Ligowa zmiana szyldu i jej konsekwencje
Czy pierwsza liga ponownie stanie się drugą? Czy Polski Związek Piłki Nożnej przeforsuje pomysł zmian w nomenklaturze naszych rozgrywek piłkarskich? Decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła, ale wiadomo, że taki projekt leży na stole i na pewno będzie w najbliższym czasie przedmiotem dyskusji.
Czy zmiany szyldów są potrzebne? I kto za nie zapłaci? (fot. Przemysław Karolczuk / 400mm.pl)
O co dokładnie chodzi? Jak zapewne wszyscy zdają sobie sprawę, nazewnictwo w hierarchii polskich rozgrywek klubowych nie do końca oddaje realny stan. PKO Ekstraklasa jest nominalnie najwyższą i pierwszą ligą, jednak w jej przypadku określenie „I liga” porzucono już dawno temu.
JEDNA DECYZJA, WIELE ZMIAN
Dzisiejszy stan wciąż stawia Ekstraklasę na czele drabinki, jednak nominalna druga liga jest nazywana pierwszą, a trzecia – drugą. Taki układ zostały przyjęty przed wieloma laty i na dobre utrwalił się w świadomości kibiców. Zaplecze rozgrywek PKO Ekstraklasy to dziś Fortuna 1. Liga, co ma spore znaczenie nie tylko ze względu na nazewnictwo, ale również kwestie marketingowe i zarobki. – Z jednej strony powrót do „starego” nazewnictwa zdecydowanie uporządkowałby hierarchię, którą znamy sprzed lat. Taka roszada niesie jednak za sobą wiele zmian, przede wszystkim na szczeblu formalnym, jeśli chodzi u umowy sponsoringowe, czy umowy z zawodnikami – powiedziała w rozmowie z „Piłką Nożną” Monika Płaczkowska zajmująca się na co dzień biznesowym spojrzeniem na sport.
– Zmiany na poziomie pierwszej i drugiej ligi to z całą pewnością istotny aspekt rozważań. Przykładem może być Fortuna 1. Liga, która potencjalnie miałaby był 2. ligą. Z tej perspektywy poza renegocjacją umów, istnieje ryzyko spadku ich wartości pod kątem wycen, czy transmisji telewizyjnych – dodała.
Nie jest w końcu żadną wiedzą tajemną, że jeśli coś ma w swojej nazwie frazę „I liga”, to potencjalni sponsorzy i telewizje patrzą na to dużo łaskawszym okiem i są bardziej skłonni do inwestycji. Ewentualna zmiana na tej płaszczyźnie mogłaby z kolei oznaczać bardzo poważne zamieszenie, które w obliczu i tak majaczącego na horyzoncie kryzysu finansowego dołoży klubom dodatkowe koszty.
Rebranding ligi, to przecież nie tylko wymiana szyldu, ale także mnóstwo pochodnych takiej decyzji, począwszy od zmienienia nazewnictwa na wszystkich materiałach promocyjnych (zaprojektowanie nowego loga itp.), a na negocjacjach ze sponsorami kończąc. Wielu mecenasów np. klubów w Fortuna 1. Lidze decydowało się bowiem na wyłożenie konkretnych pieniędzy, by móc reklamować się na poziomie pierwszej, a nie drugiej ligi.
– Często porusza się temat nazewnictwa odnosząc się do lig zagranicznych, przykładem może być Bundesliga – tutaj obie ligi nazywają się tak samo, zmienne są przedrostki 1. oraz 2. Mimo dysproporcji sportowych, obie ligi są mocne, ich wartość marketingowa jest wysoka i nigdy sponsoringi nie ingerują w prawa do nazwy – nie ma sponsora tytularnego i jednocześnie wpływa to na budowanie tożsamości ligi i jej marki – stwierdziła Monika Płaczkowska.
KTO ZA TO ZAPŁACI?
– U nas, z perspektywy tych klubów, występujących na co dzień w pierwszej i drugiej lidze inne nazewnictwo nie zmieni tego, nadal będzie spory rozstrzał nie tylko sportowy, ale przede wszystkim marketingowy. W przypadku zmiany nazw lig, analogicznie tutaj istotny jest aspekt rebrandingu, kluby na szczeblu centralnym nie ponosiły kosztów zazwyczaj, brał je na siebie PZPN. Należy sobie jednak zadać pytanie, czy w czasie koronawirusa i tego jak zachwiana jest gospodarka w naszym kraju, to są to konieczne koszty do ponoszenia przez PZPN? – dodała.
Jeśli zaś zmiany zajdą już na zapleczu elity, to wiadomo, że będą musiały objąć również niższe dywizje. Kto sfinansuje całą tą procedurę? Jak się okazuje, odpowiedź na to pytanie nie jest wcale taka prosta. – Czy w niższych ligach, bo przecież je reforma także miałaby objąć, kosztami zostaną obarczone związki wojewódzkie, które niekoniecznie mają zaplecze finansowe na to? Należy zwrócić uwagę, że nie tylko ESA, pierwsze czy druga liga mają jakiś swoich sponsorów. Czy PZPN dostrzega to wszystko?
Czy moment, w którym kluby i tak dostaną po kieszeni z powodu nadciągającego kryzysu to naprawdę odpowiedni czas na przeprowadzanie takich zmian? Zdaniem Macieja Sawickiego, sekretarza generalnego PZPN, którego cytuje Polska Agencja Prasowa, powrót do starego nazewnictwa postuluje samo środowisko.
– Spora część środowiska piłkarskiego jest za powrotem do dawnych nazw, ale są też osoby przeciwne, dlatego prowadzimy szerokie dyskusje w tym temacie – stwierdził Sawicki. – Nie ma żadnych wiążących decyzji na ten moment. Z pewnością ten projekt będzie dyskutowany przy okazji kolejnej wideokonferencji – dodał.
NOWE REALIA
Aspektem decydującym w całej sprawie mogą być realia, w których obudzimy się za kilka tygodni czy miesięcy. Na razie można jedynie wróżyć z fusów na temat tego jak bardzo pandemia koronawirusa odciśnie swoje piętno na futbolu i jakie finalnie będą straty z nią związane. Jeżeli ktoś uważa jednak, że wszystko bardzo szybko wróci do normy, a futbol w błyskawicznym tempie zacznie odrabiać straty, ten może się bardzo srogo rozczarować.
– My, nie tylko Polska, generalnie Europa i świat obudzimy się w nowym otoczeniu jeśli chodzi o sport. Zarówno firmy, jaki i kluby będą w czasie kryzysu gospodarczego patrzeć podwójnie na każdą wydaną złotówkę. Wydaje mi się, że czekają nas spore przetasowania na rynku sponsorskim, firmy nadal będą chciały reklamować się przez sport, jednak na zdecydowanie odmiennych warunkach niż teraz, także finansowych – powiedział podczas rozmowy z „Piłką Nożną” Płaczkowska.
– Podobna sytuacja może dotyczyć sektora dotacji ze środków publicznych. Przed wszystkimi klubami stoi wielkie wyzwanie, a zaburzenie porządku nawet w nazewnictwie może mieć wpływ na mniejsze zainteresowanie sponsora. Warto pamiętać także, że zmiana nazwy nie jest równoznaczna z obniżeniem kosztów wynikających z uczestniczenia w rozgrywkach, Takie działania są jak system naczyń połączonych, na początku jest pomysł rebrandingu, na końcu efekt, jednak to co jest pomiędzy, dziś jest wielką niewiadomą. Nie można przewidzieć jak będą działać kluby w Polsce, skoro w silniejszych ligach istnieje ryzyko bankructwa a przyszłość gospodarcza w dłuższej perspektywie jest bliżej nieokreślona – zakończyła nasza rozmówczyni.
GRZEGORZ GARBACIK