Legendy Futbolu: Niespełniony snajper, AC Milan, czyli Juan Alberto Schiaffino (5)
PilkaNozna.pl kontynuuje cykl „Legendy Futbolu”. W każdą środę prezentujemy sylwetkę osobowości ze świata piłki nożnej, która zapisała się złotymi zgłoskami na kartach historii tej dyscypliny. Czas na Juana Alberto Schiaffino, sensacyjnego mistrza świata z 1950 roku i legendę włoskiego Milanu.
Schiaffino urodził się 25 lipca 1925 roku Montevideo. Był synem włoskich imigrantów. Pierwsze piłkarskie kroki stawiał w stołecznym Penarolu, w którym w wieku 18 był już pełnowartościowym członkiem zespołu. W reprezentacji Urugwaju zadebiutował dwa lata później, strzelił nawet gola, ale początkowo nie był zawodnikiem pierwszego wyboru. Jego czas chwały w drużynie narodowej miał dopiero nadejść.
Na ligowym podwórku z kolei od początku prezentował się znakomicie. Wymarzył sobie, że będzie grał na środku ataku i zdobywał mnóstwo bramek, jednak trenerzy nie widzieli w nim typowego snajpera. Uważali bowiem, że z jego posturą nie nadawał się do gry jako wysunięty napastnik. Schiaffino miał 180 centymetrów wzrostu, ale był bardzo szczupły. Znaleziono mu więc miejsce tuż za najbardziej wysuniętymi zawodnikami, czasami grał również jako skrajny łącznik. Do kadry trafił po tym jak w 1945 roku wywalczył koronę króla strzelców (19 goli). W sumie przez 11 lat gry w Penarolu, 5 razy zdobył mistrzostwo kraju (1944, 1945, 1949, 1951, 1954), ale złotego buta ligi otrzymał tylko raz.
Czas chwały
Na „Pepe” w reprezentacji poważnie postawiono w dwóch sparingowych meczach przed mundialem w 1950 roku, a on tę szansę znakomicie wykorzystał. Urugwajczycy wygrali z Argentyną i Brazylią. Schiaffino strzelił w obu meczach trzy gole. Szczególnie cenne było zwycięstwo 4:3 z Canarinhos, którzy byli gospodarzami mistrzostw świata.
Zwycięzcy pierwszego mundialu jechali na turniej pełni optymizmu, ale bez specjalnych nadziei na końcowy sukces. Mimo dobrej postawy w okresie przygotowawczym nie spodziewano się, że Juan będzie liderem drużyny. Stało się jednak inaczej. Już pierwszy mecz był koncertem w wykonaniu Schiaffino. Urugwaj zdemolował Boliwię, wygrywając z nią 8:0, a „Pepe” strzelił aż 4 gole (niektóre statystyki mówią o 5 trafieniach, inne tylko o 2).
Trzeba tutaj wspomnieć o regulaminie tamtych mistrzostw. Jedyny raz w historii mundialu o zdobyciu trofeum nie decydował jeden mecz – finał, tylko wyniki spotkań, rozegranych systemem każdy z każdym między czterema najlepszymi zespołami. Urugwaj na tym etapie zremisował z Hiszpanią 2:2 oraz minimalnie wygrał ze Szwecją 3:2 i czekała go ostatnia konfrontacja z Brazylią, która miała dwa pewne zwycięstwa na koncie (7:1 ze Szwecją, 6:1 z Hiszpanią).
Cud na Maracanie
Ostatnie spotkanie miało być formalnością. Brazylijczycy już szykowali fetę, każdy z piłkarzy gospodarzy przed meczem dostał zegarek z wygrawerowanym napisem: „mistrzowi świata”. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, Brazylii wystarczył remis. Na Maracanie zjawiło się około 200 tysięcy ludzi, co do dzisiaj jest niebywałym rekordem frekwencji na meczu piłkarskim. To miało być brazylijskie święto.
Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, a więc wszystko szło zgodnie z planem. Na początku drugiej części na prowadzenie gospodarzy wyprowadził Friaca i wydawało się, że jest pozamiatane. Urugwajczycy jednak się nie załamali. Grali konsekwentnie, wykorzystując zbyt dużą pewność siebie ekipy Canarinhos. W 65. minucie Schiaffino po znakomitym zagraniu Alcidesa Ghiggii doprowadził do wyrównania. Mimo że wynik 1:1 wciąż był korzystny dla Brazylijczyków, to ten gol spętał im nogi. Na 9 minut przed końcem Ghiggia sam trafił do siatki, dzięki czemu Urugwaj po raz drugi w swojej historii sięgnął po mistrzostwo świata.
Cały stadion, ba, cała Brazylia była w szoku. Kibice na trybunach płakali, boisko zaroiło się od przypadkowych osób, o ceremonii wręczenia Pucharu Świata nie mogło być mowy. Organizatorzy nie przewidzieli porażki Brazylijczyków, sytuacja ich przerosła. Nadzieje Canarinhos pogrzebał ojciec sukcesu Urugwaju – Juana Alberto Schiaffino.
Rekordowy transfer
Mimo wspaniałego występu na mistrzostwach świata „Pepe” jeszcze przez cztery lata grał w Penarolu. Wszystko zmieniło się po kolejnym udanym mundialu w Szwajcarii. Schiaffino brylował na boisku, był jednym z najlepszych zawodników całej imprezy. Jego drużyna nie potrafiła się jednak przeciwstawić w półfinałowym meczu złotej jedenastce Węgier i ostatecznie zajęła czwarte miejsce na koniec imprezy. Juan w końcu, w wieku 29 lat, zdecydował się na transfer do Europy.
Przeszedł do AC Milan, który wyłożył na niego 56 milionów lirów (72 tysiące funtów), co było wówczas absolutnym rekordem. W drużynie z Mediolanu występował przez 6 sezonów, trzy razy zdobywając scudetto (1955, 1957, 1959). W tym okresie strzelił 48 goli w 149 meczach. Był również bliski zdobycia z klubem Pucharu Mistrzów w 1958 roku, ale w finale rossoneri ulegli Realowi Madryt 2:3. Schiaffino w meczu w Brukseli zdobył przepiękną bramkę po indywidualnej akcji.
W Milanie spotkał wiele osobistości. Trenerem był wówczas Bela Guttmann, jeden z najwybitniejszych szkoleniowców w dziejach. W tym samym meczu co Schiaffino w czerwono-czarnych barwach debiutował Cesare Maldini, ojciec innej legendy tego klubu – Paolo. Pierwsze szlify w zespole u jego boku stawiali także młodzi Giovanni Trapattoni i Gianni Rivera. Z drugiej strony oni wszyscy mogli równie dobrze się chwalić, że mieli przyjemność współpracować z „Pepe”.
Piłkarska emerytura
Na ostatnie dwa lata kariery wybrał się do AS Romy. Miał już 35 lat, dlatego przeszedł do klubu o mniejszych aspiracjach. W stołecznym zespole strzelił tylko 3 gole w 39 meczach. Po zakończeniu kariery wrócił do Urugwaju i próbował sił w trenerce, ale nie było to jego powołaniem. Przez pewien czas był szkoleniowcem Penarolu, w dwóch meczach poprowadził także kadrę „Urusów”.
Mimo wielkich sukcesów dla Urugwaju zagrał zaledwie 21 meczów, zdobywając 8 goli. Po przeprowadzce do Włoch, 4-krotnie reprezentował także barwy tego kraju. Zmarł 12 listopada 2002 roku w Montevideo.
Adrian KOLIŃSKI,
PilkaNozna.pl