Modrić o mnie nie napisze
W tym sezonie w końcu gra na miarę oczekiwań. Chorwat przyszedł do Legii po 18 latach – z małymi przerwami – spędzonych w Dinamie Zagrzeb. Domagoj Antolić opowiada o hejcie, roli Romeo Jozaka w jego karierze czy znajomym z boiska, który rok temu wygrał Złotą Piłkę.
Jesteś największym wygranym jesieni w Legii?
Można tak powiedzieć – mówi Antolić.
Przez kilka poprzednich miesięcy musiałeś sobie radzić z hejterami.
Staram się nie czytać komentarzy i opinii na swój temat. Wiadomo, że nie da się od tego kompletnie odciąć i masz czasami wrażenie, że ludzie mają do ciebie pretensje, często zasłużone, ale trenerzy, drużyna, inni pracownicy – wszyscy nakręcają cię pozytywnie i to pomaga odciąć się od niektórych głosów. Nie mam problemu, kiedy ktoś komentuje moje występy, ale dla mnie i tak najważniejszą opinię wydaje trener. Jeśli on jest zadowolony, wszystko jest w porządku.
Jesienią chyba powinien być zadowolony?
Dostawałem wiele szans na występy w pierwszym składzie, sztab mi ufał. Jesienią byłem w najlepszej formie, odkąd trafiłem do Legii. Wejście do drużyny miałem niezłe, ale po pół roku zacząłem grać słabiej i taki stan utrzymywał się przez wiele miesięcy.
Spodziewałeś się, że twój najlepszy okres w Legii nadejdzie dopiero po blisko dwóch latach?
To zdecydowanie za długo! Pierwsze pół roku było naprawdę dobre – grałem nieźle, drużyna wywalczyła dublet, wszystko fajnie się układało. Później coś się zacięło. Teraz znowu zaś wszystko wróciło na właściwe tory i wierzę, że powtórzymy sukces z 2018 roku i skończymy sezon z dwoma trofeami. Obecnie drużyna gra najlepszą piłkę, odkąd przyszedłem do Legii. Strzelamy wiele goli, dominujemy nad rywalami, stwarzamy sytuacje, nawet w meczach, których nie wygrywamy, ciągle jesteśmy głodni zwycięstw. Trener powtarza, że mamy grać na najwyższych obrotach od pierwszej do ostatniej minuty, nie możemy zadowalać się prowadzeniem jedną czy dwiema bramkami. Jeśli nagle byśmy grali wolniej, byle do końcowego gwizdka, świadczyłoby to o braku szacunku do rywali.
W czym tkwi sekret twojej dobrej dyspozycji?
U poprzedniego trenera graliśmy inaczej. Stawialiśmy na prostsze środki, musieliśmy być bardzo agresywni, walczyć o wszystkie drugie piłki. To nie jest mój styl. Lubię mieć piłkę przy nodze, utrzymywać się przy niej i u trenera Vukovicia tak właśnie gramy. To mi się podoba i chyba dlatego wyglądam zdecydowanie lepiej na boisku niż kilka miesięcy temu. W dodatku jest duża rywalizacja w środku pola, gramy na dwóch klasycznych środkowych pomocników, a przynajmniej czterech zawodników walczy o miejsce w składzie.
Warszawa jest dopiero twoim drugim miastem, w którym mieszkasz. Wcześniej całe życie spędziłeś w Zagrzebiu.
Transfer do Legii to była bardzo dobra decyzja. Nie tęsknię za niczym, a Warszawa jest podobna do Zagrzebia. Mentalność ludzi i kultura są w Polsce bardzo zbliżone do Chorwacji. Wiadomo, są pewne różnice, ale niezbyt mocno odczuwalne. Moja żona i syn są zadowoleni z życia w Warszawie, a to jest dla mnie najważniejsze.
Gdyby nie Romeo Jozak, nigdy byś nie trafił do Legii?
Prawdopodobnie.
Można o nim powiedzieć, że jest twoim piłkarskim ojcem?
Nie, bez przesady. Pracowaliśmy razem bardzo krótko. W Dinamie był dyrektorem sportowym, ale nie mieliśmy zbyt wielu okazji do spotkań. Byłem trochę zaskoczony, kiedy dowiedziałem się, że będzie trenerem Legii. Nie wiedziałem, że on ma jeszcze motywację, aby pracować jako szkoleniowiec.
To jak wyglądał twój transfer z Dinama?
Trener Jozak zadzwonił do mnie i zapytał, czy nie chciałbym spróbować sił w Legii. W Dinamie miałem jeszcze kontrakt ważny przez 3,5 roku, ale każdy wiedział, że chciałem zmienić otoczenie. Potrzebowałem nowych wyzwań, a o Legii słyszałem same pozytywy.
Dinamo jest lepszym klubem niż Legia. Mistrz Chorwacji regularnie gra w fazie grupowej europejskich rozgrywek, mistrz Polski niekoniecznie…
Wszyscy mi to mówili, ale w Polsce nie wszyscy wiedzą, jak wygląda liga chorwacka. Dinamo jest wielkim klubem, ma świetne szkolenie i dobrze sobie radzi w Europie, ale reszta drużyn nie jest już tak mocna. W dodatku infrastruktura w Chorwacji nie wygląda najlepiej. OK, Dinamo ma kilka boisk, gdzie szkolona jest młodzież i tutaj wszystko funkcjonuje bardzo dobrze. Zresztą w każdej okolicy w Zagrzebiu masz boisko, gdzie dzieciaki grają w piłkę. W Chorwacji takimi warunkami mogą pochwalić się może jeszcze tylko Hajduk Split i Rijeka. Stadiony w naszym kraju wyglądają bardzo słabo. W dodatku zdarzają się mecze, kiedy na trybunach pojawia się kilkuset kibiców. To nie jest fajne uczucie grać przez dziesięć lat przy pustych trybunach. W Dinamie wystąpiłem dwa razy w fazie grupowej Ligi Mistrzów i dwa razy w Lidze Europy, wtedy kibiców było mnóstwo, ale na meczach ligowych już nie było tak kolorowo. Potrzebowałem nowego bodźca, dlatego zdecydowałem się na transfer.
Kiedy przychodziłeś do Polski, mówiło się, że masz za dobre CV jak na naszą ligę, więc coś musi być nie tak z tym transferem…
Słyszałem te opinie. Gdyby nie Romeo Jozak, nie trafiłbym pewnie do Legii, ale nie byłaby to moja decyzja tylko prezesa klubu, Zdravko Mamicia. W Dinamie byli ze mnie zadowoleni, chcieli żebym został. Kilka razy wcześniej rozmawiałem z szefami i nie chcieli w ogóle słyszeć o transferze. Trener jednak zadzwonił do prezesa, ja też wywierałem presję i w końcu pozwolił mi odejść.
Byłeś zaskoczony, że Jozak sobie nie poradził jako trener Legii?
To był zbyt krótki czas, aby mógł pokazać w pełni swoje możliwości. Praca trenera w Legii jest bardzo specyficzna. Jestem dwa lata w drużynie, a mam już czwartego szkoleniowca. Presja na wyniki jest olbrzymia, a czasu nigdy nie ma. Trener Vuković jest w tym klubie wiele lat, ma mnóstwo doświadczenia jako zawodnik i wie, jak sobie z tym radzić.
Co pomyślałeś, kiedy Jozak został zwolniony?
Chciałem pokazać, że jestem dobrym zawodnikiem i utrzymam się w zespole nawet bez trenera z Chorwacji. Nie przyszedłem do Legii tylko i wyłącznie ze względu na niego. Był po prostu jednym z argumentów, choć bardzo mocnym, abym przeprowadził się do Warszawy.
Opowiedz o sobie. Jak w ogóle trafiłeś do Dinama?
W Zagrzebiu jest mnóstwo klubów, może ze sto. W mieście są organizowane turnieje, na których pojawiają się skauci i trenerzy Dinama. Najlepsi dostają zaproszenia na testy. U mnie było tak samo. Dostałem zaproszenie na kilka treningów, po których mieli ocenić moje umiejętności. Po kilku dniach trener powiedział, że mnie biorą, choć wiem, że nie wyglądałem najlepiej. Byłem bardzo spięty, nie pokazałem wszystkiego, na co mnie było stać. Byłem jednak przeszczęśliwy, bo to spełnienie marzeń.
Pamiętasz swój pierwszy trening?
Oczywiście! Wszyscy zawodnicy na boisku byli lepsi ode mnie… Nic mi nie wychodziło. Byłem 10-letnim dzieckiem, pierwszy raz tak mocno się stresowałem. Później już było lepiej. Doskonale pamiętam moment, kiedy trener kazał mi przynieść dokumenty i dwa zdjęcia potrzebne do rejestracji w klubie.
Wyobrażam sobie to uczucie, kiedy trafiasz do jednej z najlepszych akademii na świecie…
Wtedy akademia Dinama nie była jeszcze tak znana i nie cieszyła się tak dobrą opinią jak teraz. W Chorwacji zawsze rodzili się utalentowani zawodnicy. Trafiłem do klubu w 2000 roku, a dopiero kilkanaście miesięcy później Dinamo zaczęło sprzedawać piłkarzy za wielkie kwoty, co wpłynęło na markę akademii na świecie.
Kto z twojego rocznika 1990 z akademii Dinama zrobił największą karierę?
Profesjonalnie w piłkę gra nas dwóch – ja i Mateo Pavlović, który teraz jest w Angers. On jednak odszedł z Dinama jako szesnastolatek do NK Zagrzeb. Później dopiero za granicę.
Jesteś zaskoczony, że jest was tylko dwóch?
Kiedy byliśmy młodzi, trenerzy często powtarzali, że jeśli jeden zawodnik z tego rocznika dojdzie na wysoki poziom, będzie to wielki sukces dla całego klubu. Dziwiliśmy się tym słowom. Przecież wszyscy mieliśmy wielki potencjał i każdy papiery na profesjonalną karierę. Okazało się, że jednak to on miał rację…
Masz do dzisiaj kontakt z kolegami z juniorów?
Oczywiście, że tak. Dwóch z nich skończyło kursy trenerskie i pracują w szkołach oraz małych klubach, inny pracuje jako finansista w wielkiej firmie i mieszkał nawet w Dubaju. Zarabia wielkie pieniądze, robi poważną karierę, ale co chwila zmienia miejsce zamieszkania. Nie zamieniłbym się jednak z nim! Kocham moją pracę.
Byłeś najlepszym zawodnikiem rocznika 1990 w akademii Dinama?
Nigdy bym tak o sobie nie powiedział. Czasami o tym, czy zrobisz karierę decyduje szczęście. Kiedy masz 19 lat, nadchodzi czas, aby wejść do seniorskiej piłki, niby jesteś utalentowany, ale musisz trafić po prostu na odpowiedni moment w klubie. W Dinamie rywalizacja jest olbrzymia. Akurat w pierwszym zespole musi brakować zawodnika na tę konkretną pozycję, abyś dostał szansę, trener musi na ciebie postawić, a nie szukać zawodnika z innego klubu. Kilka rzeczy musi się zgrać w tym samym momencie.
Czyli ty to szczęście miałeś?
Przez trzy lata byłem wypożyczany do innych klubów. Walczyłem jednak o swoje, chciałem pokazać, że zasługuję na szansę w Dinamie.
Byłeś wypożyczony między innymi do Lokomotivy Zagrzeb. W Warszawie chyba nikt by nie oddał młodego legionisty do Polonii.
To zupełnie inna rywalizacja. Lokomotiva na początku miała podpisaną umowę z Dinamem i była w zasadzie drużyną rezerw Dinama. Grali w czwartej lidze, ale rok po roku awansowali. Ja byłem tam na wypożyczeniu, kiedy występowali na drugim poziomie rozgrywkowym. Wywalczyliśmy awans do ekstraklasy w sezonie 2008-09 i klub musiał zdecydować: czy zrezygnować z awansu i dalej współpracować z Dinamem, czy odciąć się i spróbować sił w pierwszej lidze. Postawiono na to drugie i utrzymuje się do dzisiaj w elicie, a nawet już kilka razy walczył w eliminacjach Ligi Europy. Debiutancki sezon w pierwszej lidze był trudny, bo mieliśmy bardzo młody skład. W 2013 roku zdobyliśmy wicemistrzostwo Chorwacji i doszliśmy do finału krajowego pucharu. Przegraliśmy z Hajdukiem 1:2 w Splicie, a w Zagrzebiu było 3:3. Mieliśmy świetną drużynę, w której byli między innymi Marko Pjaca, którego Juventus kupił za 23 miliony euro, co jest najwyższym transferem w historii Dinama, Andre Kramarić, dzisiaj najlepszy napastnik Hoffenheim czy Mario Situm. Dinamo i Lokomotiva ze sobą współpracują, choć już nie tak ściśle jak kilkanaście lat temu.
Dla ciebie mecze z Hajdukiem musiały być szczególne. W końcu jesteś kibicem odwiecznego rywala.
Mecze Dinama z Hajdukiem są jak wojna. A może w zasadzie były, bo teraz jest już bardziej europejsko i nie ma takiego niebezpieczeństwa jak kilkanaście lat temu. Lubiłem tę atmosferę, rywalizację na trybunach, oczywiście bez rozrób. Spotkania z Hajdukiem były w zasadzie jedynymi w lidze, kiedy trybuny były pełne.
Po tym magicznym sezonie dla Lokomotivy wróciłeś do Dinama.
Miałem kilka propozycji, najkonkretniejsza i jedyna oficjalna pojawiła się z Belgii. Dinamo ją odrzuciło. Były zapytania z Włoch, ale wtedy Chorwacja nie należała jeszcze do Unii Europejskiej, a w Serie A był limit dla obcokrajowców, więc woleli postawić na Brazylijczyka czy Argentyńczyka niż Chorwata.
Jesteś zadowolony z sześciu występów w reprezentacji?
Jestem dumny, że zagrałem w drużynie narodowej. W środku pola reprezentacji Chorwacji jest naprawdę olbrzymia konkurencja, a takie nazwiska jak Modrić, Brozović czy Kovacić zna przecież każdy.
Pamiętasz swój debiut?
Graliśmy z Argentyną, wyszedłem w pierwszym składzie. Selekcjoner dał szansę wielu zawodnikom z ligi chorwackiej, ponieważ cztery dni później kadra grała bardzo ważny mecz w eliminacjach mistrzostw Europy przeciwko Włochom. To było doskonałe doświadczenie zagrać przeciwko Leo Messiemu, Sergio Aguero czy Angelowi Di Marii. Do przerwy prowadziliśmy 1:0, dobrze się prezentowaliśmy, ale ostatecznie przegraliśmy 1:2.
Grałeś w jednej drużynie z Modriciem, Corluką, Mandżukiciem, Vrsaljko, Lovrenem, Perisiciem czy Brozoviciem. Trochę się tych gwiazd nazbierało.
Niektórzy są starsi, jak chociażby Mandżukić czy Modrić. Byłem bardzo młody, kiedy wchodziłem do szatni pierwszego zespołu Dinama. Do dzisiaj mam kontakt z Kramariciem, Milanem Badeljem, Pjacą czy Marko Rogiem.
Spodziewałeś się, że zagrasz kiedyś w jednym teamie z triumfatorem Złotej Piłki?
W Dinamie zagraliśmy chyba tylko raz przez kilka minut i raz zdarzył nam się wspólny występ w reprezentacji. On zawsze wyglądał na gościa z innej planety niż wszyscy. Kiedy jedenaście lat temu byś mi powiedział, że Modrić wygra Złotą Piłkę, poważnie bym się nad tym zastanowił, bo byłem przekonany, że zrobi wielką karierę. Wiem, że w telewizji wygląda trochę inaczej, ale serio Luka potrafił być przywódcą. Prywatnie jest świetnym człowiekiem, jest inteligentny, a teraz pisze książkę. Kupię na pewno, bo pewnie odsłoni trochę kulisów z życia prywatnego i kariery.
Znajdzie się w niej miejsce dla ciebie?
Nie wydaje mi się. Zagraliśmy wspólnie dwa mecze. Jeśli każdemu zawodnikowi, z którym Luka zagrał, miałby poświęcić zdanie, napisałby książkę, która miałaby ponad tysiąc stron.
PAWEŁ GOŁASZEWSKI
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 50/2019)