Przejdź do treści
Złote strzały Monchiego

Ligi w Europie La Liga

Złote strzały Monchiego

Zaprawdę, jest Monchi Midasem współczesnego futbolu. Może nie wszystko, czego się tknie, zmienia się w złoto, ale w każdym razie często mu się takiego cudu udaje dokonać. Gdy w styczniu 2020 roku drogo kupował Youssefa En-Nesyriego z Leganes oraz Suso z Milanu, wiele osób pukało się w czoło. Dziś mógłby na tych zawodnikach mnóstwo zarobić. A teraz sprowadza z Atalanty Papu Gomeza. To też może być złoty strzał.


Sevilla znów zachwyca 

LESZEK ORŁOWSKI

Prowadzona przez Julena Lopeteguiego drużyna oddala się od rywali do czwartego miejsca. Coraz więcej wskazuje na to, że i w kampanii 2021-22 będzie rywalizowała w Lidze Mistrzów. Można zatem pozwolić sobie, a conto płynących z niej dochodów, nie tylko na to, żeby kupować nowych graczy, ale i żeby nie sprzedawać obecnych. A to drugie, jeśli trafi się dobra oferta, przychodzi Monchiemu znacznie trudniej niż pierwsze. 

Złotą (ten kolor stale się tu pojawia) zasadą dyrektora sportowego Sevilli przez cały okres jego pracy było to, że każdy jest na sprzedaż. Umiejętne sprzedawanie piłkarzy jest motorem rozwoju, powiedział kiedyś. Uważa sztukę sprzedawania za o wiele trudniejszą i ważniejszą od sztuki kupowania. Łatwiej, zwłaszcza jeśli stosuje się zaawansowaną metodologię, jest bowiem wypatrzeć w tłumie zawodnika, który niebawem eksploduje formą i w niego zainwestować, niż wyczuć moment, w którym gwiazda obniża loty i należy ją spieniężyć, albo też młody zawodnik osiąga szczytową w takim klubie jak Sevilla wartość. Rozum musi wygrać wtedy z sentymentem.

En-Nesyri, czyli od chaosu do goli

No właśnie, a co winien podpowiedzieć rozum w przypadku Youssefa En-Nesyriego? 23-letni dziś, urodzony w Fezie Marokańczyk, przybył do Hiszpanii w 2015 roku, kupiony przez Malagę za 125 tysięcy euro z Akademii Piłkarskiej imienia Mohammeda VI. – Zdecydowałem się na wyjazd, opuszczenie bliskich tylko dlatego, by im pomóc. Moi rodzice oraz rodzeństwo są dla mnie bardzo ważni, gram w piłkę za granicą i zarabiam nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla nich – powiedział niedawno. Przez dwa sezony spędzone w pierwszym zespole Malagi, w 41 meczach strzelił 5 goli. To niewiele, ale wystarczyło, by Leganes zdecydowało się za niego zapłacić w 2018 roku aż sześć milionów euro. Także w barwach tego zespołu nie zadziwiał skutecznością. W 53 meczach strzelił bowiem 15 goli.
Uchodził za napastnika szybkiego, walecznego, utalentowanego, dobrze wyszkolonego, ale nieskutecznego i chaotycznego. Obie te cechy biły po oczach. Potrafił zmarnować najdogodniejszą okazję, którą zresztą przeważnie sam sobie wcześniej wypracowywał, biegał po boisku w sposób nieskoordynowany, nie tam, gdzie powinien, można było nawet nazwać to błąkaniem się. Kulała oczywiście jego współpraca z kolegami. Dostrzec w takim piłkarzu przyszłą gwiazdę La Liga nie było łatwą sztuką. Jak Monchi to zrobił? Zapewne będzie kiedyś o tym opowiadał, swoim zwyczajem piękne i podkoloryzowane historie. Poczekamy, posłuchamy…

Dla walczącego desperacko o utrzymanie się w lidze Leganes wykupienie napastnika przez Sevillę za klauzulę odejścia wynoszącą 20 milionów było z jednej strony dużym ciosem sportowym, tym bardziej że Barcelona w podobny sposób pozbawiła podmadrycki klub Martina Braithwaite’a, ale z drugiej miłą finansową niespodzianką, gdyż klauzula ta wydawała się jednak dosyć wygórowana. 

Leganes spadło z ligi, ale pieniądze od Sevilli i Barcy zabezpieczyły klub na czas pandemii. Tymczasem En-Nesyri po roku gry na Ramon Sanchez Pizjuan został współliderem tabeli strzelców Primera Division. West Ham United chciał go kupić w połowie stycznia, oferując nawet, wraz z bonusami, 30 milionów euro. Monchi jednak odrzucił tę ofertę, mówiąc, że czterdzieści milionów to minimalna kwota, o której można rozmawiać. Tyle że kilka dni później En-Nesyri w meczu z Cadizem uzyskał drugiego już w nowym roku hat-tricka i jego wartość znów gwałtownie skoczyła. 36 milionów przygotowanych przez WHU stało się kwotą śmieszną.
Status przodownika listy najlepszych snajperów dla zawodnika Sevilli to nie jest codzienna sprawa. A ściślej – to wydarzenie epokowe. Piłkarz tego klubu został bowiem Pichichi sezonu dokładnie tyle razy, ile klub zdobył mistrzostwo Hiszpanii – czyli raz. W kampanii 1954-55 zwycięzcą rywalizacji strzelców okazał się Cesar Arzo, który zdobył 28 bramek. A En-Nesyri jest dziś zawodnikiem w skali całej Primera Division zdobywającym największy procent bramek swego zespołu. Po meczu z Cadizem jego 12 trafień stanowiło aż 46,15 procenta ogólnego dorobku drużyny. Do dwunastu ligowych goli należy dołożyć cztery uzyskane w Lidze Mistrzów. Przed ostatnim weekendem miesiąca nie było w Hiszpanii skuteczniejszego snajpera biorąc pod uwagę także globalny dorobek we wszystkich imprezach!

Aż trudno uwierzyć w to, że jeszcze kilka tygodni temu wszyscy eksperci powiadali o Sevilli, że to świetny zespół, który wszakże ma jeden poważny mankament: brakuje mu środkowego napastnika z prawdziwego zdarzenia, zawodnika, który umiałby wykorzystywać podania Jesusa Navasa i Lucasa Ocamposa, szalejących na skrzydłach. Patrzono przy tym wymownie na Luuka de Jonga, który w pierwszym sezonie rozkręcił się nieco dopiero wiosną, a drugi zaczął znów bardzo źle. Cała nadzieja na sukces opierała się na założeniu, że Holender i tym razem przebudzi się na czas z zimowego snu. En-Nesyri na koniec roku miał pięć goli i kilka (choć mówiono, że mnóstwo) zmarnowanych sytuacji bramkowych. Szczególnie utkwiła wszystkim w pamięci ta z meczu o Superpuchar Europy, przy stanie 1:1, w dogrywce. Gdyby ją wykorzystał, Sevilla ograłaby wielki Bayern i zdobyła trofeum. A tak po chwili gola strzelili Bawarczycy. Na zawodnika spłynął wtedy potok krytyki ze strony dziennikarzy, ale też słowa pocieszenia i wsparcia od trenera, kolegów i dyrektora. Sam napastnik zresztą publicznie się biczował za przegranie pojedynku z Manuelem Neuerem.

Styczeń 2021 to wielki miesiąc dla En-Nesyriego. Strzelił w lidze siedem goli (bez uwzględnienia ostatniej kolejki), a każdy był inny: z bliska, z daleka, głową, po dryblingu, dzięki sprytowi. Marokańczyk objawił się jako napastnik totalny, który potrafi wszystko. Warto dodać, że wśród najlepszych snajperów La Liga jest jedynym, który nie egzekwuje w swoim zespole karnych – na to zapewne przyjdzie jeszcze czas. W dodatku według oceny platformy Understat nie ma już mowy o jego nieskuteczności – na podstawie liczby sytuacji, do jakich dochodził, oczekiwana liczba zdobytych przezeń bramek wynosiła 7,26, a miał wtedy, przed spotkaniem z Cadizem – 9. Po nim zaś ma 12. Dziś CIES ocenia jego wartość na 45 milionów euro – tylko Jules Kounde i Ocampos są wyżej wyceniani.

Co ma zrobić w tej sytuacji Monchi? Sprzedać, czy grać na dalszą zwyżkę kursu akcji? Mimo wszystkich atutów En-Nesyri to nie jest jednak żaden piłkarski geniusz, po prostu wszystko mu ostatnio wychodzi. Drugiego gola w starciu z Cadizem wbił chwilę po tym, jak rywal uderzył go łokciem i podbił mu oko. – Nic nie widziałem, czułem jednak, że piłka leci w moim kierunku – i nadstawiłem głowę – powiedział. Ale ta dobra passa nie tylko może się pewnego dnia skończyć, co skończy się na pewno. A czasy są ciężkie, nawet 36 milionów piechotą nie chodzi. Wygląda jednak na to, że decyzję za dyrektora podjął jednak sam piłkarz.

– Zostaję w Sevilli, nie zamierzam nigdzie odchodzić. Chcę dokończyć sezon w tym wielkim klubie – oświadczył. Wcześniej opowiadał, że nie ma zwyczaju snuć planów na przyszłość, pozostaje skoncentrowany na najbliższym meczu. Dodał, że poprawa jego skuteczności dokonała się dzięki lepszej koncentracji i ciężkiej pracy na treningach oraz pomocy kolegów. – Jest w idealnym dla siebie miejscu, nigdzie indziej nie będzie mógł się tak szybko rozwijać – powiedział Lopetegui, czym dał wyraz chęci zatrzymania napastnika przynajmniej do końca sezonu.

En-Nesyri jest dziś nadal skromnym, lekko oszołomionym tym, co mu się przydarza, chłopcem. Piłki należące mu się za strzelone hat-tricki, jak powiedział, zamierza zawieźć do Maroka i podarować najbliższym. Jego kariera jest piękną i bardzo pouczającą historią o tym, jak wiele dobrego może się wydarzyć człowiekowi, gdy ciężko pracuje i potrafi skorzystać z łutu szczęścia.

Suso, czyli generator futbolu

Suso kosztował Sevillę ciut drożej, bo 21 milionów euro. Najpierw za milion został z Milanu wypożyczony, a potem Sevilla musiała go wykupić za 20, skoro awansowała do Ligi Mistrzów, bo taka była klauzula w kontrakcie. Ten 27-letni obecnie zawodnik uchodził rok temu za talent bliski zmarnowania, za piłkarza, któremu udają się co najwyżej pojedyncze mecze, lecz w przekroju całego sezonu nigdy nie spełni oczekiwań. Miał renomę bliską tej, jaką do dziś cieszy się Isco: zawodnika świetnie wyszkolonego, ale bez charakteru do walki, za to niepokornego, niezdyscyplinowanego i niesympatycznego. Na taką diagnozę wpłynęły dwie historie, które ciągnęły się za Suso przez wiele lat. Jako gracz Liverpoolu nazwał kiedyś publicznie swego kolegę Jose Enrique „pedałem”, za co otrzymał 10 tysięcy funtów kary i łatkę homofoba. Zaś na zgrupowaniu reprezentacji Hiszpanii do lat 17 u trenera Ginesa Melendeza złamał nakaz ciszy nocnej dzień przed meczem i wyszedł na bilard, za co wyleciał z kadry.

Urodzony w Kadyksie, wychowanek tamtejszego klubu, w wieku 15 lat zachwycił Rafę Beniteza, któremu został zaprezentowany jako wyjątkowy talent. Benitez był wówczas menedżerem Liverpoolu i za wszelką cenę chciał sprowadzić nastolatka na Anfield. Jednak problemy biurokratyczne sprawiły, że rzecz cała odwlekła się o rok, a gdy w końcu Suso mógł wyjechać do Anglii, zespół The Reds prowadził już Brendan Rodgers. Ten też uważnie przyglądał się chłopcu i we wrześniu 2012 roku wystawił go w meczu Premier League. Potem było wypożyczenie do Almerii na sezon 2013-14, powrót do Anglii i odejście do Milanu, w którym, z przerwą na półroczne wypożyczenie do Genoi, Hiszpan spędził okrągłe pięć lat. Przez ostatnie dwa sezony – 2017-18 oraz 2018-19 Suso był już podstawowym graczem rossonerich, ale jednak oczekiwano od niego więcej niż to, co pokazywał.

Monchi i Lopetegui tymczasem potrzebowali gracza o takim profilu jak Suso i o takich umiejętnościach technicznych, bo pod tym względem Gadiatano (jak nazywa się wszystkich ludzi pochodzących z Kadyksu) był zawodnikiem z najwyższej półki. W tym przypadku, inaczej niż w większości, to trener wskazał konkretnego zawodnika, a nie tylko określił profil, by dyrektor mógł wybrać piłkarza. Lopetegui po prostu chciał tylko Suso. Niewysoki pomocnik od dawna zresztą pozostawał ulubieńcem trenera. To przecież za jego kadencji zadebiutował w reprezentacji Hiszpanii, co stało się 14 listopada 2017 roku w meczu z Rosją. Na mundial jednak nie pojechał, zaś do dziś ma w kadrze cztery rozegrane mecze, z czego jeden u Luisa Enrique. Jednak w obecnej formie jest mocnym kandydatem do tego, by znaleźć się w składzie na Euro i zagrać przeciwko Polsce. Warto więc uważnie go oglądać, bo w przypadku tego piłkarza, bardziej niż w jakimikolwiek innym, znajomość stylu gry jest kluczem do zatrzymania go na boisku.

Co do owego stylu, nazwano tego zawodnika pewnego razu generatorem gry przy linii bocznej i to określenie chyba dobrze oddaje jego kompetencje. Jest bowiem Suso bocznym pomocnikiem w dawnym rozumieniu tej pozycji, czyli playmakerem usytuowanym bliżej linii bocznej niż środka. Woli przy tym prawą stronę, choć jest lewonożny. Wskutek tej jego preferencji, gdy przybył do Sevilli, trener zmienił skrzydło Lucasowi Ocamposowi, co temu zrazu się nie spodobało, bo na prawym czuł się bardzo dobrze. Jednak trener wiedział, że Suso potrafi też ściąć z prawej strony z piłką do środka i huknąć lewą nogą po widłach. O tym, że tak jest, cała Hiszpania przekonała się w meczu ligowym z Deportivo Alaves w 19 kolejce, kiedy po takiej akcji Suso uzyskał jednego z najładniejszych goli sezonu.

To po tym meczu nagle wszystkim w Hiszpanii otworzyły się oczy i dostrzegli, że Suso od pewnego czasu ma pewne miejsce w wyjściowym składzie Sevilli, a z każdym miesiącem coraz więcej daje drużynie, staje się jej coraz ważniejszą postacią, zabierając rolę lidera Ocamposowi. „Marca” napisała po meczu z Cadizem, którego bohaterem był przecież En-Nesyri: „Suso, el verdadero desequilibrio”, co można przetłumaczyć tak: „To Suso tak naprawdę zrobił różnicę”. Ekspert wybierający MVP też, ku ogólnej konsternacji, postawił nie na autora hat-tricka, lecz na zawodnika, który asystował mu przy drugim golu, a przy pierwszym trafił piłką w słupek, zaś En-Nesyri dobił. Pojawiły się liczne materiały o karierze tego zawodnika. W jednym z nich wypowiedział się Quique Gonzalez, jego trener z juniorów Cadizu. – Suso zawsze miał to, czym imponuje teraz: technikę, taktykę, wizję gry, silny strzał.

„Wizja Monchiego, która sprawiła, że rok temu kupił Suso i En-Nesyriego, wiedzie Sevillę do sukcesów” – napisał tydzień temu lokalny dziennik „Diario de Sevilla”. To święta prawda, aczkolwiek nic by nie dała wizja dyrektora, gdyby nie kunszt trenera…

Papu Gomez, czyli skłócony geniusz

A jak będzie z Papu Gomezem? O transferze tego zawodnika, dokonanym przed tygodniem, nikt nie napisał, że został przepłacony. Wręcz przeciwnie – cena za tego mikrego (165 cm) ofensywnego pomocnika jest bardzo niska, gdyż wynosi tylko pięć milionów euro plus dwa ewentualnie. Sevilla podpisała z Argentyńczykiem kontrakt do 2024 roku, ma więc świetnego zawodnika za grosze. Udało się go kupić tak tanio, gdyż Papu Gomez pokłócił się z trenerem Atalanty Gian Piero Gasperinim i od
16 grudnia nie pojawił się na boisku. Oczywiście natychmiast po zawodnika zgłosiło się kilka innych ekip z Serie A, jednak priorytetem Atalanty było nie wzmocnić żadnego z konkurentów do gry w kolejnej edycji Ligi Mistrzów; wolała sprzedać taniej, ale za granicę. Gomez dostanie w Sevilli pensję w wysokości 2,5 miliona euro rocznie, czyli taką, jaką miał w Bergamo. Sevilla nie musiała się zadłużać, by kupić nowego zawodnika, gdyż w tym samym czasie za 12 milionów sprzedała do Sociedad swego trzeciego napastnika Carlosa Fernandeza. Monchi to ma jednak głowę do biznesu!

Transfer Argentyńczyka wpisuje się w jeden z filarów filozofii Monchiego, którym jest korzystanie z okazji stwarzanych przez rynek. Jeśli pojawi się okazja pozyskania piłkarza poniżej jego wartości, wtedy Sevilla działa najszybciej i jest najbardziej konkretna, dlatego chętnie wybierają ją właśnie gracze skonfliktowani z aktualnymi klubami. Monchi zapewnia ich, że w jego ekipie będą mieli komfort zaczęcia wszystkiego od zera.

Papu ma już 32 lata, ale to przecież nie szkodzi: transfer starszego o rok Luisa Suareza katapultował na wyższą półkę Atletico, a Sevilla też właśnie takiej trampoliny potrzebuje. Gomez zaś ma wyborną technikę, widzi wszystko na boisku, umie grać w tłoku, jest niezwykle przydatny w ataku pozycyjnym. Pomiędzy En-Nesyrim, Suso i Ocamposem brakuje kogoś takiego jak on, kto potrafiłby ich wszystkich scalić w jeden organizm, w niszczącego rywali drapieżnika. Dorobek bramkowy Sevilli bowiem nie imponuje; po 20 kolejkach strzeliła mniej goli nie tylko od Atletico, Realu i Barcy, ale także od Villarreal i Sociedad, a przed przebudzeniem En-Nesyriego było w ogóle źle, bo zajmowała w La Liga dopiero dwunaste miejsce pod względem liczby zdobytych bramek. A sam Papu też umie strzelać: w Serie A, w której grał od 2010 roku, w 315 meczach zdobył 66 bramek.

Gdy Monchi powracał z Romy do Sevilli, postawił sobie za cel, by jego druga kadencja w tym klubie przyniosła jeszcze większe sukcesy niż pierwsza. Przypomnijmy: w latach 2000-2017 Sevilla wygrała wprawdzie pięć razy Ligę Europy, ale w Primera Division była co najwyżej trzecia, a w Lidze Mistrzów dotarła tylko do ćwierćfinału. Zmienić ten stan rzeczy może zaś tylko on, pracując jeszcze lepiej, kupując jeszcze lepszych piłkarzy (ale za nie większe pieniądze niż wcześniej) i nie myląc się przy obsadzie stanowiska trenera. Wygląda na to, że małymi krokami legendarny dyrektor zbliża się do celu. Suso, En-Nesyri, Yassine Bounou, Jules Kounde, Diego Carlos, Fernando, Jesus Navas, Ivan Rakitić (choć w wyższej formie niż ostatnio) Lucas Ocampos, a zapewne też Papu Gomez, to bowiem piłkarze, z którymi można rzucić wyzwanie także hiszpańskim i europejskim gigantom. Już niewiele brakuje, by Sevilla była potęgą!


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024