Rekordzista pod względem liczby występów w reprezentacji Czarnogóry i piłkarski globtroter. Po pobycie w Izraelu wybrał Wisłę Kraków, bo… zapamiętał Jakuba Błaszczykowskiego.
Czy Beqiraj podbije krakowską murawę? (fot. Maciej Gilewski)
Wziąłem na siebie odpowiedzialność i nie zawiodłem – mówi Fatos Beqiraj, strzelec zwycięskiego gola dla reprezentacji w meczu z Luksemburgiem w Lidze Narodów. – Ostatni mecz z tym rywalem różnił się od rozegranego kilka lat temu. Wtedy bez większych problemów wygraliśmy 4:1, ale Luksemburczycy poczynili postępy. W ostatnich latach ich kluby i kadra wygrywały z teoretycznie mocniejszymi zespołami na arenie międzynarodowej. Pracuje się tam mocno nad szkoleniem, widziałem efekty podczas rywalizacji z nami. Gospodarze grali nieźle, ale wykorzystałem rzut karny w doliczonym czasie i zainkasowaliśmy trzy bardzo ważne punkty. Uwielbiam grać dla Czarnogóry, czuję dodatkową motywację i adrenalinę. Zajmujemy pozycję lidera w Lidze Narodów w naszej grupie w Dywizji C, a w październiku czekają nas dwa spotkania u siebie. Nie możemy tego zepsuć, musimy awansować do wyższej klasy.
Podoba ci się idea Ligi Narodów?
UEFA trafiła w dziesiątkę. Zamiast towarzyskich meczów toczy się gra o stawkę, awanse, spadki, niemałe pieniądze.
Wierzysz, że z Czarnogórą wystąpisz w imprezie najwyższej rangi takiej jak Euro czy mundial?
Awans znajduje się w naszym zasięgu. Mogliśmy więcej wyszarpać z baraży o Euro 2012. Wtedy w dwumeczu z Czechami prześladował nas pech. Marnowaliśmy stuprocentowe okazje, popełnialiśmy głupie błędy w obronie i zmarnowaliśmy wielką szansę. W eliminacjach rozgrywaliśmy sporo dobrych meczów, pokonywaliśmy silnych rywali, ale brakowało zwykle pieczęci. Tak jak choćby w meczach z Polską. Doskonale pamiętam wszystkie cztery. Przynajmniej jeden powinniśmy wygrać, bo prezentowaliśmy się dobrze. W eliminacjach MŚ 2018 w Warszawie przegrywaliśmy dwoma golami, ale doprowadziliśmy do stanu 2:2. Przy drugim golu asystowałem. Zostało 7 minut do końca i… daliśmy sobie jeszcze wbić dwie bramki. Czarnogóra to mały kraj, ale udało nam się wypromować do wielkich europejskich lig kilka gwiazd. Vucinić, Savić, Jovetić to są nazwiska rozpoznawane na świecie. Nic więc dziwnego, że mamy spore ambicje. Mnie się już kiedyś marzyła gra w Polsce podczas Euro 2012. Wasze stadiony są przepiękne.
Ale chyba nie przez stadiony zdecydowałeś się na grę w Ekstraklasie.
Spędziłem dwa lata w Maccabi Netanya. To był dla mnie dobry okres, strzelałem gole, cieszyłem się futbolem, ale pandemia wiele zmieniła. Mogłem zostać w Izraelu, podpisać nowy kontrakt, pragnąłem jednak coś zmienić. Pojawiła się oferta z Wisły Kraków. Pieniądze nie były kluczowym czynnikiem przy podejmowaniu decyzji. Dużo rozmawiałem i czytałem na temat Wisły, wiem, że to zasłużony i potężny klub. Ostatnio przeżywał słabszy okres, ale idzie krok po kroku do przodu, czyli też do europejskich pucharów. Jakub Błaszczykowski, wielka postać nie tylko polskiej piłki firmuje to swoim nazwiskiem – musi się udać. Przeciw Kubie też grałem w kadrze, a już na treningu w Wiśle zauważyłem, że wciąż ma niesamowitą energię. To udziela się innym.
Dobrze ci się mieszka w Krakowie?
Niedługo będę tu z całą rodziną i zapewne wszyscy będą zadowoleni. Kraków to piękne miasto, z wieloma uroczymi miejscami, zabytkami, a ja nie miałem żadnych kłopotów z aklimatyzacją. Zaobserwowałem dużo podobieństw kulturowych, w stylu życia między ludźmi z Bałkanów a Polakami. Nie narzekam, ale podkreślam, że w Wiśle jestem po to, by grać w piłkę i strzelać gole. Zostałem fajnie przyjęty przez kolegów w szatni. Nie skłamię, jeśli powiem, że nasza drużyna jest jak rodzina, jeden drugiego wspiera. Przyłożyłem się do nauki języka polskiego, codziennie łapię nowe słówka. Nie wypada grać w innym kraju i nie rozumieć języka.
Jakie polskie słowo używasz najczęściej?
Dziękuję.
Jesteś piłkarskim globtroterem, ile języków obcych zdołałeś opanować?
Chińskiego nie dałem rady się nauczyć. Mówię po albańsku, czarnogórsku, serbsku, rosyjsku, angielsku. W Wiśle wszyscy piłkarze operują angielskim, więc na komunikację nie można narzekać. Teraz trzeba tylko jak najszybciej przekonać do siebie wszystkich trafieniami, bo po to mnie sprowadzono.
Jak oceniasz poziom Ekstraklasy?
Jest bardzo atrakcyjna. Polskie zespoły są bardzo mocne fizycznie, dobrze przygotowane do gry pod względem kondycyjnym. Cały czas z Polski do najmocniejszych lig Europy odchodzą dobrzy piłkarze i robią kariery. To świadczy najlepiej o możliwościach Ekstraklasy. Grałem w piłkę w różnych miejscach, w rozmaitych zakątkach kuli ziemskiej i nie zawodziłem oczekiwań. W Polsce musi być podobnie, a nawet lepiej. Jestem przekonany, że Wisłę będę świetnie wspominał po zakończeniu kariery.
Grałeś z polskimi piłkarzami w poprzednich klubach?
Z Grzegorzem Sandomierskim w Dinamie Zagrzeb. Teraz wiem, że ten bramkarz występuje w Rumunii. Grając w Chinach, trafiłem na Dragomira Okukę, który pracował też w Wiśle Kraków i Legii Warszawa. Przenosząc się do Polski, odświeżyłem w pamięci potyczki Buducnosti Podgorica z Polonią w kwalifikacjach LE w 2009 roku. Mogliśmy waszą drużynę wyeliminować, mimo porażki 0:2 u siebie. Moim klubowym kolegą był prawie 18-letni wtedy Marko Vesović, dziś zawodnik Legii. On też wybrał Ekstraklasę i czuje się w Polsce wspaniale.
Nie dawały ci w kość katorżnicze metody szkoleniowe Okuki?
To przede wszystkim bardzo dobry fachowiec, który dużo wymaga od podopiecznych. Ja miałem szczęście, że na takich głównie trafiałem. Nie marudzę, gdy trzeba ciężko pracować. A trenerów ocenia się zawsze przez pryzmat osiąganych rezultatów, niezależnie od tego na jakim poziomie i w jakim kraju funkcjonują.
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W NUMERZE 39/2020 „PIŁKI NOŻNEJ”
Rozmawiał: Jaromir KRUK