Drużyna z pirenejskiego księstwa -154. w rankingu FIFA. Kapitanem Pujol, ale nie Carles. Kilkadziesiąt tysięcy obywateli, coś około siedemdziesięciu, ale nie wszyscy z paszportem Andory. To tak jakby wybierać reprezentację spośród – nie przymierzając – mieszkańców Pruszkowa.
To z pewnością nie może być łatwe zadanie, stąd może obecność w ataku i na boisku kogoś takiego jak Cucu. Obecność w praktyce dwuminutowa, bo na więcej nie pozwoliła mu głupota – czerwień zobaczył de facto już w 15. sekundzie. Sztuczna murawa nie miała znaczenia dla wyniku. Reprezentacja Polski przekonująco zwyciężyła, zrobiła dokładnie to, co zrobić miała. Zresztą już wychodząc na boisko biało-czerwoni zdawali sobie sprawę, że cokolwiek zrobią, to w piątek i tak nie oni będą bohaterami. Zostaną przyćmieni przez swoich młodszych kolegów z reprezentacji młodzieżowej, którzy czterema golami rozbili Niemców, mistrzów Europy.
O meczu w Andorze nie ma sensu się rozpisywać. Wyglądał na bardziej intensywny, choć z uroczystą oprawą, trening. Paulo Sousa nie kombinował, nie zwracał uwagi na zagrożonych absencją kartkową w kontekście meczu z Węgrami. No i skończyło się to drugą żółtą kartką dla Krychowiaka. Przypomniał się szybko mecz ze Słowacją na Euro – czyżby znów za długo selekcjoner trzymał na boisku pomocnika Krasnodaru? No, chyba że był to chytry plan, a wszystko od początku do końca pozostawało pod kontrolą (Krychowiak „czysty” na baraże) – tak jak cały mecz i wynik.
Generalnie Sousa wyszedł z założenia, że cuda w futbolu się może i zdarzają, ale jednak niezbyt często, więc drugiego miejsca żadna siła nie jest nas w stanie pozbawić. Musiał jednak pamiętać, że tylko dwa zwycięstwa na koniec eliminacji dawały stuprocentową pewność rozstawienia w barażach. Docenił Milika, jego walkę o powrót do zdrowia i piłkarską klasę. Dał mu pograć od początku. Frankowskiego słusznie przestawił na lewą flankę – dokładnie tam, gdzie gra i błyszczy w Lens. Trzeba przyznać, że dośrodkowania Franka miały jakość. Chciał spróbować Rybusa jako półlewego stopera, czyli zawodnika, który lewą nogą sprawnie jest w stanie wprowadzić piłkę do strefy natarcia. Niestety, albo „stety”, Andora nie była miarodajnym tłem. Nie była rywalem, z którym rywalizacja powinna prowadzić do daleko idących wniosków. Trudno zatem zakładać, że selekcjoner wie w tej chwili więcej, niż wiedział przed meczem.
Właściwie chodziło o zainkasowanie trzech punktów i przećwiczenie paru rzeczy. Skoro tak, to przez długi czas (do kornera Zielińskiego i gola Lewandowskiego) zastanawiać mogła daremność przy stałych fragmentach gry. Dla równowagi nie potrafiliśmy obronić się przed dośrodkowaniem rywali – stąd stracony gol. Trochę przypadkowy, ale też trochę głupia sprawa. Zwłaszcza, że straciliśmy gola i w meczu z Andorą, i z San Marino.
Doczekał debiutu Matty Cash. Nie pora jeszcze na oceny. Grał z zangażowanie, odważnie, dynamicznie, do przodu. Ale – spokojnie, to tylko Andora. Poczekajmy więc z cenzurką, niech pozna lepiej partnerów. Podsumowując – dwa gole najlepszego napastnika świata są, 3 punkty są, baraże też, kontuzji na sztucznej murawie brak, Krychowiaka z Węgrami też. Czas godnie uczcić stulecie pierwszego meczu – oczywiście z Węgrami – reprezentacji Polski. Już w poniedziałek.