Przejdź do treści
Lampard kontra Solskjaer po raz trzeci

Ligi w Europie Premier League

Lampard kontra Solskjaer po raz trzeci

Dwa mecze, dwie porażki, jedna bramka zdobyta i aż sześć straconych. To nie tylko bilans Chelsea w tegosezonowych bojach z Manchesterem United, ale również historia szkoleniowych pojedynków Franka Lamparda i Ole Gunnara Solskjaera z perspektywy tego pierwszego. Czy w najbliższy poniedziałek Anglik zdoła odegrać się na Norwegu?



Czy Frank Lampard przechytrzy Ole Gunnara Solskjaera? (fot. Reuters

 

Porywisty wiatr i nieustające opady deszczu. Zalane domy, powalone drzewa, odwołane loty i zablokowane ulice. Taki obraz Wielkiej Brytanii namalował w zeszły weekend huragan Ciara. Jego pędzel dosięgnął również futbolu, co zaowocowało między innymi odwołaniem i przełożeniem spotkania Manchesteru City z West Hamem. Uczestnicy drugiej części nietypowej, bo uzależnionej od historycznej przerwy zimowej, dwudziestej szóstej kolejki Premier League liczą na to, że w ich przypadku obędzie się bez przykrych niespodzianek.

 

DO TRZECH RAZY SZTUKA?

Kciuki za dobrą pogodę trzymają z pewnością piłkarze Chelsea oraz Manchesteru United, a więc główni aktorzy hitu toczącej się serii zmagań. Dla gospodarzy jest on okazją na rewanż za dwie ostatnie potyczki obu drużyn oraz pierwszy ligowy triumf nad Czerwonymi Diabłami od 2017 roku. Dla gości – szansą na zaliczenie hat-tricka zwycięstw w starciach z The Blues.

Pierwszy w tym sezonie mecz pomiędzy oboma zespołami, który był zarazem premierowym występem ich członków w bieżących rozgrywkach, zakończył się niespodziewanie pewną wygraną dwudziestokrotnych mistrzów kraju. Ci zadali rywalom cztery ciosy, samemu nie przyjmując ani jednego. Było to o tyle zaskakujące, iż długimi fragmentami spotkania to londyńczycy regulowali tempo gry i raz za razem kreowali sobie niezłe sytuacje do przechytrzenia defensywy United. Skuteczność była jednak po stronie podopiecznych Solskjaera, a architektem debiutanckiej porażki ligowej Lamparda w roli menedżera okazał się Marcus Rashford – zdobywca dubletu.

Nie inaczej stało się nieco ponad dwa miesiące później, kiedy obie drużyny zmierzyły w ramach ⅛ finału Pucharu Ligi. O ile Chelsea nie była już równie nieopierzona, co przy okazji wyżej wspomnianego starcia, czego dobitnym dowodem seria siedmiu kolejnych zwycięstw poprzedzających październikowy bój, o tyle rezultat ponownie głosił wyższość przeciwnika, w barwach którego znowu błysnął wyrastający na lidera wychowanek. Drugi gol tego był prawdziwym arcydziełem.




W poniedziałkowy wieczór na Stamford Bridge Rashforda na boisku jednak nie będzie. 22-latek wciąż leczy uraz pleców. Czy The Blues wykorzystają absencję swojego nemezis? Czy Frank Lampard wreszcie pokona Ole Gunnara Solskjaera?

PRZEWIDYWALNY KRYZYS

Nie mniej interesująco od potyczki Chelsea z United zapowiada się spotkanie Wolverhampton z Leicester. Tak jedni, jak i drudzy postrzegani są jako rewelacje bieżącego sezonu. Tak jedni, jak i drudzy zmagają się z kryzysem. Niestety dla nich, tylko pierwsze z podobieństw można, acz nie trzeba, uznać za zaskoczenie.

Dobra dyspozycja Lisów, która wpłynęła na kapitalną pierwszą część sezonu w ich wykonaniu, ma korzenie w lutym ubiegłego roku, kiedy to na King Power Stadium zawitał Brendan Rodgers. Od tego momentu nic nie było już takie samo. Pod wodzą Irlandczyka z Północy Jamie Vardy i spółka przegrali zaledwie dziewięć z trzydziestu pięciu meczów ligowych, stając się jednymi z głównych pretendentów do uzyskania przepustki do następnej edycji Ligi Mistrzów. Owy bilans byłby jeszcze lepszy, gdyby nie ostatni marazm, znaczony jednym zwycięstwem na przestrzeni czterech kolejek. Marazm ze wszech miar przewidywalny, wszak utrzymanie przez Leicester pozytywnych rezultatów jawiło się jako niemożliwe już w listopadzie, kiedy zespół zdobywał więcej bramek (31) niż wskazywał na to współczynnik expected goals (19.61) i tracił mniej (8) niż wynosiło jego expected goals against (12.78). Teraz sprawiedliwości statystycznej staje się zadość.

Niespodzianki nie stanowi również obniżenie lotów przez Wilki, które mimo niezmiennie pozytywnych widoków na zajęcie lokaty gwarantującej udział w europejskich pucharach, wygrały jedynie jedno z poprzednich sześciu spotkań ligowych. W ich przypadku przyczyn obniżki formy należy upatrywać przede wszystkim w szeroko komentowanej od lata wąskości kadry. Ta liczy obecnie zaledwie siedemnastu piłkarzy z pola. Niewielu, jak na fakt, że ekipa z Molineux rywalizowała w tym sezonie na czterech frontach. Czy hołdowana przez Nuno Espirito Santo recepta na sukces obroni się w dalszej części rozgrywek? Pierwszy składnik ostatecznej odpowiedzi poznamy już w piątek, kiedy do West Midlands przyjedzie trzecie w stawce Leicester.

BIEGUNI

Liverpool uda się natomiast do Norfolk, by stanąć w szranki z Norwich. Owo wydarzenie zasługuje na miano starcia biegunów. I nie chodzi tu bynajmniej o powiązania obu drużyn z prawosławnym odłamem starowierców, o którym pisała ostatnia polska noblistka – Olga Tokarczuk, a o pozycje, jakie te zajmują w tabeli oraz hierarchii aktualnych ekstraklasowiczów.

The Reds są liderem niszczącym wszystko, co stanie im na drodze. Pewnie kroczącym ku pierwszemu od trzech dekad tytułowi mistrzowskiemu hegemonem. Klubem, który rozwija się tak sportowo, jak i infrastrukturalnie, czego dowodem supernowoczesny obiekt treningowy, na który piłkarze przeprowadzą się po zakończeniu bieżącego sezonu, a także plan rozbudowy Anfield Road, które od 2022 roku ma mieścić 61 tysięcy kibiców.

 


 

Kanarki zacumowały z kolei na dnie tabeli i ani drgną w górę. Strata do bezpiecznej strefy wynosi już siedem punktów, a do finiszu rozgrywek coraz mniej czasu. Podopieczni Daniela Farke wygrali tylko cztery z dotychczasowych dwudziestu pięciu meczów ligowych i wszystko wskazuje na to, że spadną do Championship z równie dużym hukiem, co weszli do Premier League.

Sobotni rywale to ekipy z dwóch zupełnie różnych biegunów. I nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miało się to zmienić.

HOSSA W KURNIKU

Nieco mniejsza, choć wciąż spora dysproporcja obowiązuje w zestawieniu Aston Villi z Tottenhamem. Podczas gdy pierwsi drżą o utrzymanie w elicie, drudzy marzą o ponownym awansie do Ligi Mistrzów. Bliższe spełnienia wyznaczonego celu znowu są Koguty.

Te nie zaznały goryczy porażki od ponad miesiąca, a dzięki spektakularnej wygranej z Manchesterem City na początku lutego do plasującej się tuż za podium Chelsea tracą jedynie cztery oczka. Bardzo udany i bramkowy debiut w nowych barwach zaliczył Steven Bergwijn, między słupki w dobrym stylu wrócił Hugo Lloris, a na wysokie obroty ponownie wszedł Heung-min Son, wspierany przez Dele Alliego oraz Lucasa Mourę. Nic dziwnego, że w rozmowie ze „Sky Sports” The Special One – czy może raczej The Bald One, nawiązując do nowej fryzury Jose Mourinho – zadeklarował: – Odpowiadając na sugestie ludzi, którzy chcą zwrócić na siebie uwagę i głoszą nieprawdę – jestem bardzo szczęśliwy z pracy w klubie. Znacie mnie wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwy. Czy jest trudno? Tak, lecz gdyby nie było, to nie byłoby dla mnie.

Na tę chwilę wiele wskazuje na to, iż bieżące, pełne turbulencji rozgrywki mogą zakończyć się dla londyńczyków happy endem. Jeśli chodzi o ich najbliższego rywala, takiego przekonania już nie ma. The Villans mają zaledwie jeden punkt przewagi nad strefą spadkową i w każdej kolejce grają o byt w Premier League. Fenomenalna dyspozycja starającego się o udział w EURO 2020 Jacka Grealisha może nie wystarczyć, by go utrzymać.

4 x 31

Kto by się spodziewał, że kiedy w dwudziestej szóstej serii gier Arsenal, Burnley, Newcastle oraz Southampton będą mierzyć się ze sobą nawzajem, na ich kontach widnieć będzie taka sama liczba punktów? Zapewne niewielu. O ile jednak The Clarets, Sroki i Święci prezentują się na miarę stawianych wobec nich oczekiwań, o tyle Kanonierzy nie przestają zawodzić.

Trzydzieści jeden oczek na tym etapie sezonu ligowego to najgorszy wynik londyńczyków od 1976 roku. Sześć zwycięstw na przestrzeni ćwierć setki spotkań to ich najmizerniejszy bilans od rozgrywek 1912/13. Źle kampanię rozpoczął Emery, zespołu nie poderwał Ljungberg, a Arteta wciąż mozolnie wylewa fundamenty pod budowę długofalowego projektu. Mimo to, w odróżnieniu od swoich poprzedników ostatni z wymienionych ma przynajmniej ogromny kredyt zaufania – tak od szefostwa, jak i piłkarzy.

– Sądzę, że z każdym meczem stajemy się lepsi, a filozofia szkoleniowca – bardziej klarowna. Co więcej, myślę, iż kibice czerpią z naszych występów coraz więcej radości – stwierdził niedawno Hector Bellerin. I choć w słowach Hiszpana tkwi sporo prawdy, czas nie płynie z korzyścią dla Arsenalu. Wprost przeciwnie, przed Kanonierami jedna z ostatnich szans na nawiązanie kontaktu z ekipami ryzwalizującymi o prawo do gry w Lidze Mistrzów. Z drugiej strony, jak oczekiwać od nich zwycięstwa z Newcastle, skoro dwa tygodnie wcześniej nie udało im się pokonać Burnley?

Dwudziestą szóstą kolejkę Premier League zamknie przełożone starcie Manchesteru City z West Hamem, o którym pisaliśmy przed tygodniem. Wtedy zastanawialiśmy się też, które zespoły udadzą się na przerwę zimową w dobrych nastrojach. Przed nadchodzącym weekendem pytanie brzmi natomiast, kto najlepiej wykorzystał ten czas?

***

Wolverhampton – Leicester
Typ PN: 1

Southampton – Burnley
Typ PN: x

Norwich – Liverpool
Typ PN: 2

Aston Villa – Tottenham
Typ PN: 2

Arsenal – Newcastle
Typ PN: 1

Chelsea – Manchester United
Typ PN: x

Manchester City – West Ham
Typ PN: 1

MACIEJ SAROSIEK

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024