Przejdź do treści
Jeden w tył, dwa do przodu

Polska 1 Liga

Jeden w tył, dwa do przodu

Arka Gdynia po spadku przebudowała skład. Nowa drużyna – na papierze – była mocnym kandydatem do powrotu na ekstraklasowy szczebel. Po pierwszych dwóch kolejkach wyrosła nawet na faworyta.

Mamrot znowu w I lidze. Początek ma wymarzony.

Żółto-niebiescy zawitali do I ligi po czterech latach. Poprzedni pobyt na zapleczu trwał aż pięć sezonów i można postawić fortunę, że tym razem nie trzeba będzie tak długo siedzieć w czyśćcu. Jak zmieniono outsidera Ekstraklasy w topową drużynę I ligi?

POLSKA ARKA

Po pierwsze zatrzymano trenera. Ireneusz Mamrot objął stery Arki w maju, ale nie zdołał zmienić kursu ze spadkowego na bezpieczny. Były szkoleniowiec Jagiellonii Białystok utrzymał stanowisko i zabrał się za przebudowę drużyny.

– Arka nie stała się bardziej polska, tylko typowo polska. Nawet Marcusa Viniciusa Da Silvę uważamy za Polaka. Jest w Arce tyle lat, że traktujemy go jak swojego. Robiąc zmiany w drużynie oparliśmy się na zawodnikach, których znamy. Do Ekstraklasy trudno znaleźć dobrego piłkarza z zagranicy, a co dopiero do I ligi. Nowi zawodnicy mieli pasować do naszego systemu gry, do naszej koncepcji, dużą rolę odegrały również względy charakterologiczne – mówi Mamrot.

10 obcokrajowców odeszło latem z Gdyni. W tym gronie jest na dobrą sprawę jeden piłkarz, za którym naprawdę kibice Arki mogą zapłakać. To Pavels Steinbors – reprezentant Łotwy był podporą drużyny w ostatnich latach. Grał praktycznie zawsze i rzadko kiedy zawodził. Steinbors jest za dobry na polską I ligę. Wiedzieli o tym wszyscy, także działacze Jagiellonii, którzy go przechwycili. Wiele osób przyjęło z ulgą wiadomość o rozstaniu z Marko Vejinoviciem. Gdyby urodzony w Amsterdamie pomocnik o bałkańskich korzeniach grał tak dobrze jak za pierwszej kadencji, to nikogo by nie kłuły w oczy jego gwiazdorskie apanaże. Piłkarz typowany do roli numeru 1 w drużynie zawiódł i w niczym nie przypominał siebie z lepszych czasów. Co najmniej kilku innych piłkarzy można umieścić w kategoriach transferów, które nie wypaliły. Napastnik Fabian Serrarens z 19 meczami i zerem po stronie zdobyczy bramkowych byłby ich ambasadorem.

SPECYFICZNI

Na zapleczu Ekstraklasy zdarzają się rodzynki z zagranicy, jednak kadry drużyn odnoszących sukcesy w ostatnich latach częściej przypominały polski sernik niż… brownie.

– Jesteśmy ligą, która jest nisko w rankingu. Do Ekstraklasy trafia wielu obcokrajowców, którzy nie wnoszą zbyt wiele. Tym bardziej tak może się dziać w I lidze. W ostatnich latach zdarzali się obcokrajowcy robiący różnicę jak Roginić w Podbeskidziu czy Dani Ramirez w ŁKS. Nie wierzę w to, że skauting w klubach jest tak dobrze rozwinięty, żeby za każdym razem pozyskiwać takich zawodników. Poza tym, gdzie mają grać młodzi Polacy jak nie na zapleczu Ekstraklasy? I liga jest specyficzna, więc chciałem, żeby nasi nowi zawodnicy już wcześniej mieli okazję, aby ją poznać – mówi trener Arki.

Po odejściu Steinborsa Arka musiała rozejrzeć się za nowym bramkarzem. W kadrze był wychowanek Kacper Krzepisz, który z dobrej strony zaprezentował się na finiszu poprzednich rozgrywek, jednak stracił status młodzieżowca. Do walki o jedynkę ściągnięto więc bardziej doświadczonych – Daniela Kajzera oraz Andrzeja Witana. Udało się zatrzymać Adama Dancha i Adama Marciniaka, ale linia defensywna potrzebowała wzmocnień. 

Arkadiusz Kasperkiewicz odnalazł się na prawej obronie, zaś Bartosz Kwiecień wywalczył miejsce na środku defensywy. W odwodzie jest jeszcze Michał Marcjanik, który jest drugim w kadrze – po Da Silvie – który pamięta wygranie I ligi w sezonie 2015-16. Arkowcy awansowali wtedy wespół z Wisłą Płock. Sukces gdynian podawano jako pochwałę ofensywnego stylu gry, zaś Nafciarzy jako skutecznych realizatorów taktyki defensywnej. Trzecim pamiętającym sukces jest Antoni Łukasiewicz, który po zakończeniu kariery piłkarskiej pozostał przy piłce. W Arce pełni funkcję koordynatora pionu sportowego.

Najwięcej piłkarzy zasiliło drugą linię, którą trener Mamrot musiał budować praktycznie od zera. Szymon Drewniak, Juliusz Letniowski, Kamil Mazek – to tylko kilka nowych nazwisk w kadrze spadkowicza. Do tego przyszli m.in. wszechstronni Rafał Wolsztyński oraz Mateusz Żebrowski i napastnik Artur Siemaszko.

KROK W TYŁ

Cała Arka uczyniła krok do tyłu. Być może jednak oczyszczenie było potrzebne i w perspektywie okaże się przydatne. Zrobić dwa kroki do przodu, czyli regularnie grać w Ekstraklasie, chciałby również Juliusz Letniowski, który w pierwszych trzech meczach w żółto-niebieskich barwach zdobył trzy bramki.

– Przejście z wicemistrza Polski do I ligi to musi być krok w tył. Może nie tak wielki, ponieważ Arka jeszcze przed chwilą grała w Ekstraklasie. To krok w tył, który może jednak zaprocentować i tylko mnie wzmocnić. Najważniejsza dla mnie była gra i łapanie minut. Cieszę się z tego, że tak dobrze idzie drużynie. Obyśmy podtrzymali tę passę przez całą rundę i sezon – nie kryje nadziei Letniowski.
Ofensywny pomocnik wypożyczony z Lecha pochodzi ze sportowej rodziny. Jego ojciec Sebastian jest trenerem w III-ligowej Raduni Stężyca, która pewnym krokiem zmierza na szczebel centralny. Kilka lat temu Juliusz trenował pod okiem ojca, a obecnie młodszy brat (rocznik 2000) Jakub idzie jego śladami. Obaj piłkarze pierwsze piłkarskie kroki stawiali w Lechii Gdańsk. Przeszłość Juliusza Letniowskiego nie utrudniła mu jednak życia w Gdyni.

– To był bardzo prosty wybór. Od czterech lat mam dziewczynę z Gdyni, więc dobrze znam miasto. Wcześniej grałem w Bałtyku i nikt nie miał z tym problemów. W życiu piłkarza jest tak, że gra się tam, gdzie cię chcą. To była łatwa decyzja i cieszę się, że jestem w Arce – przyznaje Letniowski.
Znakomicie wpisuje się w pomysł budowania drużyny na piłkarzach znających I ligę. Jego dwie poprzednie przygody z zapleczem Ekstraklasy przypadły na grę w Bytovii. Za pierwszym razem zbierał pierwsze szlify w seniorskiej piłce, a za drugim był już liderem i zapracował na transfer do Lecha.

BĘDĄ MOCNIEJSI

Mamrot tonuje nastroje po efektownym rozpoczęciu sezonu. Niespełna 50-letni trener wie, że Arkę czekają jeszcze trudne momenty, a jednocześnie jest przekonany, iż jego drużyna z każdym tygodniem będzie zyskiwać na zgraniu, a co za tym idzie na jakości.

– Zdajemy sobie sprawę, że jak ktoś siedzi długo w piłce to wie, że duże zmiany potrzebują czasu. Wygraliśmy w pucharze i dwa mecze w lidze, ale nie było tak łatwo jak wyniki mogą pokazywać. Nie wszystko w naszej grze wygląda tak, jak chcielibyśmy. Z Puszczą wygraliśmy 3:2 po trudnym meczu, w którym było widać, że rywale grają od dłuższego czasu w tym samym zestawieniu. To będzie atut niektórych naszych przeciwników. Każdy trening jest dla nas bezcenny – uważa trener Mamrot.
– Z dnia na dzień będzie coraz lepiej – potwierdza Letniowski. – Arka dysponuje silną jedenastką i mocną ławką. Na razie nie wyglądało to jeszcze tak, jak powinno. Ale nie może być inaczej skoro w szatni spotyka się 25 nowych ludzi. 

PRAWIE ZAMKNIĘTA

Kadra Arki jest prawie gotowa. Kontuzja Dawida Markiewicza zmusiła do poszukiwań nowego młodzieżowca, choć jest Mateusz Młyński, którego zatrzymano pomimo zakusów ze strony Zagłębia Lubin.

Markiewicz zaczął pucharowy mecz z Górnikiem Polkowice w pierwszym składzie, jednak doznał dosyć poważnej kontuzji. Jego przerwa w treningach potrwa co najmniej dwa miesiące, więc w tym roku trudno na niego liczyć. Urodzony w 2000 roku gdynianin doczekał się debiutu w poprzednim sezonie. Trener Mamrot dostrzegł jego możliwości i dał mu szansę w Ekstraklasie.

Innym młodym zdolnym wychowankiem jest Patryk Soboczyński. Ten zawodnik dopiero w listopadzie skończy 17 lat, więc trudno oczekiwać od niego regularnej gry na wysokim poziomie. W Arce przekonali się jednak dobitnie, że lepiej stawiać na młodego Polaka niż na niepewnego Serba.
W trzeciej kolejce Arka miała zagrać w Łęcznej z niepokonanym Górnikiem, jednak w gdyńskiej drużynie wykryto przypadek koronawirusa.

Kamil SULEJ

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 45/2024

Nr 45/2024