Wywiad tygodnia z Grzegorzem Krychowiakiem
W trakcie finałów mistrzostw Europy we Francji był jednym z najlepszych zawodników reprezentacji Polski. To był szczyt jego kariery, chwilę wcześniej wygrał drugi raz z rzędu Ligę Europy z Sevillą i porozumiał się z Paris Saint-Germain, Francuzi na stół musieli położyć kilkadziesiąt milionów euro. Dwa lata później jest w innym miejscu, jeśli chodzi o piłkę klubową, wciąż jednak nie można wyobrazić sobie wyjściowego składu zespołu Adama Nawałki na mundialu w Rosji bez Grzegorza Krychowiaka.
ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW PAWLAK
– Lubisz trwonić czas?
– Po okresie napiętym, kiedy pracy jest dużo, kilka dni oddechu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Nie jestem typem człowieka, który każdą minutę ma dokładnie zaplanowaną. Ale lubię wiedzieć, co będę robił w kolejnym dniu – mówi Krychowiak.
– Przez ostatnie dwa lata trochę czasu z punktu widzenia kariery straciłeś.
– Podpisując kontrakt z Paris Saint-Germain, inaczej to sobie wyobrażałem. Nie mogę jednak mówić o zmarnowanym czasie. Sezon po transferze do PSG pozwolił mi na zdobycie zupełnie nowego doświadczenia. Mimo że grałem bardzo mało, wyciągnąłem lekcje na przyszłość, mam nadzieję, iż będzie to już inaczej wyglądało. Nie mówię jednak, że się na pewno nie powtórzy, takiej gwarancji nikt nigdy dać nie może.
– Dwa lata temu wygrałeś drugi raz z rzędu Ligę Europy, przenosiłeś się do mistrza Francji, wypadłeś bardzo dobrze w finałach Euro 2016. Sporo się od tego czasu zmieniło.
– Wciąż jednak jestem tym samym zawodnikiem. Przygotowuję się do finałów mistrzostw świata. Wszystko jest więc tak, jak być powinno. Chcę ten turniej maksymalnie wykorzystać, gdyż nie wiadomo, czy będzie mi dane zagrać na imprezie tej rangi za cztery lata.
– Ale chyba zakończenia kariery reprezentacyjnej nie rozważasz, jak niektórzy piłkarze kadry Adama Nawałki?
– Każdy zna swój organizm najlepiej, więc za nikogo nie będę się wypowiadał. Do informacji mediów na ten temat też podchodziłbym z dystansem. Co do mojej osoby, mam nadzieję być częścią tego zespołu także po mundialu.
– Przeszacowałeś swoje siły, decydując się na transfer do PSG?
– Gdyby przyszło mi podejmować znowu tę decyzję, postanowiłbym identycznie. Z różnych powodów. Jeżeli dzwonią do ciebie dyrektor sportowy i trener wielkiego klubu i chcą cię sprowadzić, to idziesz. Myślisz, że nie wiedziałem, iż konkurencja w zespole i wymagania będą bardzo duże? Każda osoba, będąc na moim miejscu, podjęłaby taką decyzję jak ja. Nie chodzi o aspekt finansowy, przede wszystkim z punktu widzenia sportowego była to propozycja nie do odrzucenia.
– Od składu odsunął cię Unai Emery, trener, który nie tylko namawiał cię na transfer, ale też doskonale znaliście się ze wspólnej pracy w Sevilli…
– Rozmawialiśmy o mojej sytuacji wiele razy, po pewnym czasie stwierdziłem jednak, że to dalej nie ma najmniejszego sensu. Te dyskusje w żaden sposób nie przekładały się potem na to, co działo się na boisku. Najlepszą decyzją było pójście na wypożyczenie.
– Jak Emery zachowywał się wówczas wobec ciebie? Spuszczał wzrok na twój widok?
– Tak to mniej więcej wyglądało.
– Odetchnąłeś, kiedy okazało się, że Hiszpan nie będzie trenerem PSG w następnym sezonie?
– Dla mnie wszystko zaczyna się od nowa. Wracam do PSG z zamiarem wywalczenia miejsca w podstawowym składzie. Nie szukam nowego klubu, nie rozglądam się za wypożyczeniem, po mundialu ruszam do Paryża i jeszcze raz podejmuję rękawicę.
– Rozmawiałeś na temat twojej roli w zespole z nowym szkoleniowcem paryżan Thomasem Tuchelem?
– Jeszcze nie było okazji. Najprawdopodobniej nadarzy się po moim powrocie do klubu, czyli już po mundialu.
– Nie jest to niepokojące?
– Nie jest.
– Brak gry w PSG jest w pewnym sensie zrozumiały – mowa o zespole z europejskiego topu, ale na wypożyczeniu w West Bromwich Albion również nie zawsze miałeś miejsce w wyjściowym składzie, a tego już tak łatwo zrozumieć nie idzie.
– W West Bromie wystąpiłem w ponad 30 spotkaniach. To jest zły wynik? Moim zdaniem dobry. Nie można powiedzieć, że nie grałem w tym zespole. Oczywiście, rezultaty dalekie były od oczekiwań, więc normalne jest, że trenerzy szukali zmian personalnych czy taktycznych. Ale mimo to z rozegranych minut jestem dość zadowolony. Największym minusem pobytu w West Bromie był spadek z Premier League.
– Ostatnie kolejki sezonu to jednak wejścia na kilka, kilkanaście minut. Mało.
– Po przejęciu zespołu przez Darrena Moore’a rozmawialiśmy. Od pewnego momentu miałem świadomość, że kiedy spadek zostanie w praktyce przesądzony, trener będzie stawiał na zawodników, którzy zostaną w klubie na kolejny sezon. Postawił sprawę jasno, zachował się wobec mnie fair. Zwłaszcza że wchodziłem na boisko na kilkanaście minut, a ostatni mecz z Crystal Palace rozpocząłem w wyjściowym składzie. I za to mu dziękuję, bo równie dobrze mógł powiedzieć, że skoro po sezonie i tak mnie w West Bromie nie będzie, w ogóle nie pozwoli mi grać.
– Alan Pardew, który prowadził zespół przed Moore’em, też zachowywał się wobec ciebie fair?
– Nie mam o nic żalu do Pardewa. Co do minuty nie mam tego wyliczonego, ale i u tego menedżera grałem dużo. Właściwie tylko początek jego pracy związany był z mniejszą liczbą występów, potem jednak wróciłem do wyjściowej jedenastki. Stawiał na mnie. Pod względem liczby meczów, minut spędzonych na boisku, zaliczyłem solidny sezon.
– Raz, opuszczając przed końcem meczu murawę, ręki mu jednak nie podałeś.
– I to był błąd. Nabrałem już do tej sytuacji dystansu i wiem, że nie powinienem był się zachować w ten sposób. Trzeba mieć szacunek do kolegów z zespołu i do trenera. To jest podstawa. Na moje zachowanie wpłynęło kilka czynników: frustracja, wynik, chęć pomocy drużynie – no i się zdarzyło. Nie powinno było. Przeprosiłem, dwa dni później temat został zakończony.
– Jeszcze karę zapłaciłeś.
– Trzeba było. Jak to w przypadku kar bywa – bolało.
– W jakiej dyspozycji fizycznej obecnie jesteś?
– Tylko w ostatnim miesiącu sezonu pojawił się problem z regularną grą w West Bromie, więc na formę nie narzekam. Minut na boisku w tym okresie było mniej, ale wykonałem dużą pracę indywidualną. Przez cały czas miałem kontakt ze sztabem reprezentacji Polski.
– Rzecz w tym, że twój organizm, aby utrzymać odpowiednią dyspozycję, potrzebuje podobno 70 minut lub więcej regularnej gry na wysokiej intensywności.
– Jeśli nie pojawiałem się na boisku, w dniu meczu starałem się to wyrównać. Zdarzały się treningi, podczas których przebiegałem 14 kilometrów, czyli więcej niż w meczu. Przepracowałem ten okres odpowiednio. Nie mam obaw, że podczas mundialu nie będę miał siły na grę przez 90 minut.
– Mundial w Rosji traktujesz jako drugą szansę, możliwość udowodnienia, że z Krychowiakiem wszystko w porządku?
– Będąc piłkarzem, wciąż musisz coś udowadniać. Choćby to, że zasługujesz na miejsce w podstawowym składzie. Na mistrzostwa świata patrzę jednak z punktu widzenia całego zespołu. Jeśli odniesiemy sukces jako kolektyw, poszczególni zawodnicy zostaną dostrzeżeni. To był właśnie klucz do dobrej gry w finałach mistrzostw Europy.
– Jaki wynik na mundialu da ci spokój ducha, świadomość dobrze wykonanej pracy?
– Nie stawiam sobie żadnych celów. Mamy do rozegrania trzy mecze. A co będzie dalej – będziemy zastanawiać się, jeśli wyjdziemy z grupy.
– Z innej beczki – otwierasz butik w Warszawie.
– Zgadza się. Nowa przygoda. Firma będzie zajmowała się szyciem garniturów na miarę. W końcu mam trochę doświadczenia jako klient takich sklepów w Paryżu… Teraz będę miał okazję stanąć po drugiej stronie. Naturalnie w przenośni, bo na miejscu być nie będę mógł. Na co dzień klientami zajmować się będą osoby o odpowiednich kompetencjach. Takie miejsca są fajne, gdyż każdy może zostać kreatorem mody dla siebie. Nie mam stylisty, sam wybieram, czasem wymyślam ubrania, które noszę. Wiem, że to może sprawiać przyjemność. Markę budujemy od zera, nie korzystamy z gotowych rozwiązań.
– To twój pierwszy biznes?
– Tak. Wcześniej inwestowałem w nieruchomości, trudno jednak traktować to w kategoriach klasycznego biznesu.
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (23/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”