Czas się przebadać! (fot. Kapitan Światełko / materiał dla mediów)
GRZEGORZ GARBACIK
To ostatnie zdanie może się wydawać mocno przerysowane, ale tak właśnie jest. O tym jednak nieco później, ponieważ warto dorzucić dla kontekstu sytuacyjnego o czym tak naprawdę mowa i o jaką stawkę idzie gra. O tym, że nazwa akcji pochodzi ze zbitki dwóch angielskich słów „moustache – wąsy” i „November – listopad” wiedzą już chyba wszyscy. Niewielu może sobie jednak zdawać sprawę z tego, że chociaż całość inicjatywy narodziła się w Australii, to swój światowy rozgłos zyskała dzięki jej przeniesieniu na grunt amerykański czy też brytyjski. Ten drugi kierunek miał z kolei ogromny wpływ na to, że Movember zawitał także do Polski. To bowiem zapuszczanie wąsów przez piłkarzy grających w Premier League, a także tamtejszych dziennikarzy i ekspertów sprawiło, że całość trafiła na nasze podwórko.
TO NIE JEST AKT HEROIZMU
________________________________________________________
W całej akcji chodziło o to, by dzięki zapuszczonym wąsom (tylko wąsom, bez żadnej brody czy innych zarostowych historii) zwrócić uwagę na problem badania się przez panów na okoliczność raka jąder czy też nowotworu prostaty. Temat, który do tej pory był uznawany raczej za tabu, nagle został przeniesiony do sfery publicznej i zaczęto o nim głośno mówić. Kiedy ktoś pytał, skąd ten wąsy – a omówmy się, te po raz ostatni były modne w czasach, kiedy Polska zdobywała medale mistrzostw świata – każdy, kto był zaangażowany w akcję mógł z grubsza nakreślić problem, a jeśli nie skłonić do wyprawy do lekarza, to przynajmniej poddać taki temat pod rozwagę.
Do Polski Movember zawędrował głównie za sprawą Marcina Rosłonia, a także jego kolegów ze sportowej redakcji Canal+, stacji, która ma prawa do pokazywania meczów Premier League. W gronie propagatorów akcji był m.in. Tomasz Smokowski, dziś już dziennikarz Polsatu. – Dokładnie, to był pomysł Marcina, który nas tym wszystkim zaraził. Pewnego razu przyszedł do redakcji i stwierdził „ej, a może byśmy tak gremialnie, całą redakcją to zrobili”. No i stało się. Zrobiliśmy to – powiedział w rozmowie z „Piłką Nożną”.
– Początkowo akcja zapuszczania mało twarzowych wąsów była przez wielu robiona dla śmiechu czy też dla beki, ale przez te wszystkie listopady, w których się toczyła pozwoliła uświadomić wielu Polaków. Zwłaszcza tych, którzy najbardziej są narażeni na chorobę, a więc panów po 30 i 40 roku życia – dodał. – Jestem bardzo zadowolony z faktu, że w końcu przestało to być tematem tabu. Tak jak kobiety powinny badać piersi, tak mężczyźni muszą badać swoje skarby. Po prostu trzeba, a samo badanie nie wymaga zbyt wielkiego zachodu, bo trwa tak naprawdę kilka minut. Oprócz uświadomienia, mężczyźni przekonali się również o tym, że nie ma tu niczego strasznego, a pójście do lekarza nie jest aktem żadnego wielkiego heroizmu – przyznał.
Przy okazji znaczenia całego przedsięwzięcia dla zdrowia polski mężczyzn, kluczowym i przełomowym rokiem okazał się 2016. To właśnie wtedy do akcji włączyły się placówki medyczne: Medicover, Klinika Nova czy też Affidea Polska, dzięki którym udało się przeprowadzić szereg bezpłatnych badań dla panów. Działania w ramach akcji były nagłaśniane w wielu miastach, także poprzez lokalne i ogólnokrajowe media. Tylko podczas wspomnianego roku darmowe badania przeprowadzono u 1300 mężczyzn, z czego aż u szesnastu zdiagnozowano raka jąder. Gdyby nie głośna dyskusja o konieczności odwiedzania lekarza, być może nigdy nie dowiedzieliby się o chorobie i nie podjęli szybkiego leczenia, która mogło uratować ich życie. Skoro więc jedna ludzka dusza jest bezcenna, to w tym przypadku – a było to trzy lata temu, kiedy Movember w Polsce nabierał dopiero rozpędu – uratowano ich znacznie więcej.
KURCZĘ, BYŁO WARTO
________________________________________________________
Sam Tomasz Smokowski, który działał na tym polu niezwykle aktywnie, sam także zapuścił wąsy i udał się na badania. Jak zdradzi podczas rozmowy z „Piłką Nożną”, właśnie takie pojedyncze przykłady były najlepszym dowodem na to, że było warto się męczyć z zarostem podczas kolejnych listopadowych dni. – Nie pamiętam dokładnie czy był to rok 2016, czy może 2015, ale dostaliśmy wtedy w redakcji takiego maila. Już w grudniu ktoś do nas napisał, że zainspirowaliśmy go, poszedł się przebadać i znaleziono u niego początki choroby nowotworowej i chciałby nam z tego miejsca podziękować. I właśnie wtedy to do nas dotarło, właśnie wtedy powiedzieliśmy sobie, że, kurczę, było warto, chociażby dla tej jednej osoby – powiedział dziennikarz Polsatu, który dodał również, że jeśli chodzi o warunki akcji to nie uznawał kompromisów. – Razem z Marcinem Rosłoniem byliśmy w tej kwestii tradycjonalistami i mocno trzymaliśmy kciuki za wytrwałość kolegów. Uważaliśmy, że skoro symbolem jest wąs, to nie może on być połączony z brodą. Czyli jakiś długi plus trzydniowa broda i trochę heheszków. Nie! Jeśli zapuszczamy wąsa, to całe policzki i broda muszą być czyściutkie i nieskalane.
Im dalej w las, tym Movember zyskiwał coraz większe zasięgi. Do akcji włączały się kolejne znane postaci, nie tylko ze świata piłki nożnej. Dziś ambasadorami kampanii na temat „męskich” badań są m.in. ludzie, którzy aktywnie tworzą np. na Youtubie, a ich zasięgi są nieporównanie większe. Skoro jednak gdzieś przybyło, to gdzieś musiało ubyć i niestety stało się to właśnie na futbolowych boiskach. Jeszcze bowiem kilka lat temu, kiedy Smokowski pracował w redakcji Canal +, to właśnie on aktywnie namawiał piłkarzy grających w ekstraklasie, by zapuszczali wąsy. – Już chyba w drugim roku tej akcji bardzo mocno zdopingowałem naszych ligowców, żeby się do niej włączyli i muszę przyznać, że zakończyło się to niemałym sukcesem. Już nie pamiętam, kto konkretnie, ale wiem, że bawili się m.in. Michał Kucharczyk czy Radek Majewski. Właściwie pół ligi zapuściło te wąsy na listopad, a widzę, że w tym roku ten entuzjazm nieco opadł – przypomniał.
Tomasz Smokowski zaangażował się w akcję (fot. Damian Kujawa / 400mm.pl)
Movember w Polsce cały czas się rozwija. To już nie tylko okazjonalne artykuły czy możliwość przebadania się w wybranych miastach. Całość jest obecnie ciągnięta przez ogromną machinę promocyjną, wydarzenia, sprzedawane gadżety i głośne nazwiska. Dodatkowo, oprócz badań, o których była mowa wcześniej, panowie mogą również sprawdzić poziom PSA, czyli markera nowotworowego prostaty, który jest obecny we krwi. To z kolei oznacza, że można sprawdzić stan zdrowia większej liczby osób, co przecież przy okazji takich akcji jest decydujące, nawet jeśli przypadki wykrytych chorób będziemy liczyć w dziesiątkach czy setkach.
Czy warto zatem zapuścić wąsy w listopadzie, samemu pójść się zbadać i bez wstydu podzielić się taką wiedzą z kolegami? Oczywiście, że tak. – To, że jesteśmy przez ten jeden miesiąc brzydcy, to też po coś. Kiedy Movember się zaczynał, to te wąchale były takim swego rodzaju pierwiastkiem obciachu, ale właśnie w tym rzecz. Niech ludzie pytają, dlaczego. No właśnie dlatego! – zakończył Tomasz Smokowski.
Żeby z kolei postawić stempel pod tematem, warto przypomnieć, że według badań, co trzeci mężczyzna w wieku od 50 do 80 lat zachoruje na raka prostaty. Samo ryzyko poważnie wzrasta po 45. roku życia, a jeśli także te dane są mało przekonujące, to należy sobie uzmysłowić, że nowotwór prostaty jest czwartym (!) na świecie pod względem śmiertelności.
Przekonani? No to do lekarza. Movember wciąż trwa.