do sukcesu.
21. Eusebio w Benfice Lizbona (1960-75)
11 mistrzostw Portugalii, lecz przede wszystkim zwycięstwo w Pucharze Mistrzów w 1962 roku znaczą złotem trwający półtorej dekady pobyt Czarnej Pantery w jego ukochanej Benfice.
22. Michel Platini (1976-87) i Zinedine Zidane (1994-06) w reprezentacji Francji
To dwie na tyle podobne historie, że można, a nawet należy je połączyć w niniejszym zestawieniu. Przeciętna, co najwyżej dobra drużyna trójkolorowych nagle otrzymywała Mesjasza, wielką „10″, która wznosiła ją na wyżyny, prowadziła po wielkie laury. Z Platinim reprezentacja Francji zdobyła mistrzostwo Europy w 1984 roku oraz dwa razy dotarła do półfinału mundialu. Rozegrał w niej 72 mecze i strzelił 41 goli. Z Zidanem wygrała mundial w 1998 i Euro w 2000 roku, a w 2006 dotarła na MŚ do finału. On z kolei zakończył występy w niej mając 107 meczów i 31 goli.
23. Monchi w Sevilli (2000-?)
To jedyny w tym zestawieniu dyrektor sportowy. A jednak jego panowanie w Sevilli, przerwane na dwa lata romansu z Romą, zasługuje na miano ery. Były bramkarz okazał się bowiem królem transferów; mając do dyspozycji ograniczone środki tak nimi obracał, że było ich coraz więcej, a przy okazji drużyna sięgała po niespotykane w jej historii laury, w tym sześć triumfów w Lidze Europy.
24. Arsene Wenger w Arsenalu (1996-2018)
Historia związku francuskiego menedżera z angielskim klubem, w którym stworzył drużynę grającą najpiękniejszy futbol na świecie, byłaby jeszcze wspanialsza, gdyby udało się choć raz wygrać Ligę Mistrzów, co jednak nie doszło do skutku. Niemniej fakt, że prezentujący na wskroś kontynentalną piłkę i niemal nie zatrudniający Anglików zespół demolował rywali w Premier League mocno i na zawsze zmienił jej oblicze.
25. Guy Roux w Auxerre (1961-2005)
Prowincjonalne Auxerre za kadencji Rouxa było mistrzem Francji w 1996 roku, a ponadto cztery razy plasowało się na mecie na trzecim miejscu. Cztery razy zdobyło Puchar Francji, dotarło do półfinału Pucharu UEFA. Legendarny trener dwa razy odchodził, ale zaraz wracał, aż w końcu udał się na emeryturę mając 67 lat. Łącznie przepracował w Auxerre na stanowisku trenera 36 lat i 6 miesięcy, co jest absolutnym rekordem świata, lepszym o dekadę od wyniku Aleksa Fergusona.
***
Jak widać, najwięcej er w dziejach futbolu związanych jest jednak z trenerami. Tym większe uznanie dla Leo Messiego, że grając w Barcelonie usunął w cień wszystkich jej prezydentów, trenerów, a nawet kolegów z boiska, choć miał ich przecież znakomitych. 5 sierpnia 2021, gdy Joan Laporta ogłosił odejście Messiego z Barcelony to jeden z najsmutniejszych dni w historii dyscypliny. Trzeba koniecznie zapamiętać tę datę, gdyż w pewnym sensie jest to data końca świata.
LESZEK ORŁOWSKI