Skąd się biorą zagraniczni trenerzy pracujący w naszej Ekstraklasie? Z Czech i Słowacji przyjeżdżają fachowcy mogący pochwalić się trofeami drużynowymi i indywidualnymi, z Niemiec tacy, którzy nie otrzymali szansy w Bundeslidze, a z kolei Serbowie nie prowadzili żadnego zespołu w swoim kraju.
Szkoleniowcy z drugiej strony Tatr zawsze cieszyli się u nas dużą renomą, wystarczy przypomnieć Czechów Jaroslava Vejvodę i Vernera Lickę czy Słowaków Michala Vicana i Dusana Radolskiego. W tym sezonie nasi sąsiedzi posiadają swoich przedstawicieli w dwóch klubach. – Dla mnie to fenomen, że Śląskowi udało się zatrudnić Vitezslava Lavickę, który miał także ofertę ze Sparty – mówi Grzegorz Michalewski, komentator rozgrywek ligi czeskiej w Polsacie Sport. – W klubie z Pragi kiedyś grał, potem był jego trenerem i jako ostatni wywalczył z nim w 2014 roku mistrzostwo kraju.
POMOC SĄSIEDZKA
Lavicka zdobył mistrzostwo Czech również osiem lat wcześniej ze Slovanem Liberec, a w sezonie 2009-10 do tytułu najlepszego zespołu Australii doprowadził Sydney FC. Przed podjęciem pracy we Wrocławiu był natomiast selekcjonerem czeskiej reprezentacji do lat 21 i za pracę z nią został w ojczyźnie uhonorowany tytułem trenera roku 2016, zresztą już po raz drugi, bo był nim także 10 lat wcześniej. – Podczas młodzieżowych mistrzostw Europy, które przed dwoma laty odbyły się w Polsce, bardzo spodobało się mu w naszym kraju – kontynuuje dziennikarz. – Duże wrażenie zrobiły na nim nowoczesne stadiony oraz zainteresowanie meczami. Czechy są mniejszym krajem od Polski i tam nie ma takiej atmosfery wokół piłki nożnej jak u nas. Telewizja dopiero od niedawna transmituje wszystkie mecze tamtejszej ekstraklasy.
W XXI wieku w Śląsku co jakiś czas pojawia się szkoleniowiec z Czech – w latach 2001-02 wrocławski zespół prowadził Petr Nemec, w 2006 Lubos Kubik, a od 2012 do 2014 Stanislav Levy. – Na pewno trenerów zza naszej południowej granicy kuszą wyższe niż u nich zarobki – uważa Michalewski. – Tam dobrze płacą tylko w klubach z Pragi – Sparcie i Slavii oraz w Viktorii Pilzno. Podobnie jest z trenerskimi płacami na Słowacji, skąd niedawno udało się sprowadzić bardzo dobrego szkoleniowca Zagłębiu Lubin. To Martin Sevela, który w poprzednim sezonie zdobył mistrzostwo kraju ze Slovanem Bratysława.
Przed objęciem tego utytułowanego klubu Sevela w 2015 i 2016 roku wywalczył dublet z Trenczynem, a ze Slovanem zanim zdobył mistrzostwo, to rok wcześniej wywalczył Puchar Słowacji. Natomiast indywidualnie aż trzykrotnie został nagrodzony tytułem najlepszego szkoleniowca sezonu. Przez całe lato pozostawał wprawdzie bez zajęcia, ale na brak zainteresowania nie narzekał, miał bowiem oferty nie tylko z Polski, ale także z Bułgarii oraz Czech. Sevela w Trenczynie najpierw był asystentem Adriana Guli, którego chciała zatrudnić Legia, gdy jej dyrektorem sportowym był Michał Żewłakow, ale wolał pracować w MSK Żylina. Natomiast teraz 102-krotny reprezentant Polski w roli dyrektora Zagłębia okazał się skuteczniejszy i zatrudnił innego Słowaka. Już pod koniec ubiegłego roku mówiło się, że zespół Zagłębia przejmie szkoleniowiec zza naszej południowej granicy, padało w tym kontekście nazwisko Lavicki, ale ostatecznie przedłużono umowę Holendrowi Benowi van Daelowi, który miał funkcję pełnić tymczasowo. Przypomnijmy, że na początku trwającej dekady w Zagłębiu pracował Czech Pavel Hapal, który teraz jest selekcjonerem reprezentacji Słowacji.
WIELKA SZANSA
W Ekstraklasie pracuje dwóch Serbów, którzy jednak w ojczyźnie nie prowadzili żadnego zespołu. Zresztą trener Legii Aleksandar Vuković większą część kariery piłkarskiej spędził w naszym kraju, a jako szkoleniowiec na razie próbował sił też tylko w Polsce, głównie w warszawskim klubie, najpierw jako asystent kilku szkoleniowców, w sytuacjach awaryjnych ich zastępując, a od wiosny 2019 jako pierwszy trener. Przed przyjazdem do Warszawy Vuko grał w drużynie Milicionara Belgrad, gdzie zapewne zetknął się z grającym w juniorach tego klubu Aleksandarem Rogiciem, od niedawna prowadzącym Arkę Gdynia. Zresztą on rozpoczął karierę trenerską od szkolenia juniorów Milicionara. Potem na swojego asystenta wziął go legendarny Radomir Antić. Najpierw pomagał mu Rogić w reprezentacji Serbii, z którą awansowali i wystąpili na mundialu w roku 2010, a po kilku latach w chińskich zespołach SD Luneng i Hebe Zhongji (sprowadzili tam Miroslava Radovicia). Między tymi okresami był asystentem Gorana Stevanovicia w reprezentacji Ghany, a także Vladimira Vermezovicia w Partizanie Belgrad i Vladimira Petrovicia znowu w kadrze Serbii. Ostatnie dwa lata pracował już na własny rachunek w Estonii, w klubach z Tallina: FCI i Levadii.
Rodzina trenera Pogoni Kosty Runjaica też pochodzi z dawnej Jugosławii, ale on urodził się już w austriackim Wiedniu, a jako piłkarz i szkoleniowiec był związany z Niemcami. Z tym, że będąc pierwszym trenerem nie mógł przeskoczyć progu 2. Bundesligi, gdzie pracował w Duisburgu, Kaiserslautern i TSV 1860. Natomiast w Polsce otrzymał szansę w najwyższej lidze. Podobnie było z prowadzącym do niedawna Koronę Kielce Gino Lettierim, Włochem urodzonym w szwajcarskim Zurychu, przed przyjazdem do naszego kraju pracującym w zespołach z niemieckich niższych lig.
ZBIGNIEW MROZIŃSKI
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 44/2019)