Jakie są składowe świetnych wyników Leicester City? Wnioski, które wyciągnął Brendan Rodgers z okresu pracy w Liverpoolu, Kolo Toure uczący gry obrońców, a także dwóch bardzo agresywnie odbierających piłkę zawodników.
MICHAŁ ZACHODNY
Jest tak wiele imponujących aspektów w grze Leicester City w tym sezonie. Jamie Vardy przeżywa którąś już młodość, choć Rodgers nakazał mu odstawienie napojów energetycznych i słodyczy. James Maddison wykonuje bardzo dokładnie stałe fragmenty, kapitalnie strzela i podaje piłkę. Youri Tielemans jest nie tylko świetnym technikiem, ale też prawdziwym liderem zespołu, w którym taki Ayoze Perez odnajduje się coraz lepiej. Potrafią rozbić Southampton, strzelając 9 goli, ale też w niewymagający wejścia na najwyższe obroty sposób pokonać Crystal Palace.
Po 11 kolejkach mają więcej punktów, niż w sezonie, który przyniósł im sensacyjny triumf w Premier League. Wówczas ekipa Claudia Ranieriego sprawiła największą sensację w czołowych ligach w XXI wieku, ale z tą obecną trudno o porównanie. Zwłaszcza że inna jest skala wyzwania, że ekipy znajdujące się ponad Leicester to klasa sama w sobie, nieprzeżywające kryzysów lub sezonów przejściowych. Jednak przede wszystkim prezentuje inny styl gry: bezpośredni, oparty na kontrach i systemie 1-4-4-2. Plan Ranieriego to również jakby inna epoka w porównaniu do tego, co przygotowuje Rodgers.
Jednak także w rozgrywkach 2015-16 Leicester City wyróżniało się defensywą. Wes Morgan i Robert Huth byli liderami, którzy w momentach tego wymagających rzucali się pod nogi rywalom. Przed nimi biegał ten, który w ogóle o cudzie zdecydował – N’Golo Kante. Obecnie z tamtej drużyny ostał się w pierwszym składzie jedynie Kasper Schmeichel, którego forma wciąż jest wysoka. Ale obecny styl wymaga innych środków w bronieniu, a przede wszystkim innych zawodników.
Huth jest już na emeryturze, Marcin Wasilewski w Wiśle Kraków, a Morgan przebywa jeszcze w Leicester, ale tylko w roli rezerwowego. Cisi bohaterowie kolejnego świetnego startu tego klubu są inni, choć nie mniej zaskakujący. Przecież kto mógł przewidzieć, że tak rewelacyjnie będzie spisywał się 31-letni Jonny Evans, który przed dołączeniem do Leicester spadł z Premier League, będąc kapitanem West Bromwich Albion. Chociaż o byłym piłkarzu Manchesteru United można powiedzieć, że i tak już najwyższego poziomu dotknął, bo Caglar Soyuncu poza dwoma sezonami w przeciętnej drużynie Bundesligi dopiero wypływał na głębokie wody. Jak głębokie? Świadczyć o tym powinna cena, jaką Manchester United musiał zapłacić za piłkarza, który w poprzednich rozgrywkach blokował mu miejsce w składzie – Harry Maguire jest obecnie najdroższym obrońcą na świecie, ale czy na pewno tak dużo lepszym od 23-letniego Turka?
Wystarczy spytać kogoś, kto o byciu obrońcą w Premier League wie całkiem dużo. – On uwielbia bronić, wyprzedzać przeciwnika, być agresywnym. Może wydaje się surowy, może to przyjdzie wraz z dojrzewaniem, bo wciąż jest młodym defensorem. Na pewno to musi poprawić, ale jestem pewien, że mu się uda. Do tego potrafi grać. Musi się tylko uspokoić – chwalił go w SkySports Jamie Carragher. – Im częściej go oglądam, tym bardziej go lubię. Jestem fanem całej czwórki obrońców, ale Soyuncu i doświadczony Evans kapitalnie współpracują, tak samo dobrze jak najlepsze pary w Premier League. Może nie jest najwyższy, ale ma dużo siły. Gra bezpośrednio przy przeciwniku, nigdy nie panikuje przy piłce – chwalił go w BBC Martin Keown. Warto zauważyć, że to dwóch obrońców, którzy grali w starym stylu, byli utożsamiani z bardzo brytyjskim charakterem i nie bali się niczego. Można powiedzieć, że wyznaczali standardy.
O Soyuncu w Leicester mówią – to słowa Maddisona – że przy powitaniu tak długo ściska dłoń, aż słychać trzeszczenie kości. – Po prostu lubi tak robić – dziwi się rozgrywający City. – W końcu gram na pozycji, która jest ostatnią spośród tych z pola, więc wymaga ona bycia nieustraszonym – tłumaczył w wywiadzie dla The Times. I opowiadał, jak to w Turcji w zasadzie bez żadnych korzeni piłkarskich zdołał się przebić, wcześnie wyjechał z rodzinnego Izmiru, a później przeprowadził się do Niemiec. Gdy w pierwszym sezonie po wartym prawie 20 milionów funtów transferze do Anglii rozegrał ledwie 6 godzin, to również wsparcie najbliższych okazało się kluczowe. Do klubu zjeżdżali jego doradcy, by spytać się zatrudnionego na przełomie lutego i marca 2019 roku trenera, co dalej z utalentowanym piłkarzem. Ten przekonywał ich, że szansa przyjdzie i dostał ją przeciwko Huddersfield (4:1), grając pierwszy raz od trzech miesięcy. Ale przełomem okazało się lato, gdy do Manchesteru odszedł Maguire i przed Soyuncu otworzyła się wielka szansa. Jednak dopiero w ostatnim przed ligą sparingu z Atalantą Turek przekonał sztab szkoleniowy, że jego współpraca z Evansem przyniesie same korzyści. Po pierwszym weekendzie listopada tylko cztery zespoły w pięciu czołowych ligach Europy miały mniej straconych goli niż Leicester City.
Soyuncu docenia to, ile nauczył go Rodgers. – Mówił mi, że mój czas nadejdzie, świetnie komunikuje się ze mną i innymi zawodnikami, którzy również muszą czekać na swoją szansę. Słucha, gdy ma się jakiś problem. Mam wielkie szczęście grając dla niego. Rodgers jest przekrojowym menedżerem, świetnym taktycznie i do tego w dobrych relacjach z zespołem – tłumaczył. Wyróżniał również jednego z jego asystentów, który akurat w pracy z obrońcami w pełni się odnajduje. To 38-latek, który ma za sobą grę w trzech z sześciu klubów tak zwanej czołówki Premier League, do tego 120 występów dla swojego kraju, wygrywał mistrzostwo Anglii, Szkocji, do tego zdobył krajowy puchar i zna smak europejskich pucharów. A jednak w ostatnich sezonach kariery był uznawany za śmieszka, do tego raczej pokracznego obrońcę – choć akurat inne spojrzenie na Kolo Toure miał Rodgers. Gdy zapraszał go do współpracy w Liverpoolu to od początku mówił o roli mentora i zachęcał do zrobienia licencji trenerskiej, także po to, by mógł później rozwijać się w Celtiku. I w styczniu tego roku zabrał go ze sobą do Leicester.
W nowym klubie Toure odpowiada za środkowych obrońców. Często zdarza się, że zespół dzieli się na formację i grą defensywną zajmuje się właśnie on. Oprócz tego dużo czasu spędza przy analizach wideo, przeglądając z zawodnikami ich zachowania w rozegranych meczach. – Fundamenty tego, jak mamy się bronić i atakować są jasno określone – mówił Rodgers w wywiadzie dla The Athletic. Zresztą widać, że zespół szybko je sobie przyswoił: po przejęciu Leicester City jego drużyna zaliczyła trzy czyste konta w dziesięciu meczach, czyli tyle samo, ile przez wcześniejszy kwartał. W dziesięciu meczach, które poprowadził Rodgers w poprzednim sezonie, obrońcy dopuścili do dziewięciu straconych goli, czyli tylu, ile w czterech starciach przed jego przyjściem. Teraz ten postęp jest jeszcze bardziej widoczny.
Wystarczy spojrzeć na inne indywidualności poza Soyuncu. Evans również sprawia wrażenie nie tylko obrońcy bazującego na poświęceniu i charakterze, ale na aspektach takich, jak inteligencja, czytanie gry, ustawianie się. Jest spokojniejszy, choć nie oznacza to mniejszego ryzyka. Po prawej stronie biega jeden z najbardziej efektywnie odbierających piłkę zawodników, czyli Ricardo Pereira, który po transferze z Porto wcale nie wyglądał tak przekonująco. Z kolei wiele lekcji dojrzałej gry musiał przejść także Ben Chilwell, już pełnoprawny reprezentant Anglii. Przed nimi nie biega Kante, lecz Wilfred Ndidi, który jest innego typu piłkarzem, choć o równie imponującej skuteczności w defensywie. Nigeryjczyk i Portugalczyk to dwóch najczęściej odbierających piłkę zawodników w pięciu czołowych ligach Europy, na dodatek w klubie, który w tej klasyfikacji jest numerem jeden. To część recepty na sukces, czyli utrzymanie się w czołówce Premier League i to z lepszym bilansem bramkowym od Liverpoolu – po jedenastej kolejce Leicester miało plus 19, a lider tabeli wynik o trzy gole gorszy.
To historia wielu dynamicznych zmian, które dokonały się od czasu, gdy Leicester City przejął Rodgers, ale ta najważniejsza zaszła u samego menedżera. 46-latek zapewnia, że jest zupełnie inną osobą i inaczej podchodzi do swojej pracy w klubie – zwłaszcza w kontekście transferów. Wciąż reprezentuje grupę menedżerów w pierwszej kolejności stawiających na rozwój piłkarzy już dostępnych w klubie, z tego wziął się sukces z Soyuncu. – Dzięki doświadczeniu podchodzę bardziej zrelaksowany do kwestii transferów. Wiem, że moim atutem jest zarządzanie zawodnikami i trenowanie ich. Jako nowoczesny szkoleniowiec pracujący na najwyższym poziomie wiem, że trudno jest o czas na oglądanie potencjalnych celów transferowych. Znam jednak swoje silne strony, więc przychodząc do klubu, narzucam styl gry i wtedy ufam ludziom w departamencie zajmującym się rekrutacją, by ściągnęli odpowiednich piłkarzy – tłumaczył.
Musi on być również świadomy tego, że budżet płacowy Leicester jest dopiero dziewiąty w klasyfikacji Premier League – to połowa tego, co na pensje przeznacza Manchester City. Z tym zespołem jeszcze Rodgers w tym sezonie nie rywalizował, ale ma na rozkładzie Liverpool i Manchester United. Chociaż dwukrotnie przegrywał, to nie można powiedzieć, by jego piłkarze nie wyciągnęli wniosków. Pod względem gry defensywnej widać większą koncentrację, która nie dopuszcza do kosztownych błędów – porażki z tymi rywalami zdarzyły się przez faule we własnym polu karnym, w tym jeden popełniony przez Soyuncu. Oprócz utrzymania wysokiego poziomu intensywności oraz agresywności, dający pierwsze miejsce w Europie w klasyfikacji odbiorów, Leicester lepiej pilnuje tego, by nie dopuszczać do kontr, szybciej wymieniając podania, aby unikać pressingu rywali. Z Crystal Palace w poprzedni weekend dopuścili do ledwie trzech celnych strzałów przeciwnika, choć sami musieli niemal godzinę czekać na pierwszego gola. A jednak można było odnieść wrażenie, że ich wynik na Selhurst Park był osiągnięty w bardziej przekonujący sposób niż choćby Manchesteru City kilka tygodni wcześniej.
Rodgers musi wiedzieć, że dobra defensywa jest podstawą skutecznej walki w czołówce tabeli. On sam przyznaje, że jeszcze wraca do wspomnień z Liverpoolu, gdy mając w ataku Luisa Suareza i Raheema Sterlinga, rzucał wszystkie siły na atak. Ostatecznie ten brak równowagi – także w mentalności zespołu – wpłynął na (dosłowne) potknięcie w wyścigu o mistrzostwo kraju. Wątpliwe, by Leicester teraz znalazło się w centrum podobnego zamieszania na samym szczycie tabeli, lecz dzięki bardziej rozsądnemu planowaniu, trenowaniu i bilansowaniu sił może sprawić podobnej skali niespodziankę, która była ich udziałem cztery lata temu. Kto wie, czy awans do Ligi Mistrzów przy takiej jakości rywalach nie będzie sukcesem na miarę tego, jaki osiągnął Ranieri.
22,5 – tyle średnio prób odbiorów podejmują w Premier League piłkarze Leicester City. To najwięcej z pięciu czołowych lig w Europie.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA”