Co z podwyżkami dla sędziów?
Polski Związek Piłki Nożnej dysponuje wysokim budżetem, ale kasy, ile by nie było, zawsze jest za mało. Co prawda nad finansowym losem arbitrów z Ekstraklasy nie należy się rozczulać, gdyż zarabiają poważne pieniądze, to jednak zarząd federacji nieładnie obszedł się ze wszystkimi sędziami, którzy prowadzą mecze na – górnolotnie to nazwijmy – poziomie zawodowym w polskim futbolu.
Na styczniowym posiedzeniu tego gremium przyjęto bowiem uchwałę, która szczegółowo omawiała podwyżki dla arbitrów. Niby więc wszyscy powinni rozejść się w poczuciu dobrze wykonanego obowiązku, tymczasem zazgrzytało. Co więcej, zazgrzytało po raz pierwszy.
Według obowiązujących od stycznia tego roku stawek, sędzia główny za poprowadzenie jednego meczu Ekstraklasy otrzymuje 4200 złotych brutto (poprzednia stawka to 3600 złotych brutto), do tego rzecz jasna w przypadku kilku gwizdków doliczyć należy kontrakty zawodowe. Całkiem sympatycznie to wygląda, więc skąd pomruk niezadowolenia? Pierwotnie bowiem wynegocjowana ze środowiskiem sędziów kwota po podwyżce wynosić miała 4300 złotych brutto za pracę w roli arbitra głównego na poziomie Ekstraklasy, jednak niektórzy w zarządzie federacji uznali, że można ją obniżyć – już z pominięciem procesu negocjacji z sędziami – a także poczynić cięcia w innych tabelkach z podwyżkami dla gwizdków, by około 150 tysięcy złotych więcej znalazło się dla sędzi piłki kobiecej. I słusznie zresztą postąpiono, bo rozziew między stawkami dla pań (teraz 1000 złotych za mecz w Ekstralidze Kobiet) i dla panów nadal jest znaczący, niemniej pewien niesmak pozostał.
Ale przyszło posiedzenie zarządu PZPN w lutym i wydawało się zamknięta sprawa sędziowskich wynagrodzeń dostała drugie życie. Jak powszechnie wiadomo, w Polsce z poziomem czytelnictwa nie jest za wesoło, dlatego nie wiadomo, czy bić brawo, że ktoś jednak doczytał do końca całą uchwałę traktującą o podwyżkach dla arbitrów, czy bić na alarm, że zrobił to po fakcie, gdyż od początku stało w niej, iż począwszy od 2024 roku wynagrodzenia arbitrów podlegać będą corocznej waloryzacji. Jej wskaźnik miał korelować z poziomem inflacji w kraju, a że ten jest nieprzyjemnie wysoki, nie trzeba nikogo przekonywać. Jaki będzie na początku 2024 roku, nie tylko w federacji chcieliby wiedzieć, niemniej szanse, że nadal będą to wartości wysokie są większe niż mniejsze. A to z kolei oznacza, że łączna suma uposażeń dla arbitrów pracujących w rozgrywkach uchodzących za zawodowe wzrosłaby rok do roku o 1,5-2 miliony złotych, bo aktualnie przekracza 10 milionów.
Treść uchwały została więc zmodyfikowana – ze szkodą dla arbitrów zakładać należy, waloryzacja sędziowskiego grosza jak najbardziej bowiem obowiązuje, ale nie co rok, a co dwa lata, i nie o wskaźnik inflacji, ale nie wiadomo też o jaki wskaźnik, ustali go w odpowiednim czasie zarząd PZPN. A to wszystko przy akompaniamencie wygłoszonego przez jednego z jego członków zarzutu manipulacji pod adresem Tomasza Garbowskiego, który pełni funkcję łącznika między tymże gremium a Kolegium Sędziów. Pełni, tyle że dłużej pełnić już nie przejawia ochoty, gdyż przedstawiony mu zarzut uznał za daleko nietrafiony, skoro wcześniej warunki waloryzacji czarno na białym widniały na papierze.
Bynajmniej sprawa nie jest zakończona…
PRZEMYSŁAW PAWLAK
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (9/2023)