Kluczowe pytania przed czwartą kolejką Serie A
Po dwutygodniowej przerwie na mecze narodowych reprezentacji do gry wraca Serie A. Fani calcio pod każdą szerokością geograficzną z wypiekami na twarzy oczekują przede wszystkim sobotnich derbów Mediolanu. Kto obejmie władzę w mieście uważanym za światową stolicę mody – Inter czy Milan? To jedno spośród kilku innych kluczowych pytań przed nadchodzącą kolejką włoskiej ekstraklasy.
Na San Siro Inter postara się podtrzymać passę dziesięciu kolejnych meczów bez derbowej przegranej. Milan kolei zrobi wszystko, aby tę niechlubną dla nich passę zakończyć. (fot. Reuters)
Kto obejmie władzę w Mediolanie?
Nie, bynajmniej nie chodzi o lokalne wybory na urząd burmistrza stolicy Lombardii, lecz o derbową rywalizację na boisku piłkarskim Interu z Milanem. Wszystko wskazuje na to, że poziom sobotniego starcia na San Siro będzie porównywalny jak za minionych czasów świetności obu ekip. W tym stwierdzeniu próżno szukać choćby cienia przesady.
Jeśli bowiem sklasyfikować drużyny występujące we włoskiej ekstraklasie od momentu wznowienia rozgrywek po zakończeniu pandemicznej przerwy w połowie zeszłego czerwca do dnia dzisiejszego, wówczas okazuje się, że dwa najlepiej punktujące zespoły spośród całej stawki to właśnie „Rossoneri” (aż 39 punktów na możliwych 45) i „Nerazzurri” (nieco mniej, bo 35 oczek na koncie).
Obaj trenerzy mediolańskich klubów doskonale zdają sobie sprawę z prezentowanej przez przeciwników zza miedzy. „To będzie trudny mecz” – powiedzieli zgodnie Stefano Pioli i Antonio Conte. I jedni, i drudzy zagrają w derbowej konfrontacji numer „227” nie tylko o wymierną korzyść w postaci trzech oczek.
Zagrają oni przede wszystkim o prestiż w oczach własnych kibiców i zarazem o podreperowanie historycznego bilansu, który jak na razie przemawia za piłkarzami z czarno-niebieskiej części miasta: 82 zwycięstwa, 67 remisów, 76 porażek.
Lukaku czy Ibrahimović – kto okaże się lepszy?
Derby Mediolanu to nie tylko pojedynek dwóch zasłużonych historycznie klubów, ale również rywalizacja dwóch napastników należących do ścisłej czołówki światowego formatu. Po przeciwnych stronach barykady staną bowiem Romelu Lukaku (Inter) i Zlatan Ibrahimović (Milan).
Obaj często zmuszają do kapitulacji golkiperów strzegących dostępu do bramki przeciwników. W zeszłym sezonie ligowym Lukaku wpisał się na listę strzelców dwadzieścia trzy razy, co dało mu wówczas ostatnie miejsce na podium w klasyfikacji najskuteczniejszych snajperów, zaś Ibrahimović „tylko” dziesięć razy, lecz jednocześnie należy mieć na uwadze fakt, że dołączył do drużyny dopiero w zimowym okienku transferowym.
Wpływ wywierany przez nich na grę ich ekip jest wręcz nie do ocenienia. To właśnie wokół Belga i Szweda koncentrują się niemal wszystkie konstruowane akcje ofensywne. Można śmiało zaryzykować tezę, że w sobotnie popołudnie będziemy świadkami ich popisów snajperskich. W końcu i jeden, i drugi strzelili po jednej bramce w ostatnich mediolańskich derbach.
Jest życie bez Ronaldo?
Kilka dni temu cały świat obiegła informacja, że na covid-19 zachorował nawet tak bezprzykładny okaz zdrowia i tężyzny fizycznej jak Cristiano Ronaldo. Portugalczyk zainfekował się podczas zgrupowania narodowej reprezentacji. Gdy okazało się, że wynik jego testu na obecność koronawirusa w organizmie jest pozytywny, natychmiast został poddany izolacji.
Pałający niezaspokojoną chęcią gry Ronaldo postanowił, jak zwykła mawiać młodzieź, oszukać system: specjalnie wynajętym samolotem sanitarnym opuścił swoją ojczyznę i udał się do Turynu. Dlaczego tak postąpił? Ano dlatego, że obowiązkowa kwarantanna w Portugalii trwa czternaście dni, podczas gdy we Włoszech – tylko dziesięć.
To niewątpliwie sprytne posunięcie ze strony pięciokrotnego zdobywcy Złotej Piłki spotkało się z krytyką Vincenzo Spadafory, włoskiego ministra sportu, który otwarcie oskarżył piłkarza o naruszenie reguł epidemiologicznych i brak poszanowania wobec instytucje je ustalających.
Tak czy siak, Andrea Pirlo, który w ostatnim wywiadzie dla UEFA nie ukrywał szczęścia z posiadania w składzie Ronaldo, musi ułożyć plan na nadchodzący mecz przeciwko Crotone bez niego. Biorąc jednak pod uwagę szerokie pole manewru w kwestii znalezienia zastępstwa i poziom prezentowany przez najbliższego przeciwnika, Juventus nie powinien mieć żadnych problemów w dopisaniu do swojego dorobku punktowego trzech oczek.
Jak źle kwarantanna wpłynęła na graczy Napoli?
Gracze występujący na co dzień w klubie spod Wezuwiusza zanotowali piorunujący wręcz początek nowo rozpoczętego sezonu. Gennaro Gattuso i spółka dwukrotnie dokonali futbolowego pogromu: najpierw trzema bramkami ogrywając Parmę, a następnie różnicą aż sześciu trafień pokonując Genoę. Ich zwycięski marsz powstrzymał dopiero – a jakże – nieustający koronawirus.
Przypomnijmy, rzeczona choroba została zdiagnozowana u Piotra Zielińskiego i Elifa Elmasa. W związku z tym neapolitański urząd sanitarny nałożył na całą drużynę obowiązkową kwarantannę. Uniemożliwiło to „Azzurrim” dojechanie do Turynu na mecz z tamtejszym Juventusem, za co zostali ukarani przez wymiar sprawiedliwości włoskiej ekstraklasy… walkowerem i punktem minusowym!
Jakby tego było mało, zawodnicy – w obliczu dziesięciodniowej izolacji obligatoryjnej – przez większość dwutygodniowej przerwy na spotkania narodowych reprezentacji nie mogli odbyć ani jednej jednostki treningowej w normalnym trybie. Wydarzenie to istotnie nie mogło nie pozostać bez wpływu na dyspozycję aktualnych triumfatorów Coppa Italia, którzy w sobotnie popołudnie zmierzą się idącą niczym burza Atalantą Bergamo.
Gdzie znajduje się granica umiejętności Atalanty?
A skoro o ekipie z Bergamo kilka słów padło, grzechem byłoby nie wspomnieć o niej choćby w paru słowach. To za sprawą ich wciąż wprawiających w osłupienie strzeleckich osiągnięć. „La Dea” niezmiennie imponuje bowiem efektywnością pod bramką przeciwników. W każdym z trzech dotychczasowych rozegranych meczów strzeliła minimum cztery gole (c-z-t-e-r-y!).
Na przestrzeni ponad stuletniej historii istnienia włoskiej ekstraklasy żadna inna drużyna na inaugurację sezonu nie zanotowała podobnego wyczynu. Jednocześnie Gian Piero Gasperini i spółka z wyśrubowali inny rekord: po raz pierwszy w najwyższej klasie rozgrywkowej Atalanta zgarnęła trzykrotnie z rzędu komplet punktów.
W błędzie jest ten, kto myśli, iż ćwierćfinaliści minionej edycji Ligi Mistrzów zdążyli już popaść w przesadne zadowolenie. Nic z tych rzeczy. Oni w dalszym ciągu są żądni odnoszenia kolejnych sukcesów o bezprecedensowej skali. To zła wiadomość dla Napoli, które przeciwko Atalancie na Stadio San Paolo nie zwyciężyło w trzech ostatnich konfrontacjach.
Da się zastąpić Immobile?
Trenujący na co dzień rzymskie Lazio Simone Inzaghi ma do dyspozycji, rzecz to jasna i oczywista, wystarczającą liczbę zawodników, aby nie tylko ułożyć wyjściowy skład na zbliżający się mecz przeciwko Sampdorii Genua, ale również obsadzić w pełni ławkę rezerwowych.
Sęk w tym, że brat legendarnego Filippo musi zmagać się z istnym zdziesiątkowaniem kadry „Biancocelestich”. Dość powiedzieć, że w stolicy Ligurii nie będzie mógł skorzystać – głównie z powodu masowych problemów natury zdrowotnej – z usług aż ośmiu graczy.
Do licznego grona nieobecnych należy przede wszystkim pauzujący za czerwoną kartkę Ciro Immobile. Trener Inzaghi ma zatem nie lada zadanie do wykonania: znaleźć zastępstwo dla napastnika, który jest niezastąpiony. A najlepiej świadczy o tym fakt, że na przestrzeni dwóch ostatnich sezonów Lazio przegrało aż pięć z ośmiu meczów, gdy Immobile był poza kadrą meczową.
Czy zagra jak w reprezentacji?
Do tej pory Karol Linetty wystąpił w barwach Torino dwukrotnie. W dodatku za każdym razem były piłkarz Lecha Poznań wychodził w pierwszym składzie. Szkoleniowiec turyńczyków, Marco Giampaolo, obdarzył Linettego niemałym zaufaniem. W końcu to za jego sprawą przeniósł się on z Genui do stolicy Piemontu.
Pomocnik reprezentacji Polski po raz pierwszy od dwóch lat dostał szansę od Jerzego Brzęczka na grę od pierwszej minuty. I trzeba przyznać, że wykorzystał ją w pełni. Zarówno w meczu przeciwko Finlandii (5:1), jaki i w starciu z Bośnią i Hercegowiną (3:0; strzelił nawet gola) był bez dwóch zdań wyróżniającą się postacią naszej kadry.
Teraz przed Linetty stoi przed zadaniem powtórzenia reprezentacyjnej dyspozycji na ligowym gruncie. Tym bardziej, że jego Torino póki co wcale nie zachwyca formą, a dwie porażki z kolei są tego najlepszym dowodem.
Jan Broda