Przejdź do treści
Wraca Bundesliga

Ligi w Europie Bundesliga

Wraca Bundesliga

Już tylko dni dzielą nas od powrotu Bundesligi. Ligi może nie najlepszej na świecie, ale niezwykle atrakcyjnej dla widza. Ligi, która przyciąga na stadiony rekordowe liczby kibiców, która jest doskonale opakowana medialnie. Wreszcie ligi, w której niepoślednią rolę odgrywają Polacy.



Jesteśmy i właściwie od niemal zawsze byliśmy jedną z najliczniejszych kolonii narodowych w niemieckiej lidze, stąd też i tak duże zainteresowanie Bundesligą w naszym kraju. Czego możemy się spodziewać po nadchodzących rozgrywkach? Kto będzie wiódł w nich prym, a kto musi się martwić o zachowanie ligowego statusu? Jakie są mocne i słabe strony poszczególnych drużyn? 

Walka o majstra

Nie ma się co wygłupiać i szukać kwadratowych jaj. Jak niemal co roku w tej dekadzie, także tym razem walkę o najważniejsze trofea stoczą między sobą Bayern Monachium i Borussia Dortmund. Oczywiście zdecydowanie większe szanse na triumf wciąż są po stronie Bawarczyków, ale nie wierzcie w zapewnienia płynące z Dortmundu, że dla Borussii liczy się tylko bezpośrednia kwalifikacja do Ligi Mistrzów. Oni co roku chcą Bayern ukąsić. Czują, że ich czas jeszcze nadejdzie. Być może z Tuchelem u sterów byliby na to gotowi już teraz, z różnych powodów obrali jednak inną drogę. Inną nie znaczy gorszą. Peter Bosz będzie jednak potrzebował trochę czasu, zanim jego pomysły taktyczne w pełni zaskoczą. BVB chce grać bardzo wysokim pressingiem i bardzo wysoko ustawioną linią defensywną. Widać to było w meczu o Superpuchar. Gracze BVB po stracie piłki atakowali gości czterema albo nawet pięcioma zawodnikami już 20 metrów od ich bramki. Ich kontrpressing funkcjonuje naprawdę nieźle, co zdecydowanej większości ligowych rywali może stwarzać ogromne problemy. 


Silną stroną BVB będzie na pewno młoda i wszechstronna kadra. Prawie każdy zawodnik z podstawowej jedenastki ma równowartościowego dublera. Prawie, bo Pierre’a-Emericka Aubameyanga zastąpić w zasadzie nie ma kim. Ewentualnie mógłby się o to pokusić Andre Schuerrle, który jednak jest notorycznie kontuzjowany i chyba nikt już w Dortmundzie na niego na poważnie nie liczy. No i najważniejsze pytanie końcówki lata – czy i jak Borussii uda się zastąpić Ousmane Dembele, jeśli ten odejdzie z Barcelony? Jakości w zespole nadal jest bardzo dużo, ale sportowo będzie to ogromna strata.

Struktura kadry Bayernu jest bardzo podobna. Właściwie każdy ma rywala do miejsca w składzie, z wyjątkiem Roberta Lewandowskiego. Bossowie Bayernu postanowili, że i tym razem nikogo do pomocy naszemu internacjonałowi nie sprowadzą, co zresztą spotyka się w Niemczech ze sporą krytyką. Ostatnio choćby ze strony Lothara Matthaeusa. W roli Lewandowskiego w razie potrzeby grywać będzie Thomas Mueller, choć poprzedni sezon pokazał, że nie jest to optymalne rozwiązanie ani dla niego, ani dla Bayernu. O mocnych stronach mistrza nie ma co pisać. Każdy je zna. Gdzie natomiast Bawarczycy mogą mieć problemy? Transfer Jamesa sprawił, że Ancelotti musi sobie na nowo poukładać wszystkie klocki. Najważniejszym elementem układanki jest Thiago Alcantara. Od tego, czy Włoch zostawi go na dziesiątce, czy przesunie głębiej w środek pola, zależą losy Corentina Tolisso, Muellera czy Jamesa Rodrigueza. Problemem może się też z czasem okazać dość wąska kadra. Przy 18 piłkarzach (pomijając juniorów) wystarczy kilka równoczesnych urazów, by skład ustawiał się sam z siebie. A kiedy dojdzie do tego obciążenie grą w Lidze Mistrzów, może to się przekładać na problemy – a w zasadzie problemiki – w rozgrywkach ligowych.

Gabinet cieni

W walce o Ligę Mistrzów liczyć się też powinien wicemistrz z poprzedniego sezonu, czyli RB Lipsk. Rangnick poszerzył znacząco kadrę, aby była gotowa na granie co trzy dni. Udało się ugasić ogniska zapalne związane z domniemanymi transferami Naby’ego Keity i Emila Forsberga. RB nie straciło nikogo ważnego, nie wzmocniło też raczej podstawowej jedenastki, ale ławka prezentuje się o wiele lepiej niż przed rokiem. Największymi rywalami w walce o Ligę Mistrzów mogą być drużyny, które startują do sezonu bez obciążeń związanych z grą w Europie, czyli Schalke i Borussia Moenchengladbach. S04 straciło co prawda Seada Kolasinaca, ale uzupełniło skład Bastianem Oczipką, Pablo Insuą i piekielnie zdolnym Amine Haritem. Do tego po kontuzji wraca wreszcie Breel Embolo. Wokół zespołu Domenico Tedesco pojawił się znowu pozytywny klimat, kadra wygląda mimo wszystko na mocniejszą i szerszą niż w poprzednim sezonie, a wiara w nowego szkoleniowca jest wręcz olbrzymia, o czym świadczy fakt, iż rada nadzorcza udostępniła na kolejne transfery nieplanowane wcześniej 10 milionów euro. 

Gladbach natomiast ma mnóstwo opcji w ofensywie, a szczególnie na skrzydłach. Do tego udało się pozyskać do środka utalentowanego Denisa Zakarię, a za jego plecami czają się już nastoletnie wilczki – Laszlo Benes i Mickael Cuisance. Grifo rozwiązuje też problem ze stałymi fragmentami. Jego precyzyjne uderzenia i mierzone piłki na potrafiącego się odnaleźć pod bramką rywala Jannika Vestergaarda mogą dać drużynie wiele dobrego. Problemem może się natomiast okazać strata Andreasa Christensena. W jego miejsce pozyskano Matthiasa Gintera z BVB, na którego wydano rekordowe 17 milionów. Ma on wraz z Vestergaardem stworzyć parę środkowych obrońców. I jednemu, i drugiemu często zdarzają się jednak proste błędy, ponadto nie są to piłkarze, którzy notowaliby wysoki procent skuteczności podań. Jeśli wyprowadzenie piłki będzie właściwie funkcjonować, jeśli będą umieli szybko przenieść piłkę do drugiej linii, Gladbach powinno się w tym sezonie mocno liczyć. 

Europa, wir kommen!

Lista drużyn, które mogą w tym sezonie powalczyć o udział w europejskich pucharach, jest nad wyraz długa. Silną i szeroką kadrę ma TSG Hoffenheim, ale utrata Sebastiana Rudego i Niklasa Suele połączona z występami w Europie musi pozostawić ślad na drużynie i choć nadal jest w niej mnóstwo jakości, trudno oczekiwać, by była w stanie powtórzyć wynik z minionego sezonu. Pozyskani w ich miejsce Florian Grillitsch i Havard Nordtveit to jednak piłkarze z niższej półki. 

Lepiej niż w ubiegłym sezonie powinien się za to spisać Bayer Leverkusen, choć po utracie Chicharito, Omera Topraka i Hakana Calhanoglu kadra wciąż wymaga wzmocnień. Przydałby się jeszcze sprawdzony i skuteczny napastnik, a także jeden bądź nawet dwóch bocznych obrońców. Jakości jednak w drużynie nadal jest dużo, zwłaszcza w drugiej linii. W Leverkusen liczą na przebudzenie Juliana Brandta, dla którego może to być ostatni sezon w Bayerze, a także na eksplozję talentu Kaia Havertza, który ma być docelowo ustawiany na pozycji numer 10. 

Mocną kadrę ma także 1. FC Koeln, które każdego roku notuje progres w ligowej hierarchii. Schmadtke wydał na nowych piłkarzy aż 34 miliony euro, wzmacniając szczególnie linię defensywną, do której pozyskał trzech młodych, ale i bardzo zdolnych piłkarzy. Pytanie jednak, w jakim stopniu uda się Peterowi Stoegerowi zrekompensować brak Anthony’ego Modeste’a. W jego miejsce ściągnięto Jhona Cordobę z Mainz, piłkarza pożytecznego, o bardzo podobnej charakterystyce, który jednak nie jest typem snajpera i nie gwarantuje tak wielkiej liczby goli. Zmusza to Stoegera do nieco innego rozłożenia akcentów w grze ofensywnej. Kolonia pozostaje zatem pewną zagadką. Nie wiadomo też, jak zespół poradzi sobie z grą na kilku frontach, a że nie jest to łatwe, przekonują się rokrocznie znacznie silniejsze od Koeln zespoły. 

Równie silna co w minionych dwóch latach powinna być za to berlińska Hertha. Nie zanotowała poważniejszych ubytków kadrowych, pomijając może transfer środkowego obrońcy Johna Anthony’ego Brooksa do Wolfsburga. W jego miejsce pozyskano jednak Karima Rekika z Marsylii, a pieniędzy wystarczyło jeszcze na zakup Daviego Selke z Lipska. I choć to na pewno wzmocnienie, to jednak może stanowić dla Dardaia pewien problem. Selke to bowiem klasyczna dziewiątka, podobnie jak mający niekwestionowaną pozycję w drużynie Vedad Ibisević. Można więc założyć, że Hertha przejdzie z czasem na system 4-4-2 (na razie Selke leczy kontuzję), ale Selke i Ibisević będą się musieli nauczyć współpracy, a na to potrzeba czasu, którego w okresie przygotowawczym nie było z uwagi na uraz Daviego. 

Lepiej niż w minionym sezonie powinien się natomiast spisać klub Jakuba Błaszczykowskiego, choć wielkich sukcesów po Wolfsburgu też raczej nie ma się co spodziewać. W składzie Wilków jest kilka ciekawych postaci, jak Ignacio Camacho, Mario Gomez czy Daniel Didavi, ale są też i dziury. Słabo wygląda obsada obu skrzydeł, a i środek obrony – ani pod względem jakościowym, ani ilościowym – wielkiego wrażenia na rywalach nie zrobi.

Wóz albo przewóz

Dla drużyn pokroju Werderu Brema, Eintrachtu Frankfurt, FSV Mainz, Hamburger SV czy VfB Stuttgart to będzie trudny sezon. Jeśli wszystko ułoży się właściwie, któraś z nich może nawet powalczyć o puchary, ale równie dobrze każda może się zaplątać w walkę o utrzymanie. Najmocniejszy z tego grona zdaje się Werder. Bremeńczycy mają silną pierwszą jedenastkę, ale ławka jest już o wiele słabsza. Problemem może się okazać środek defensywy. Alexander Nouri preferuje bowiem grę trzema środkowymi defensorami, ale tak na dobrą sprawę ma ich do dyspozycji ledwie czterech. Wiele zależeć będzie od postawy Maksa Kruse. Jeśli złapie kontuzję, to i w ofensywie Werder będzie miał kłopoty, bo poza nim trudno dostrzec w kadrze odpowiedniej klasy napastników. 

We Frankfurcie postawili na międzynarodówkę. Właściwie każdy piłkarz jest innej narodowości. Także tu trwają gorączkowe poszukiwania środkowego obrońcy. Uformowanie zespołu z takiego tygla narodowościowego będzie dla Niko Kovaca nie lada wyzwaniem. FSV Mainz dokonało latem kilku wzmocnień. Szczególnie transfer Rene Adlera do bramki to dobry ruch. Wreszcie pojawiła się też dziesiątka z prawdziwego zdarzenia, ale czy Alexandru Maxim będzie potrafił wejść w buty Yunusa Mallego? Czy Yoshinori Muto wróci do dyspozycji sprzed roku? No i czy Sandro Schwarz sprawdzi się jako trener na bundesligowym poziomie? 

W Hamburgu liczą natomiast, że wreszcie zanotują nudny sezon, bo wzruszeń to im akurat od lat nie brakuje. Szanse na to są, choć linia defensywna HSV nie wzbudza na razie wielkiego zaufania. Jak zwykle zresztą. To przecież od lat pięta achillesowa Die Rothosen. Mijają lata, piłkarze przychodzą i odchodzą, a na końcu i tak gra Dennis Diekmeier… 

Duży optymizm po awansie zapanował natomiast w Stuttgarcie. Drużyna jest młoda i ma w sobie spore pokłady talentu. Gole też ma kto strzelać, bo Simon Terodde i Daniel Ginczek to uznane marki na niemieckim rynku. Problemem są skrzydła i defensywa, ale nowy dyrektor sportowy Michael Reschke ma dostać na wejście 15 milionów na nowe transfery, a takiemu fachowcowi jak on powinno to w zupełności wystarczyć, by porządnie wzmocnić zespół.

Na krawędzi

Od samego początku sezonu nerwowo na licznik z punktami zerkać będą we Freiburgu, Augsburgu i Hanowerze. Podopieczni Christiana Streicha po stracie Vincenzo Grifo i Maximiliana Philippa zupełnie nie mają kim straszyć z przodu. Dwumecz z Domżale pokazał to dobitnie. Ktoś te piłki do Floriana Niederlechnera i Nilsa Petersena musi przecież dogrywać. W Augsburgu z kolei dość solidnie wygląda ofensywa, ale w defensywie jest mnóstwo dziur, zwłaszcza na bokach. Odejścia Dominika Kohra, Paula Verhaegha na pewno nie będą łatwe do zrekompensowania. W Hanowerze zaś po awansie natychmiast przystąpiono do roboty. W krótkim czasie Horst Heldt pozyskał kilku zawodników z pierwszoligowym doświadczeniem, ale do dziś nie udało mu się sprowadzić odpowiedniej klasy napastnika, który stworzyłby skuteczny duet z Martinem Harnikiem. Ostatnie plotki wiążą z klubem Luuka de Jonga z PSV. Ogólnie jednak kadra H96 wygląda nadal dość przeciętnie i trudno się po niej spodziewać czegokolwiek innego niż walka o utrzymanie w lidze.

Tomasz Urban

TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024