Brzydkie pożegnanie pokolenia
To koniec reprezentacji Walii. Nie tylko dlatego, że ten mundial to najpewniej ostatni turniej, w którym uczestniczyła pod dotychczasową nazwą. Przegrywając z Anglią, z wielką sceną pożegnało się ważne pokolenie walijskiego futbolu.
Pomijając końcówkę lat 50., Walia przez długie dekady była zespołem z europejskiej trzeciej ligi. Nie kwalifikowała się na duże imprezy, bo nie potrafiła stworzyć choćby solidnej drużyny. Miała świetne jednostki, idoli pokoleń, lecz brakowało jej kolektywu. Nie Ian Rush, nie Ryan Giggs, a dopiero Gareth Bale okazał się tym z wybitnych, który trafił na godnych siebie rówieśników. Jednak to już przeszłość.
Momentem chwały tej generacji był półfinał Euro 2016. Wtedy znaleźli się u szczytu i choć nie prezentowali piłki porywającej, a tylko i aż dobrze zorganizowaną, mogli czuć się bohaterami. Na kolejnych mistrzostwach kontynentu poszło słabiej, ale wciąż przyzwoicie – wszak udało się wyjść z trudnej grupy. 0:4 z Danią w 1/8 finału było brutalnym sygnałem ostrzegawczym, że zbliżają się chude lata. Walijczycy zdołali jednak siłą rozpędu załapać się jeszcze na mundial. Co z tego, że po barażach, że w słabym stylu. Spełnili przecież marzenie, wracając na najważniejszy turniej świata po 64 latach przerwy. Uznali, że alarmujące symptomy można zignorować.
I tak do Kataru przyjechała drużyna zmęczona. Niby mająca w kadrze sześciu zawodników urodzonych w roku 2000 i później, a jednak pozbawiona wigoru. Apatyczna, ograniczona mentalnie i fizycznie. Bazowanie na tych najbardziej doświadczonych okazało się błędem. 33-letni Bale przybył na swój last dance jako rezerwowy z MLS. Młodszy od niego o rok Joe Allen tej jesieni częściej widywał lekarzy niż kolegów w szatni, ostatni mecz w klubie zaliczając w połowie września. Zbliżający się do 32. urodzin Aaron Ramsey wciąż gra na poważnym poziomie, lecz kluczową postacią Nicei nazwać go nie można.
W spotkaniu z Anglią zamiast trzech liderów Walia miała trzy symbole klęski. Zmieniony w przerwie Bale dosłownie przeszedł obok meczu. Allen ruszał się jak wóz z węglem, tylko podziwiając dominację rywali w środkowej strefie. Najbardziej brawurowym zagraniem Ramseya było bezpardonowe wejście w nogi Jordana Hendersona. To był obraz bezradności oraz przemijania.
Zespół Roba Page’a stać było w Katarze na udane 45 minut – w drugiej połowie konfrontacji z USA naprawdę mógł się podobać. Jednak ich pozostałe 225 minut na mundialu było beznadziejne. Gdyby Walijczycy zamienili się koszulkami z gospodarzami, zorientowaliby się nieliczni. W klasyfikacji najgorszych drużyn mistrzostw miejsce na podium mają zagwarantowane.
Kilka tygodni przed mundialem władze walijskiej federacji zapowiedziały, że w następnych turniejach ich kadra grać będzie już jako Cymru. Tyle że szersza publiczność raczej prędko tej nazwy nie pozna.
KONRAD WITKOWSKI