Przejdź do treści
1:7 zgłoś się. FC Basel pucharowym koszmarem Lecha

Ligi w Europie Liga Europy

1:7 zgłoś się. FC Basel pucharowym koszmarem Lecha

1:3, 0:1, 0:2, 0:1 – łącznie 1:7. Tak prezentuje się bilans bramkowy Lecha Poznań w poczwórnej konfrontacji z FC Basel, która miała miejsce na przestrzeni ostatnich kilkunastu tygodni. Mistrzowie Szwajcarii okazali się prawdziwą zmorą dla Kolejorza, a jeśli za kilka lat ktoś w Wielkopolsce zechce przypomnieć sobie europejską kampanię z sezonu 2015/16, to pewnie jako pierwsze przyjdzie mu do głowy właśnie słowo „Bazylea”.

Po meczu z FC Basel Tomasz Kędziora żałował niewykorzystanych przez Lecha szans na strzelenie gola. W 16. minucie gry on sam nie zachował zimnej krwi w polu karnym rywala (foto: Ł. Skwiot)

Teoretycznie Lech zrealizował swój cel minimum, jakim był awans do fazy grupowej Ligi Europy. Mimo tego, wspomnienie konfrontacji z FC Basel będzie dla fanów i piłkarzy Kolejorza bolesnym przeżyciem. To przecież właśnie ta drużyna wybiła z głowy mistrza Polski marzenia o awansie do fazy grupowej elitarnej Champions League, losy dwumeczu w trzeciej rundzie eliminacji rozstrzygając już w pierwszej potyczce w Poznaniu. To w końcu ten sam zespół z St. Jakob-Park ponownie dał się Lechowi we znaki, gdy dwukrotnie pokonał go już w fazie grupowej Ligi Europy.

Nie jest przypadkiem, że dana drużyna przegrywa z tym samym rywalem cztery razy z rzędu. Z drugiej strony nie można ferować wyroków, że gdyby Kolejorz zagrał z ekipą Ursa Fischera dziesięć spotkań, to też doznałby kompletu porażek. Pewne jest jednak, że w sezonie 2015/16 najlepszy szwajcarski zespół był o półkę wyżej w europejskiej hierarchii od mistrza Polski. I dlatego to FC Basel (13 punktów w fazie grupowej LE), a nie Lech Poznań (pięć „oczek” zdobytych w grupie I) zagra wiosną przyszłego roku w europejskich pucharach.

– FC Basel to bardzo dobry przeciwnik. Widać klasę tych piłkarzy, chociażby po tym, jak grają piłką czy jak ją przyjmują, od razu odskakując od rywala – przyznał tuż po czwartkowym meczu Tomasz Kędziora. – Jest to mocny zespół, ale dzisiaj naprawdę mogliśmy coś ugrać w rywalizacji z nimi – dodał obrońca Kolejorza.

Trudno się z Kędziorą nie zgodzić: 10 grudnia Lech miał zdecydowanie najlepszą okazję do odniesienia pierwszego zwycięstwa nad FC Basel. Pewna już awansu z grupy drużyna mistrzów Szwajcarii przyleciała do Poznania bez kilku podstawowych zawodników, a w wyjściowym składzie na mecz z mistrzem Polski znaleźli się szerzej nieznani 18-letni Albian Ajeti oraz trzy lata od niego starszy Jean-Paul Boetius. Już w trakcie spotkania na murawie pojawili się kolejni gracze wyciągnięci z dość głębokich rezerw, w tym nominalny trzeci bramkarz Mirko Salvi, który w końcówce pierwszej połowy musiał zastąpić kontuzjowanego Germano Vailatiego. Absolutny debiutant wyjechał ze stolicy Wielkopolski z czystym kontem – równie dużo w tym zasługi jego (interwencja przy uderzeniu Kaspra Hamalainena na kwadrans przed końcem gry) i szczęścia (poprzeczka po strzale Darko Jevticia z rzutu wolnego w 63. minucie), co fatalnej skuteczności przeciwników (niewykorzystane okazje Tomasza Kędziory i Dawida Kownackiego).

– Jeżeli ma się tak dużo sytuacji, z tak mocnym zespołem, jak FC Basel, to należy wykorzystać przynajmniej jedną z nich. Wiadomo, że ta drużyna właściwie w każdym meczu coś strzela i dzisiaj była od nas właśnie o tę bramkę lepsza. Rywale może nie stworzyli sobie zbyt wielu okazji, jednak potrafili zamienić na gola to, co mieli – stwierdził Kędziora. Koledze z drużyny wtórował Maciej Gajos. – Ciężko jest przełknąć tę gorycz porażki. Zdarzają się takie spotkania, kiedy po prostu nie wypracowuje się okazji do zdobycia bramki. My jednak je dzisiaj mieliśmy, a rywalizując z takim przeciwnikiem, jak FC Basel, trzeba umieć wykorzystać jakąś z dwóch lub trzech stuprocentowych szans – powiedział pomocnik Lecha.

Przed ostatnią kolejką zmagań podopieczni Jana Urbana wciąż zachowywali nadzieję na wyjście z grupy. O odpadnięciu poznańskiej drużyny z Ligi Europy w teorii przesądziły dopiero wyniki ostatniej serii gier, jednak w praktyce, szansa na awans została zaprzepaszczona wcześniej. – Myślę, że o braku naszego awansu przesądziły mecze z Belenenses. W rywalizacji z tym zespołem dwukrotnie padł wynik 0:0, a były to spotkania do wygrania – przyznał Kędziora. – Pozostaje uczucie niedosytu. Wygrywając przedostatni mecz w Portugalii dzisiaj moglibyśmy grać tutaj o wszystko i rozwój wydarzeń zależałby tylko od nas. Może też nastawienie przed meczem byłoby nieco inne? – stwierdził z kolei Gajos.

– Nawet jeśli mielibyśmy pożegnać się z Europą, to zróbmy to godnie i z honorem – mówił przed starciem z FC Basel trener Urban. Czy jego piłkarze zrealizowali ten postulat? W ostatnim meczu fazy grupowej Lech co prawda wstydu nie przyniósł, jednak znamiennym i dającym do myślenia jest fakt, że nie potrafił pokonać zespołu z Bazylei nawet wtedy, gdy ten grał w eksperymentalnym składzie.

1/16 finału Ligi Europy to na tę chwilę zbyt wysokie progi dla Lecha Poznań. Tym bardziej, że mistrzowi Polski przyszło rywalizować o awans z tak uznanymi firmami, jak FC Basel i Fiorentina. Zresztą, czy można myśleć o wyjściu z grupy, skoro w trzech meczach na własnym stadionie nie zdobywa się ani jednej bramki?

Konrad Witkowski



Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 45/2024

Nr 45/2024