Juskowiak dla PN: Urban to zbyt doświadczony trener, żeby grać na 0:0
– Brak dopingu nie powinien stanowić dla zawodników Legii żadnego alibi i wymówki. Oni powinni być absolutnie skoncentrowani na swojej robocie, ponieważ i tak już niczego nie zmienią. UEFA jest w tych sprawach konsekwentna i wszyscy dobrze wiedzieli czym grożą pewne konkretne zachowania. Trzeba było przewidzieć wcześniej, że to się może tak skończyć. Ta kara miała boleć i dać do myślenia na przyszłość – tak podczas rozmowy z PilkaNożna.pl Andrzej Juskowiak skomentował decyzję UEFA o zamknięciu słynnej „Żylety” na mecz Legii ze Steauą Bukareszt.
Andrzej Juskowiak wierzy w awans Legii, ale przewiduje ciężką przeprawę mistrzów Polski
UEFA pokazała „żółtą kartkę”. Stadion Legii zostanie zamknięty? – KLIKNIJ!
Grzegorz Garbacik: Do rewanżowego meczu Legii ze Steauą pozostały już godziny. Czuje pan to napięcie i ekscytację związane z tym spotkaniem? W całej Polsce da się już chyba wyczuć szaleństwo związane z wieczornymi zawodami.Andrzej Juskowiak: Ja raczej do tego podchodzę na spokojnie. Myślę, że większą ekscytację czują piłkarze, którzy są już tak blisko wymarzonej Ligi Mistrzów. Awans do fazy grupowej jest przecież na wyciągnięcie ręki, a wynik z pierwszego spotkania wydaje się być bardzo dobry. Teraz trzeba jedynie postawić kropkę nad „i”. Łatwo o to nie będzie, ale legioniści pokazali już w tych trudnych meczach z Molde i Steauą, że stać ich na osiągnięcie dobrego wyniku, mimo tego, że czasami wcale nie są lepszym zespołem, że muszą się bronić, mają problemy, to udaje im się osiągnąć naprawdę dobre wyniki.
– Wspomniał pan o pierwszym meczu w Bukareszcie, w którym padł bramkowy remis. To stawia Legię w bardzo komfortowej sytuacji, ponieważ nawet jeśli przy Łazienkowskiej nie zobaczymy goli, to mistrzowie Polski zagrają w Lidze Mistrzów. Uważa pan, że to wpłynie na taktykę jaką Jan Urban obierze na ten mecz?– Oczywiście. Pierwsze spotkanie zawsze determinuje to co będzie się działo w drugim. Ten wynik jest naprawdę dobry, ale trzeba twardo stąpać po ziemi i zdawać sobie sprawę z tego, że Steaua jest zespołem, który może zagrozić bramce przeciwnika i to bez względu na to czy gra u siebie, czy na wyjeździe. Siła ofensywna Rumunów jest tak duża, że oni na pewno będą w stanie stworzyć sobie przynajmniej kilka dobrych okazji pod bramką rywala. Pytanie jak na to wszystko odpowie Legia? Czy Kuciak ponownie będzie miał dobry dzień? Jak zagrają obrońcy? Tych pytań jest naprawdę dużo, ale czy mamy się spodziewać tego, że Jan Urban będzie próbował grać na 0:0? Moim zdaniem, to zbyt doświadczony szkoleniowiec, by zdecydować się na taki wariant. Warto również pamiętać o tym, że to Rumuni są pod ścianą i to oni muszą strzelić bramkę jeśli chcą myśleć o awansie.
– Legia już raz mogła grać na 0:0. Identyczną sytuację mieliśmy przecież w poprzedniej rundzie, kiedy Wojskowi mierzyli się z Molde. Wtedy się udało.– Rewanż z Molde pokazał, że jeśli Legia gra zdyscyplinowanie, to może pokusić się o grę na bezbramkowy remis. Trzeba jednak mieć także jakieś atuty z przodu i nie bronić się przez 90 minut, bo Steaua to jednak zespół dużo lepszy niż Molde, który stać przynajmniej na zdobycie tego jednego gola. To z kolei może stanowić problem dla Legii, która ma ostatnio kłopoty ze zdobywaniem bramek i stwarzaniem większej ilości okazji. W takiej sytuacji gonienie wyniku byłoby niewskazane, szczególnie, że kompletnie pod formą jest Władimir Dwaliszwili i ciężar gry w napadzie będzie spoczywał na barkach Marka Saganowskiego.
– Zatrzymajmy się na chwilę przy sobotnim meczu z Lechią. Legia zagrała kompletnie przemeblowanym składem i tak się zastanawiam, czy przykładać do tego spotkania jakąkolwiek wagę? Czy może jednak w kontekście wtorkowego starcia ze Steauą nie będzie to miało kompletnie żadnego znaczenia?– Na pewno dla trenera taki mecz to świetny materiał poglądowy. Sprawdził dublerów i teraz już wie, czy może na nich liczyć w tych najważniejszych spotkaniach. Oczywiście, dla szkoleniowca nie ma z reguły tych ważnych i mniej ważnych gier, ale myślę, że dwie porażki Legii w lidze z rzędu mogą jej wyjść na dobre. Mówi się przecież, że mistrzowie Polski mają szeroką kadrę i jeśli awansują do Ligi Mistrzów, to przecież tam będą ich czekać o wiele cięższe spotkania i wtedy wyjdzie cała jakość tych piłkarzy. Teraz takiego obciążenia jeszcze nie ma, a już możemy zauważyć, że te rotacje nie przynoszą efektu. Trener Urban musi stosować taką politykę, ale niestety, okazuje się, że nawet jak na polską ekstraklasę tej jakości brakuje. To daje do myślenia.
– Wspomniał pan o tym, że Dwaliszwili swoją szansę na grę w podstawowym składzie raczej przegrał. A czy w meczu z Lechią dostrzegł pan jakieś pozytywy? Zawodników, którzy pokazali się z dobrej strony i zaplusowali u trenera?– Bardzo podobała mi się gra Mikity, który dużo wnosił do zespołu. Ciągle był w ruchu, ciężko pracował i potrafił stworzyć swoim kolegom kilka niezłych sytuacji. Myślę, że obok Henrika Ojamy, był zdecydowanie najjaśniejszym punktem spotkania z Lechią. Po takim występie, to właśnie ta dwójka jest bliżej pierwszego składu. Czy to już nastąpi w meczu ze Steauą? Możliwe, że dostaną swoje szanse, ponieważ tak kreatywnych zawodników nigdy nie jest za wiele. Jeśli zaś skontrastujemy ich z Dwaliszwilim, to różnica jest dostrzegalna gołym okiem. Gruzin jest jakiś taki ociężały, może ma nadwagę, a może jest po prostu zmęczony. Szkoda, bo to piłkarz o wielkich umiejętnościach, a ta gra jest obecnie kompletnie obok niego.
– O ile Legia w przednich formacjach wygląda bardzo przyzwoicie, to w obronie widać spore braki. Kontuzjowany jest Jodłowiec, problemy ma Bereszyński, a wciąż niedostępny do gry jest Astiz. Jak na dłoni widać, że Jan Urban ma problem z defensywą.– Ten problem jest widoczny praktycznie od samego początku sezonu. Nawet w lidze, gdy Legia wygrywała, to ta obrona nie spisywała się zbyt dobrze. Tylko wtedy przeciwnicy nie potrafili tego wykorzystać. Z kolei w pucharach swoich defensorów bardzo często ratował Kuciak i wydaje mi się, że w tej materii trener Urban niczego nowego już nie wymyśli. Brakuje zrozumienia i zgrania, ale nie może być inaczej skoro ta linia obronna praktycznie w każdym meczu wygląda inaczej. Najczęściej jednak chodzi o indywidualne błędy samych zawodników i brak asekuracji kolegów. Trzeba się więc skupić na tym, by pierwsze zasieki defensywne ustawić już na środku boiska i tam rozbijać ataki przeciwnika. Jeśli zaś pozwolimy piłkarzom Steauy podejść zbyt blisko, to może być problem i ponownie trzeba będzie liczyć na Kuciaka.
– Pan grał w piłkę i najlepiej wie jak ważny w takich meczach jest doping kibiców. Czy decyzja UEFA o zamknięciu „Żylety” może mieć wpływ na przebieg wtorkowego meczu? Przecież wiadomo, że doping kibiców nie raz i nie dwa niósł piłkarzy Legii do jeszcze lepszej gry.– Pewnie, że doping pomaga. Wystarczy wspomnieć słowa Ole-Gunnara Solskjeara, trenera Molde po meczu w Warszawie, który powiedział, że dla wielu z jego piłkarzy gra przy tak żywiołowym dopingu była ogromnym wydarzeniem. Teraz tego zabraknie, jednak nic nie dzieje się bez przyczyny. Mimo wszystko brak dopingu nie powinien stanowić dla zawodników Legii żadnego alibi i wymówki. Oni powinni być absolutnie skoncentrowani na swojej robocie, ponieważ i tak już niczego nie zmienią. UEFA jest w tych sprawach konsekwentna i wszyscy dobrze wiedzieli czym grożą pewne konkretne zachowania. Trzeba było przewidzieć wcześniej, że to się może tak skończyć. Ta kara miała boleć i dać do myślenia na przyszłość.
– Zgodzi się pan z takimi głosami, że Polski Związek Piłki Nożnej mógł zrobić w tej sprawie więcej? Interweniować jakoś bardziej zdecydowanie w europejskiej federacji? Czy raczej nie było szans na uratowanie „Żylety”?– To jest bardzo delikatna sprawa. Myślę, że stawianie Zbigniewa Bońka pod ścianą i oczekiwanie po nim, że użyje swoich prywatnych koneksji do uratowania Legii jest po prostu nie fair. Jakby tego było mało, cała ta dyskusja toczyła się przy podniesionej kurtynie. Cały czas, to na portalach, to na Twiterze pisano, że jeśli nie Boniek, to już nikt nie pomoże, a gdy się nie udało, to zrobiono z niego niemal współwinnego. Myślę, że dużo było w tym przesady i jeśli kogoś prosi się o interwencję w tak delikatnej sprawie, to powinno się to robić w zaciszu gabinetów, a nie na forum publicznym. Możemy być pewni, że takie informacje na pewno doszły do centrali UEFA i to nie jest zbyt komfortowa sytuacja dla Zbigniewa, ponieważ w świat poszedł przekaz, że próbujemy sobie coś załatwić pod stołem dzięki jego prywatnym znajomościom z Michelem Platinim. Moim zdaniem, nie tędy droga.
– Na Ligę Mistrzów czekamy już 17 lat. Uważa pan, że ewentualny awans Legii odmieni w końcu oblicze polskiej piłki klubowej? Będzie lepiej, normalniej?– Warto w końcu pokazać, że jednak jesteśmy obecni na piłkarskiej mapie Europy, że możemy zagrać w tych najważniejszych rozgrywkach, a nie tylko oglądać je w telewizji. Sam jestem bardzo ciekawy jak polski zespół poradzi sobie na tle mocnych europejskich rywali i nie ukrywam, że brakuje mi mistrza Polski w tych rozgrywkach. Inna sprawa, jak to Legia wykorzysta jeśli awansuje? Wiadomo jakie to są pieniądze, jaka to jest rywalizacja. Czy klub to udźwignie? Czeka nas więc zderzenie z zupełnie innym światem i to będzie na pewno ciekawa weryfikacja naszego klubu, który wydaje się być najlepiej przygotowany spośród wszystkich polskich firm do rywalizacja w Lidze Mistrzów.
– No i na koniec. Pana typ na wtorkowe starcie?– Ja z reguły unikam typowania, ale myślę, że to będzie dla Legii bardzo trudne spotkanie. Moim zdaniem na końcu wszystkich rachunków, to właśnie mistrz Polski powinien awansować. Możemy się na pewno spodziewać wielu zwrotów akcji, ponieważ Rumunii mają ogromne parcie na Ligę Mistrzów i wszystko podporządkowali jednemu celowi. Myślę, że raczej nie skończy się na bezbramkowym remisie.