Przejdź do treści
Kiedy drużyny wstają z martwych. Najlepsze powroty we współczesnym futbolu!

Ligi w Europie Świat

Kiedy drużyny wstają z martwych. Najlepsze powroty we współczesnym futbolu!

Wydarzenia do jakich doszło przed ponad tygodniem na Madejski Stadium i nieprawdopodobna pogoń Arsenalu za Reading skłoniły nas do przypomnienia sobie i czytelnikom największych powrotów zza grobu we współczesnym futbolu. Jak się okazuje, meczów, w których jedna drużyna wysoko przegrywała, a następnie odrabiała straty i przechylała szalę zwycięstwa na swoją korzyść wcale nie było tak wiele. Oto najważniejsze z nich.

Reading FC – Arsenal FC 5:7 (Capital One Cup)
Wspomniany mecz w Capital One Cup należał do najlepszych w całej historii tych rozgrywek. Piłkarze Arsene’a Wengera przegrywali do przerwy z niżej notowanym rywalem już 0:4 i wydawało się, że nic nie uchroni Kanonierów od sromotnej porażki i jednej z większych kompromitacji w ostatnich latach. Piłkarze z Londynu wzięli się jednak za odrabianie strat i tuż przed ostatnim gwizdkiem zdobyli gola na 4:4. W dogrywce byliśmy już świadkami wymiany ciosów, która zakończyła się ostatecznym zwycięstwem Arsenalu 7:5.

Liverpool FC – AC Milan 3:3 (Liga Mistrzów)
Absolutny klasyk europejskiego futbolu i mecz, który jeszcze latami będzie wspominany przez kibiców. Wielki finał Ligi Mistrzów rozgrywany w Stambule zaczął się idealnie dla piłkarzy z Mediolanu, którzy bardzo szybko wyszli na prowadzenie, a jeszcze przed przerwą dołożyli kolejne dwa gole. Kiedy gracze The Reds koncentrowali się w szatni przed drugą częścią meczu, na trybunach ich kibice odśpiewali słynne „You’ll Never Walk Alone”. Po zmianie stron zobaczyliśmy odmieniony Liverpool. Anglicy grali jak natchnieni, a cudów w bramce dokonywał Jerzy Dudek. Podopieczni Rafaela Beniteza ostatecznie doprowadzili do remisu (w zaledwie sześć minut!), a w konkursie rzutów karnych Puchar Europy zapewnił im wspomniany Dudek, który zapisał się na kartach historii swoim niepowtarzalnym i jednym w swoim rodzaju tańcem na linii bramkowej.

Newcastle United – Arsenal FC 4:4 (Premier League)
Kolejny mecz, który wpisał się do kanonu, tym razem Premier League. Kanonierzy rozpoczęli mecz na St. James’s Park w piorunującym stylu. Po nieco ponad dwudziestu minutach prowadzili 4:0, co sprawiło, że kibice zaczęli dość tłumnie opuszczać stadion. Błąd. Im dalej w mecz, tym szczęście (i nie tylko) coraz bardziej sprzyjało gospodarzom. Z boiska wyrzucony został Abou Diaby, a następnie fatalne pomyłki popełni arbiter Phil Dowd, który podyktował dwa karne „z kapelusza” dla Srok. Newcastle w końcu dopięło swego i po atomowym strzale z dystansu Cheicka Tiote wyrównało. Warto dodać, że bramki Arsenalu strzegł w tym meczu Wojciech Szczęsny.

Tottenham Hotspur – Manchester United 3:5 (Premier League)
Niejeden zespół przegrywając na White Hart Lane 0:3 do przerwy, złożyłby broń i modlił się o jak najniższy wymiar kary. Nie dotyczyło to jednak Czerwonych Diabłów Sir Alexa Fergusona. Szkot dokonał w szatni cudów, a Manchester United dzięki trafieniom Andy’ego Cole’a, Laurenta Blanca, Ruuda van Nistelrooya, Juana Sebastian Verona i Davida Beckhama wygrał 5:3. Co po spotkaniu powiedział Ferguson? – Nie pamiętam dokładnie, co mówiłem swoim graczom w przerwie. Dlaczego zawsze mnie o to pytacie? – żartował sobie z dziennikarzy.

Niemcy – Szwecja 4:4 (eliminacje MŚ)
Dalibyście wiarę w to, że reprezentacja Niemiec prowadząc w 55. minucie jakiegokolwiek spotkania, pozwoliłaby sobie wyrwać zwycięstwo? No właśnie, my też nie. To się jednak stało i to całkiem niedawno, bo w meczu eliminacyjnym do Mistrzostw Świata. Podopieczni Joachima Loewa rozgrywali w Berlinie Szwedów jak chcieli i przy stanie 4:0… po prostu zapomnieli jak się gra w piłkę. W efekcie, gości mieli mnóstwo miejsca do rozgrywania i po szaleńczym pościgu doprowadzili do wyrównania, a na Stadionie Olimpijskim w Berlinie zapanowała ogromna konsternacja. Suchej nitki na swoich piłkarzach nie zostawili niemieccy dziennikarze, którzy do opisu ich „wyczynu” posłużyli się bardzo niecenzuralnymi słowami.

Tottenham Hotspur – Manchester City 3:4 (Puchar Anglii)
Popularne Koguty nie miały szczęścia do zespołów z Manchesteru. Trzy lata po pamiętnym starciu z United, na White Hart Lane przyjechali Obywatale. Tottenham całkowicie kontrolował przebieg wydarzeń na boisku i w szczytowym momencie prowadził już 3:0. Jakby tego było mało, jeszcze przed przerwą z boiska wyleciał Joey Barton i wydawało się, że jest po meczu. Wydawało się. Drużyna Kevina Keegana dokonała jednak rzeczy niemożliwej i dzięki bramkom Wiltorda, Bosvelta, Wrighta-Phillipsa i Mackena przechyliła szalę na swoją korzyść. Kibice w północnym Londynie jeszcze długo się zastanawiali, dlaczego musieli przeżywać podobną gorycz po raz drugi w ciągu zaledwie kilku lat.

Manchester United – Bayern Monachium 2:1 (Liga Mistrzów)
Na koniec jeszcze jeden klasyk. W finale Ligi Mistrzów z 1999 roku nie oglądaliśmy wielu bramek, ale poziom dramaturgii i emocji sprawił, że jest to jeden z najbardziej pamiętnych meczów tych rozgrywek w całej historii. Bayern już na początku spotkania objął prowadzenia za sprawą Mario Baslera i prowadził praktycznie do samego końca. Kiedy zegar na Camp Nou wybił 90 minutę gry, a na ławce rezerwowych Bawarczyków trwały już przygotowania do fety, Manchester wyrównał. Olivera Kahna pokonał Teddy Sheringham i zabawa zaczęła się od początku. Nie na długo. Minęło kilka chwil, a Czerwone Diabły do nieba zabrał Ole Gunnar Solskjaer. Niesamowity mecz, niesamowity finisz.

Jeśli o czymś zapomnieliśmy, lub sądzicie, że są mecze, o których warto wspomnieć ze względu na ich niesamowitą dramaturgię, piszczcie śmiało w komentarzach.

Grzegorz GARBACIK
PilkaNożna.pl

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 45/2024

Nr 45/2024