Przejdź do treści
Mocne teksty i wywiady. Oto nowa PN

Polska Ekstraklasa

Mocne teksty i wywiady. Oto nowa PN

Wtorek, 14 września, to dzień ukazania się najnowszego wydania tygodnika „Piłka Nożna”. Jak zawsze przygotowaliśmy dla Was mnóstwo znakomitych treści.


#2ANGRYMEN: Ten, który nie trzęsie portkami


Stara szkoła, którą reprezentuje Kamil Glik, wygasa, bo zmiany pokoleniowe nie oszczędzają nikogo. Zwłaszcza dziś, gdy różnice między dwiema generacjami są największe w historii ludzkości. 

FILIP KAPICA, MATEUSZ ŚWIĘCICKI
KOMENTATORZY ELEVEN
#2ANGRYMEN

Jacek Gmoch powiedział nam kiedyś, że oszałamiające tempo zmian odebrało starszym część autorytetu, bo ich umiejętności i wiedza przestały być potrzebne młodszym pokoleniom. Kiedy świat zmieniał się wolniej, między generacjami tworzyły się różnice, a nie przepaści. Między Kamilem Glikiem a nastolatkami pukającymi do kadry jest to drugie.

Piszemy ten tekst po bohaterskim w wykonaniu Polaka meczu z Anglią, gdy Glik zagrał tak, jak kocha naród. Z poświęceniem i pasją. Bez kompleksów i z elementem szelmowskiej bezczelności, która polega na rozstawianiu przepłaconych gwiazd po kątach i rzucaniu się do bitki. Polski kibic szanuje kadrowiczów wybitnych i kocha bohaterów nieoczywistych. Takich ze skazą czy defektem, którzy wady techniczne niwelują pracowitością i zaangażowaniem. Im też więcej wybacza.

Glik nie starzeje się pięknie i nie ma w jego powolnym przemijaniu uroku Giorgio Chielliniego. Ale to wciąż jakość, która wystarcza, by być najlepszym polskim obrońcą, a już na pewno najbardziej charyzmatycznym. Chichot losu polega na tym, że środowisko traktuje go jak gracza u schyłku kariery, tymczasem Robert Lewandowski, dla którego wiek nie istnieje, urodził się ledwie pół roku później. Lewy każdego dnia oszukuje metrykę, Kamil Glik podporządkowuje się jej regułom. Gaśnie i zdaje sobie z tego sprawę.

(…)

Ale Kamil Glik diametralnie różni się od pokolenia postmilenialsów, które coraz mocniej puka do kadry. W sensie mentalnym jest im obcy, żywcem wyjęty z innych czasów. Stanowi wartość piłkarską, a i owszem, ale z krótkim lontem. To jak ze starym samochodem, który kochasz i z którym przeżyłeś wiele niezapomnianych przygód. Wiesz, że za chwilę będziesz go musiał wymienić. Z bólem serca, ale jednak.

W meczu z Anglią Kamil Glik obudził w nas stare sentymenty i zachwyt nad polskim piłkarzem-rzemieślnikiem. Takim, którego terror przemijania nie oszczędza, ale w najważniejszych momentach daje radę. Przeciwko wicemistrzom Europy znaczenie miały dwie rzeczy. Charyzma i brak kompleksów. Kamil Glik – jak mawiał nam kiedyś Miroslav Radović – należy do grupy graczy, niemających pełnych gaci podczas wychodzenia na murawę w meczu z przeciwnikiem, przed którym inni trzęsą portkami. Dziękujemy.

KARIERO TRWAJ WIECZNIE. Senior jak junior


6 września, niemal dokładnie pięć miesięcy po 38 urodzinach, Franck Ribery odebrał królewskie powitanie w Salerno. – Można to porównać z przyjazdem Maradony do Neapolu – powiedział dyrektor sportowy Salernitany.

TOMASZ LIPIŃSKI

Przesadził. Boskiego Diego witało w Neapolu 80 tysięcy, 37 lat temu na Stadio San Paolo nie dało się szpilki wetknąć, tłum falował, skandował, odpalał race, powiewał flagami.

Przez lufcik

W Salerno stawiło się raptem 7 tysięcy. Mniej więcej połowa tego, co przy okazji meczu z Romą. Za to nastroje zupełnie inne. Powrót po 22 latach do oglądania na własne oczy Serie A zakończył się bolesnym 0:4. Dołożenie tego wyniku do wcześniejszego 2:3 w Bolonii utwierdziło wszystkich w przekonaniu, że Salernitana to murowany spadkowicz. Nawet kibice o najbardziej optymistycznym nastawieniu zrozumieli, że na dobrych chęciach i niezłych na drugą ligę piłkarzach, którzy jednak awansem osiągnęli rezultat ponad stan, utrzymania nijak nie da się zrobić. Tym lepiej wiedziały klubowe władze, że muszą dokonać czegoś spektakularnego, co wznieci szybko wygasły entuzjazm, co pobudzi do walki i da nadzieję. Jednak letnie okienko się zamknęło i poza transferem Nigeryjczyka Simy’ego, strzelca 20 goli dla Crotone w poprzednim sezonie, niczego chwalebnego Salernitana nie wykonała.

Ale jeszcze jeden lufcik pozostał otwarty. Na rynku do wzięcia znajdowali się tak zwani svincolati, czyli piłkarze bez kontraktów i pracodawcy. Wprawdzie lista była niezbyt długa, ale nie o ilość, lecz o jakość się rozchodziło. Na niej zasłużone i znane z występów w lidze włoskiej postaci, jak: właśnie Ribery, Fernando Llorente, Mateo Musacchio czy Gaston Ramirez. Tylko zapłacić, ile chcą plus prowizja dla menedżerów i brać. W normalnych warunkach klubów pokroju Salernitana na piłkarzy z takimi nazwiskami i taką przeszłością nie byłoby stać, ale zdarzała się niepowtarzalna okazja i należało z niej skorzystać.

Ribery nie ukrywał rozczarowania faktem, że Fiorentina nie przedłużyła z nim kontraktu. Jemu na tym bardzo zależało i wydawało się, że 2 golami, 7 asystami w 29 meczach solidnie na to zapracował. Jednak w klubie w statystki nie patrzyli, obrali kurs na odmłodzenie zespołu, co kazało wysadzić Francuza i Borję Valero. Francuz przełknął gorzką pigułkę i na Włochy wcale obrażać się nie zamierzał. Wprost przeciwnie, zarówno on jak i liczna rodzina – żona i piątka dzieci – czuli się tam znakomicie i chcieli nadal się tak czuć. W związku z tym agent piłkarza dostał dyspozycję szukania klubu z Serie A. Pojawiła się na radarze Sampdoria, a także ustawione nieco wyżej w hierarchii Lazio. Claudio Lotito, który oficjalnie rządzi w rzymskim klubie i nieoficjalnie w Salernitanie, szybko skalkulował, że kroi się ciekawy interes do ubicia. Dla Lazio transfer Ribery’ego pod względem marketingowym i sportowym wielkiego efektu by nie wywołał, co innego w Salerno. Tam będzie szał. I łebski Lotito nie pomylił się. Miasto wpadło w euforię porównywaną z wygranymi barażami o awans. Pesymizm odszedł w siną dal. Morale poszybowało w górę. Koszulka klubowa z numerem 7 stała się najbardziej chodliwym towarem. Błyskawicznie pojawiły się pirackie kopie. Z takim piłkarzem Serie A na nowo stawała się kolorowa i przystępna, a Salernitana nie musiała być w niej dostarczycielem punktów.

Raj na ziemi

Jeśli zdrowie dopisze, Ribery na pewno pomoże. Bardzo pomoże. Inna sprawa – czy jego w miarę regularna gra, kilka goli i więcej asyst wyciągną drużynę ponad strefę spadkową? Historia zna takie przykłady, że przyjście jednego zawodnika diametralnie zmieniało oblicze i sytuację. Najbardziej dobitny dotyczył jeszcze w latach 90-tych XX wieku Alvaro Recoby, którego z Interu wypożyczała ostatnia w tabeli Venezia i dzięki niemu wskoczyła na 11 miejsce. Urugwajczyk był wtedy w sile wieku i zdolny do wszystkiego, natomiast Ribery znajduje się w czasie dodanym do kariery, niejako podarowanym przez naturę. W jego wieku normalni piłkarze już dawno zajęli się czymś innym: uczą się na trenerów, dyrektorów sportowych lub chwycili za mikrofony. On w stosunku do futbolu zachował radość dziecka. Gra w piłkę niezmiennie go cieszy, jest dla niego jak eliksir młodości. Z nią przy nodze wydaje się młodszy o przynajmniej dziesięć lat. W ostatnich dwóch sezonach potrafił czarować, jak mało kto. Dryblingi, elegancja, swoboda, fantazja, nadal niezła szybkość to wyróżniało go z tłumu. Zdarzały się mecze, jak na otwarcie poprzedniego sezonu Inter – Fiorentina, kiedy brawami za pokaz sztuki dziękowali mu nieliczni (z powodu pandemii) kibice na San Siro.

Salerno zaoferowało mu wszystko, co ma najlepszego. Gorące serca kibiców, a z rzeczy materialnych 1,5-milionowy kontrakt (oczywiście najwyższy w zespole) na ten sezon i na kolejny pod warunkiem utrzymania oraz willę w samym sercu Wybrzeża Amalfitańskiego wpisanego na listę światowego dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego Unesco. Raj na ziemi. W zamian oczekują, że z Riberym pobędą dłużej niż wszyscy myśleli w raju piłkarskim.

(…)

CO W KADRZE NIEMIEC ZMIENIŁ FLICK. Początek nowej ery


Trzy spotkania, trzy zwycięstwa, reprezentacja Niemiec ponownie jest liderem grupy eliminacji mistrzostw świata. Hansi Flick na stanowisku selekcjonera nie jest nadzieją na powrót na światowy szczyt, on jest obietnicą.

MACIEJ IWANOW

Oglądając spotkanie z Armenią, można było przecierać oczy ze zdumienia. To była zupełnie inna reprezentacja Niemiec, niż ta, do której zdążyliśmy się przyzwyczaić. Upojona piłką, grająca z ogniem i pasją. To był restart drużyny narodowej. Jeśli piłkarze chcieli przeprosić naród za ostatni mizerny okres, zrobili to w bardzo dobrym stylu. A przy okazji doświadczyliśmy pewnego deja vu, bo reprezentacja przypominała Bayern Monachium z kadencji Flicka. Żywiołowy, waleczny, nie do powstrzymania. Selekcjoner mówił, że w kadrze narodowej nareszcie może powoływać kogo chce, a nie kogo przyprowadzi mu dyrektor sportowy. Do żelaznych kadrowiczów z Monachium dołożył kilku znakomitych zmienników i ponownie może się cieszyć maszynką do wygrywania. Następne spotkania już za miesiąc, rywalami Niemców będą Rumunia i Macedonia Północna.

Trener kryzysowy

Flick obejmował reprezentację w trudnych okolicznościach. Atmosfera wokół najważniejszej drużyny w Niemczech była bardzo zła. Kompromitacja za kompromitacją, coraz mniejsze zainteresowanie ze strony fanów, a kolejne trupy wypadały z coraz to innych szaf DFB, dopełniając fatalnego wizerunku ostatnich lat. Zastępując Joachima Loewa, Flick musiał działać szybko i przekonać wszystkich, by skupili się na jednym celu – katarskim mundialu, by wszyscy ciągnęli reprezentacyjny wózek w tym samym kierunku.

Od pierwszych dni Flick prezentuje inne podejście niż jego poprzednik. Podczas treningów jest bardziej obecny, głośniejszy, ale i poza boiskiem stawia o wiele bardziej na komunikację. Kilkakrotnie pojawiał się na stadionach podczas meczów Bundesligi, ma regularny kontakt z trenerami, zwłaszcza z Julianem Nagelsmannem z Bayernu, ale również i Thomasem Tuchelem z londyńskiej Chelsea. Nie da się ukryć, że Loew nie szukał dialogu i rozmowy podejmował w bardzo ograniczonym zakresie. Flick z kolei osobiście dzwonił do niepowołanych piłkarzy, budując zaufanie. Po rozczarowujących mistrzostwach Europy z zamiarem rezygnacji z dalszej gry w kadrze nosił się Ilkay Guendogan, od czego skutecznie odwiódł go nowy selekcjoner. Flick ma spory komfort w wyborze zawodników – na każdej pozycji ma dwóch świetnych piłkarzy – i cieszy się zaufaniem, bo jest wobec nich szczery.

Na treningach przybyło trochę zdobyczy naukowych. Za pomocą specjalnego czujnika i aplikacji mierzone są stałe fragmenty. Selekcjoner rejestruje, jak piłkarze wykonują rzuty wolne, technikę zamachu przed uderzeniem piłki i reakcje. W 2004 roku wszyscy robili wielkie oczy, gdy Juergen Klinsmann sprowadził ze Stanów Zjednoczonych specjalistę od przygotowania fizycznego. Flick ma z kolei specjalistę od stałych fragmentów – Duńczyka Madsa Buttgereita i już nikt się temu nie dziwi. Piłka nożna stała się bardziej wyspecjalizowana i naukowa. Pierwsze efekty jego pracy widzieliśmy już w meczu z Islandią przy bramce Antonio Ruedigera. Buttgereit nie jest postacią anonimową. Po pracy w Midtjylland i juniorskiej reprezentacji Danii był w sztabie seniorskiej kadry na ostatnich mistrzostwach Europy. – Kiedy zadzwonił do mnie Hansi Flick, myślałem, że ktoś sobie ze mnie żartuje – opowiadał. Bariery językowej nie ma. Duńczyk mówi perfekcyjnie po niemiecku. – Ojciec jest Niemcem, poza tym mieszkałem długo we Flensburgu. Zawsze oglądałem Sportschau i marzyłem o Bundeslidze, to dla mnie ogromny zaszczyt.

Pierwsze zadanie wykonane

Debiut Flicka nie był usłany różami. Reprezentacja Niemiec bardzo długo męczyła się z Liechtensteinem, a po meczu media znowu oferowały królestwo za prawdziwą dziewiątkę, która nie miałaby problemu z wykorzystywaniem szans. W grze drużyny brakowało kreatywności, prędkości, ale Flick zachowywał spokój i nie pozwolił, by jedna słabsza gra wykoleiła lokomotywę, która ma dojechać bezpiecznie do celu. Selekcjoner apelował o czas i słusznie. Już drugie spotkanie z Armenią pokazało całkowicie inne oblicze reprezentacji, a piłkarze zagrali jak z nut. W domowym debiucie w Stuttgarcie, wyjątkowym mieście dla Flicka, bo całkiem niedalekiego od jego rodzinnego Heidelbergu, zyskał ogromny kredyt zaufania i uspokoił niedowiarków. Zwycięstwo 6:0 robi wrażenie, ale trzeba też zwrócić uwagę na udane eksperymenty trenera. Kehrer po lewej stronie, Hofmann, który odwdzięczył się kapitalną bramką, na prawej. Selekcjoner nie bał się postawić na młodych i debiutantów. W rewanżu otrzymał początek, być może, pięknej przygody.

W końcówce kadencji Loewa kadra narodowa w ogóle nie przypominała grupy ludzi reprezentujących swój kraj. Wydawało się, że traktują przyjazd na zgrupowanie jak smutny obowiązek. I przekładało się to na boiskowe poczynania. Zdekoncentrowani, zdemotywowani snuli się po boisku bez celu i pasji. Flick odmienił zespół. Przy nim nawet Timo Werner zaczął wykorzystywać sytuacje bramkowe. Szef kadry przywrócił radość z gry, na nowo wzbudził w kadrowiczach ogień, było to widać również w ostatnim meczu z Islandią. Komplet zwycięstw był obowiązkowy, ale ważniejsze od punktów jest reaktywowanie stylu znanego tak dobrze z Bayernu. Zresztą Flick zaczął pracę w reprezentacji w dość podobnym stylu, co w Monachium. Tam też wygrał pierwszy mecz z Olympiakosem w Lidze Mistrzów 2:0 po niezbyt przekonywującym występie, by w drugim rozgromić Borussię Dortmund 4:0. Analogii jest zresztą więcej, przejął drużynę, która potrzebowała wstrząsu, ale miała wciąż wystarczająco dużo talentu. Zastąpił człowieka, który odniósł wielki sukces, ale koniec końców się wypalił, a wzajemne zaufanie uległo zniszczeniu.

(…)

SPIS TREŚCI NAJNOWSZEGO WYDANIA TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”:

4. TEMAT TYGODNIA: NOWY SEZON LIGI MISTRZÓW OD Ą DO Ż
8. WIELKA KASA W CHAMPIONS LEAGUE
9. PRETEKSTY RYSZARDA NIEMCA
10. 90 MINUT Z JESUSEM IMAZEM
12. REMIS Z ANGLIĄ NA NARODOWYM
15. ROMAN KOŁTOŃ W „PN”
16. ZALEWSKI I INNI – REPREZENTANCI URODZENI POZA POLSKĄ
18. JAK ROBI SIĘ PIŁKĘ W SZCZUCZYNIE
19. PIERWSZOLIGOWA ROZMOWA Z PIOTREM PLEWNIĄ
20. BRUCE ARENA O ADAMIE BUKSIE I MLS
22. Z KIM LEGIA ZAGRA W LIDZE EUROPY
23. ON, ONA I SPARTAK MOSKWA
25. BELGIJSKA NIESPODZIANKA Z POLSKIEJ DZIELNICY
26. TWO ANGRY MEN, CZYLI FILIP KAPICA I MATEUSZ ŚWIĘCICKI O KAMILU GLIKU
28. KARIERO TRWAJ WIECZNIE… WE WŁOSZECH
30. REPREZENTACJA NIEMIEC O TWARZY FLICKA
33. MUNDIAL CO DWA LATA?
36. NIE TYLKO WŁOSI – REKORDOWE PASSY BEZ PORAŻEK
38. ELIMINACJE MŚ
40. GRAŁA EKSTRAKLASA, 1., 2., 3. LIGA…
46. LIGI W EUROPIE
48. WP W „PN”: DLACZEGO POLACY NIE POTRAFIĄ KIWAĆ?
50. PIŁKA W TV
51. NA ZDROWY ROZUM LESZKA ORŁOWSKIEGO
52. MŁODZIEŻOWIEC SIERPNIA PKO BANKU POLSKIEGO

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024