Przejdź do treści
Związek Arkadiusza Milika z Napoli mógłby uchodzić za wzór

Ligi w Europie Serie A

Związek Arkadiusza Milika z Napoli mógłby uchodzić za wzór

W futbolu jak w życiu zdarzają się różne rozwody. Traumatyczne połączone z publicznym praniem brudów i wzajemnymi złośliwościami albo przeprowadzane z klasą i przy obopólnym szacunku. Wygasający czteroletni związek Arkadiusza Milika z Napoli mógłby uchodzić za wzór w poradniku: jak należy się rozwodzić i raczej nikt tego wzoru nie zdoła splamić.


Co dalej z Arkadiuszem Milikiem w drużynie z Neapolu? (foto: Reuters)

TOMASZ LIPIŃSKI

Nikt brzmi enigmatycznie, ale nawet słabiej zorientowani dobrze wiedzą, że zasiać ferment i wzburzyć gorącą krew neapolitańczyków może tylko Juventus. Śmiertelny wróg pod biało-czarną banderą znów nadciągnął pod Wezuwiusz i wziął na cel grubego zwierza. W nieodległej przeszłości upolował Gonzalo Higuaina i Maurizio Sarriego, teraz ma chrapkę na Milika. 

Bez targów
Z punktu widzenia Juve kroiłby się bardzo dobry interes, który sugestywnie i zwięźle opisał pogodzony z odejściem Polaka Gennaro Gattuso: – Nie widzę wielu takich napastników w Europie. Opinia trenera aż prosi się o rozwinięcie, ale najpierw spójrzmy na temat z ambony Napoli. Bez dwóch zdań żaden interes zrobiony z Juventusem nie może być dla tego klubu i przez kibiców tego klubu uznany za dobry. W końcu z diabłem, którym straszy się neapolitańskie dzieci, targu dobija się tylko stojąc pod ścianą, w absolutnej ostateczności. A wtedy wszystko odbywa się na chłodno i na duży dystans. Sprzedający ustala cenę zaporową i traktuje kupca z dalekiej północy oschle i arogancko, jeśli ten ma dokładnie odliczone pieniądze, to płaci, jeśli nie, odchodzi z kwitkiem, o targowaniu się i jakimś upuście nie ma nawet mowy. Na takich zasadach odbyła się transakcja z Higuainem w roli dania głównego. Argentyńczyk miał wpisaną w klauzulę odstępnego 90 milionów euro, wydawało się, że niebotyczną kwotę, a Juventus przyjechał, wysypał tę górę pieniędzy i odjechał. 

Z Milikiem zrobi podobnie albo w ogóle. Prezydent Aurelio de Laurentiis tym razem zawiesił cenę na wysokości 50 milionów i zapowiedział, ze jeśli Juventus myśli wcisnąć w ramach rozliczenia jakiegoś piłkarza, to lepiej niech nie traci jego cennego czasu. Tylko cash. Według oficjalnych informacji na początek lipca to oferta nie do zaakceptowania przez drugą stronę. 

Jednocześnie to, co zaporowe dla turyńczyków, nie musi takim być dla innych zainteresowanych. Z nimi honor południowca pozwala na pertraktacje, z nimi z przyjemnością zasiądzie się do wspólnego negocjacyjnego stołu. W końcu z Arka, choćby za niewątpliwe zasługi poczynione dla Napoli, nie wypada robić niewolnika. Jeśli chce odejść, niech odejdzie. Tylko na Boga nie do Juventusu. Już łatwiejszy do zaakceptowania, ale też nie do końca, byłby transfer do Interu, Milanu czy Romy, a i stamtąd miał lub ma oferty, co tylko podkreśla jego mocną pozycję na włoskim rynku. Jednak tak najchętniej to Napoli chciałoby upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu: zarobić, nawet znacznie mniej niż na handlu z Juventusem, i wysłać Polaka za granicę. Atletico Madryt spokojnie mogłoby dokonać transferu na dogodniejszych warunkach, tak samo kluby angielskie: Arsenal, Tottenham i Newcastle. 

Wysoka średnia
Wróćmy do opinii Gattuso. – Nie widzę wielu takich napastników w Europie. Nie użył słów: lepszych czy skuteczniejszych, ale słowa: takich, czyli o podobnej charakterystyce. Milik nie jest najlepszym snajperem ani największym twardzielem wśród napastników, nie gra też najlepiej głową, nie operuje najlepiej lewą nogą, niespecjalnie efektownie drybluje, ale gdyby postawić mu ocenę w każdym z tych przedmiotów, następnie zsumować noty i wyciągnąć średnią, to okazałoby się, że mógłby dostać się na każdy uniwersytet. Nie wybitny specjalista w jakiejś dziedzinie, ale we wszystkich na zadowalającym każdy klub poziomie. 

Dlatego też Napoli nie chciało rozwodu. Oferowało przedłużenie kontraktu za 4 miliony euro rocznie, domagało się tylko wpisania klauzuli odstępnego wielkości 100 milionów euro. Dla Milika jedna liczba wydawała się ciut za niska, druga zdecydowanie za wysoka. Gdyby w Napoli coś mu nie poszło, więcej przesiadywał na ławce niż grał i z tego powodu za rok zapragnął poszukać więcej miejsca dla siebie w innym klubie, to nie chciał czuć się więźniem 100 milionów. Nie zaakceptował przedstawionych warunków i tym samym wystawił się na listę transferową. 

Kupując go, kupujesz nie tylko gole w przyzwoitej liczbie, uniwersalność, ponadprzeciętną piłkarską inteligencję, ale też spokój w szatni. Trudny charakter, konfliktowość, egocentryzm tych cech dotąd nie ujawnił. Może być tak samo gwiazdą jak i aktorem drugiego planu. A usunięty w cień nie spuszcza zaraz ze smyczy swoich agentów, żeby szczekali naokoło i gryźli po kostkach. Cierpliwie i w medialnej ciszy czeka na swoją szansę. Kiedy ją dostaje, to robi swoje, jak w finale Pucharu Włoch, w którym to jego strzał z rzutu karnego dał zwycięstwo Napoli. Rekordowe 10 milionów Włochów przed telewizorami jeszcze raz przekonało się o profesjonalizmie i klasie Milika. 

Sami lewonożni
Pod litanią indywidualnych zalet naszego napastnika, Juventus – jakby już postanowił go zatrudnić – mógłby wpisać jeszcze coś. Osłabienie konkurencji i skazanie na szukanie następcy. A to przecież zawsze ryzyko: uda się albo nie uda, zaaklimatyzuje się albo zawiedzie. Po wyciągnięciu Higuaina bianco-neri w jakimś sensie skomplikowali życie i plany Napoli. 

Cztery lata temu w miejsce Argentyńczyka De Laurentiis kupił Polaka z Ajaksu. On początek miał wyśmienity, nawet nie poczuł ciężaru presji, którą zarzucono mu na plecy. Grał i strzelał jak gdyby nigdy nic i kolosalne liczby, które zostawił Higuain zupełnie go nie obchodziły. Okazał się jednak kruchego zdrowia. Najpierw jedna kontuzja kolana, niedługo później druga. Dlatego nie wyrósł na pełnoprawnego następcę Igły, który przez trzy sezony występował z blisko 100 procentową frekwencją. Ta Polaka na początku lipca oscylowała w okolicach 60 procent. Teraz miałby go zastąpić w Juventusie. 

Higuain już raz odchodził z Turynu, wrócił dla Sarriego i dzięki niemu, ale wrzucony między Cristiano Ronaldo a Paulo Dybalę nie czuje się komfortowo. Prawie wszystko wskazuje na to, że odejdzie na dobre. O zaletach jego potencjalnego następcy już było, pora wymienić wady. Jest delikatniejszy. Jeśli zrywasz więzadła krzyżowe w obu kolanach, to musisz wiedzieć, że nowy pracodawca podchodzi do ciebie z pewną rezerwą i nieufnością, zwłaszcza kiedy musi zapłacić 50 milionów. W rubryce zdrowie stawia punkty ujemne. 

Co jeszcze przemawia na niekorzyść? Zakładając, że w linii ofensywnej poza jednym elementem nic się nie zmieni (to jednak mało prawdopodobne, ruchów transferowych zapowiada się więcej), to zostaną Paulo Dybala, Federico Bernardeschi i Douglas Costa. Dorzucając Milika, czterech wybitnie lewonożnych napastników. Różnicę robiłby tylko Cristiano Ronaldo, jeśli oczywiście zostanie. Zbyt jednorodny to materiał i raczej Juventus postara się poszerzyć trenerowi zakres możliwości. 

A co do trenera. Trudno nazwać Milika ulubieńcem Sarriego i od jego pozycji i przyszłości w Juventusie uzależniać podjęcie pozytywnej decyzji. Polak najlepszy sezon w Napoli zaliczył u Carlo Ancelottiego, u Sarriego dobrze zaczął, później się leczył i musiał zmierzyć z konkurencją Driesa Martensa, który okazał się znakomitym remedium na wszystkie kłopoty Napoli z Milikiem. Gdyby to Belg był kuszony przez Starą Damę, to z większym przekonaniem można by mówić, że to zachcianka szkoleniowca. Inna sprawa, że obaj by pasowali do koncepcji, którą on chciałby wdrożyć w Juventusie. 

Z kimkolwiek by Milik podpisał kontrakt, czy zostałby w Italii czy wybrał inny kierunek, czy stałby się trzecim Polakiem w Juventusie w historii albo drugim w Atletico, to i tak tego lata znów będzie o nim głośno. Choćby tylko z tego powodu, że z drugiego miejsca w rankingu najdroższych polskich piłkarzy wróci na pierwsze.


TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (27/2020)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024