Wraca Bundesliga. Bij mistrza!
Zaczynamy wsteczne odliczanie, jakby powiedział nieodżałowany Zdzisław Ambroziak. Jeszcze tylko kilka godzin i Bundesliga ruszy po raz 57. W poprzednim sezonie Borussia Dortmund do ostatnich chwil dotrzymywała kroku Bayernowi. Watzke i Zorc poczuli krew i dziś otwarcie mówią, że w tym sezonie grają o pełną pulę. Dawno czegoś takiego nie można było od nich usłyszeć.
TOMASZ URBAN
Kluby klubami, piłkarze piłkarzami, ale wyjątkowo fascynująco zapowiada się też rywalizacja szkoleniowców. Nie jest to jeszcze może aż tak potężna gildia jak w Premier League, ale i w Bundeslidze znajdziemy na ławkach kilka gorących w skali europejskiej nazwisk. I co ważne – zdecydowana większość z nich to trenerzy ukierunkowani na ofensywną i przyjemną dla oka piłkę.
Trenerski areopag
Bayern Niko Kovaca tak czy inaczej musi tak grać, choćby przez wzgląd na umiejętności indywidualne poszczególnych piłkarzy. Podobnie rzecz się ma z Borussią Dortmund Luciena Favre’a, która ma w szeregach i szybkich, i kreatywnych piłkarzy, dzięki czemu będzie w stanie odnaleźć się równie dobrze zarówno w ataku pozycyjnym, jak i w kontrze, o czym zresztą boleśnie przekonał się Bayern w Superpucharze. Możliwości Bayeru Leverkusen Petera Bosza zdążyliśmy poznać w minionym sezonie. Bosz to cruyffista, więc siłą rzeczy jego ekipy mocno dbają o estetykę gry. Podobną filozofię wyznaje także Alfred Schreuder, czyli nowy trener Hoffenheim. Jest on swego rodzaju gwarantem kontynuacji pracy poprzednika, u którego był przecież asystentem. A skoro o Nagelsmannie mowa – on, Adi Huetter w Eintrachcie, Marco Rose w Borussii Moenchengladbach czy Achim Beierlorzer w 1. FC Koeln to w komplecie trenerzy przesiąknięci filozofią spod znaku Czerwonego Byka i bardzo mocno stawiają na wysoki i agresywny pressing, połączony z błyskawicznym przejściem do ataku po możliwie jak najwyższym odbiorze piłki. Futbol na tak ma także dominować u Floriana Kohfeldta w Werderze, Olivera Glasnera w Wolfsburgu, Ante Covicia w Hercie (zwłaszcza styl gry i wygrana 4:0 w sparingu nad Crystal Palace zrobiła na obserwatorach wrażenie) i… Steffena Baumgarta w Paderborn, choć w tym ostatnim przypadku trzeba raczej mierzyć siły na zamiary. Do tego taktyczni druidzi – Friedhelm Funkel i Christian Streich, powracający z Anglii David Wagner, który spróbuje odbudować potęgę Schalke czy wykonujący bardzo solidną robotę w Moguncji Sandro Schwarz – pilny uczeń Juergena Kloppa… Jest się od kogo uczyć.
Wielka czwórka
Bayern Monachium, Borussia Dortmund, RB Lipsk i Bayer Leverkusen – tak wyglądała czołówka tabeli w minionym sezonie i według prognoz większości kibiców i ekspertów, podobnie ma ona wyglądać i teraz. Cała czwórka ma rzeczywiście mocniejsze i szersze kadry od pozostałych ekip, co nie może dziwić, biorąc pod uwagę ich występy w Lidze Mistrzów. W walce o tytuł powinny się jednak liczyć przede wszystkim Bayern i BVB. Borussia dokonała w tym oknie mądrych transferów, obliczonych na wyeliminowanie największych bolączek.
Brakowało głębi na bokach obrony, gdzie częstokroć musiano się posiłkować piłkarzami z innych pozycji. Teraz, po transferach Nico Schulza i Mateu Moreya, na dwie skrajne pozycje w defensywie jest aż 6 kandydatów. Podobnie rzecz się ma ze skrzydłami, wzmocnionymi zarówno ilościowo jak i jakościowo po pozyskaniu Thorgana Hazarda czy Juliana Brandta, choć trzeba nadmienić, że obaj mogą też grać na zupełnie innych pozycjach – Brandt tak jak w Leverkusen, czyli na ósemce, a Hazarda próbowano w sparingach jako dziewiątkę. Problemem Borussii w zeszłym sezonie był też transport piłki do drugiej tercji przy wysokim pressingu rywala, a także brak charyzmatycznego lidera w gronie środkowych obrońców. W drużynie brakowało iskry w krytycznych momentach. To dlatego Borussia, wbrew założeniom swojej polityki transferowej, sięgnęła po Matsa Hummelsa i zdecydowała się wyłożyć na całość tej transakcji ponad 60 milionów euro (31 milionów odstępnego plus trzyletni kontrakt Hummelsa). Z biznesowego punktu widzenia, transfer ten niczym się nie broni. Mats lepszy już nie będzie, a jego wartość sprzedażowa pod koniec kontraktu będzie praktycznie żadna. Borussia nie odzyska tych pieniędzy. Jeśli jednak osadzimy transfer w szerszym kontekście, należy ten ruch bossów BVB ocenić absolutnie pozytywnie, bo Hummels pokazał wiosną, że wciąż jeszcze może grać na wysokim poziomie i faktycznie może się okazać faktorem X, który pozwoli Borussii przebić szklany sufit i zdetronizować Bayern.
A co w Bayernie? Trener Kovac próbuje drużynie na nowo zaszczepić system 1-4-3-3. W poprzednim sezonie gra na jedną szóstkę i dwie ósemki nie wychodziła zespołowi najlepiej, teraz, dzięki pomocy nowego asystenta Hansiego Flicka, przejście na nowe ustawienie ma przebiec o wiele sprawniej. Bayern chce być w ofensywie mniej czytelny. Od lat jego gra polegała na wiązaniu przeciwnika na jednej stronie i szybkim przetransportowaniu piłki na drugą, by doprowadzić tam do sytuacji 1 na 1 bądź 2 na 2. Teraz gra Bayernu ma się przenieść do środka i to stamtąd mają wychodzić kluczowe dla oblicza meczu idee. W tym celu Kovac z Flickiem nakazują piłkarzom podczas treningów grać na ośmiokątnym boisku. Odcinając narożniki pola sprawiają, że obrońcy mają mniejszy obszar do obrony, przez co gracze ofensywni muszą szukać dróg do bramki przez środek pola, będąc pod wzmożoną presją obrońców. Podczas tournee po Stanach Zjednoczonych i w trakcie meczów w Audi Cup, ta centralna gra funkcjonowała całkiem nieźle. Superpuchar pokazał jednak, że jest jeszcze w tym aspekcie wiele do zrobienia.
O Bayernie pisało się tego lata sporo, oczywiście w kontekście transferów. Uli Hoeness jeszcze w lutym zapowiadał przełomowe okienko, a dziś wiele wskazuje na to, że Bayern będzie się musiał zadowolić wariantami zastępczymi, takimi jak choćby Ivan Perisić. Owszem, wzmocniono defensywę Benjaminem Pavardem i Lucasem Hernandezem i zwłaszcza ten drugi, dzięki nieprzeciętnej szybkości, da drużynie nowe możliwości taktyczne, ale celem numer 1 był oczywiście Leroy Sane. Całą politykę podporządkowano temu transferowi, wstrzymując się z wszystkimi innymi ruchami. Było blisko, bardzo blisko, bo Sane ostatecznie wyraził chęć dołączenia do Bayernu, ale kontuzja, jakiej nabawił się w meczu, w którym według doniesień niemieckiej prasy w ogóle miał nie grać, zniweczyła cały trud związany z przygotowaniem największego transferowego dealu w historii Bundesligi. W Niemczech słychać jednak głosy – choćby Lothara Matthaeusa czy Jensa Kellera – że nawet jeśli Sane nie będzie mógł zagrać do marca, Bayern i tak powinien po niego sięgnąć. I nie są to opinie pozbawione sensu. Najważniejsze mecze Bawarczycy i tak rozegrają na wiosnę, a transfer Sane to transakcja obliczona na długie lata. Wychowanek Schalke miałby stać się twarzą nowej ery w klubie i magnesem przyciągającym do klubu innych świetnych piłkarzy. Co w tej sytuacji zrobi Bayern? Ma jeszcze czas na myślenie, bo okienko w Niemczech zamyka się dopiero 2 września.
Która z tych dwóch drużyn ma największe szanse na mistrzostwo? Wydaje się, że oba kluby idą niemal łeb w łeb. O ile BVB ma zdecydowanie większą głębię składu, o tyle podstawowa jedenastka Bayernu wciąż jeszcze ma jednak więcej jakości niż pretendent z Zagłębia Ruhry. Pytanie tylko, jak często w sezonie monachijczycy będą mogli korzystać z optymalnego ustawienia.
Ciężki żywot beniaminków
A co w pozostałych klubach? W Lipsku mówią, że mają najlepszy zespół w historii i wiele obiecują sobie po pracy Nagelsmanna. Na wdrożenie swoich pomysłów Julian będzie potrzebował trochę czasu, ale kiedy już wszystkie trybiki zaczną ze sobą właściwie współpracować, Lipsk może być języczkiem u wagi w walce o najwyższe cele. Bayer Bosza będzie próbował zalepić dziurę po Julianie Brandcie. Kadrowo ekipa z Leverkusen wygląda znakomicie, pytanie tylko, jak pogodzi grę w Lidze Mistrzów z Bundesligą i czy znajdzie rozwiązanie w trakcie sezonu, jeśli ze swym bardzo odważnym, nawet brawurowym futbolem wpadnie w jakąś czarną dziurę. Z nowymi nadziejami, nowymi trenerami, nowymi ustawieniami i oczywiście nowymi piłkarzami przystępują do sezonu ekipy Borussii Moenchengladbach, VfL Wolfsburg i Herthy Berlin. Cała trójka liczy na zrobienie kolejnego kroku. Borussia chce doskoczyć do Ligi Mistrzów. Zatrudnienie trenera Rosego wywołało wokół klubu niemałą euforię. Źrebaki mają grać szybko, wysoko i efektownie, tak, jak zwykła grywać ekipa z Salzburga, którą Rose poprzednio prowadził. Wolfsburg i Hertha chcą natomiast ugruntować swoje pozycje i na dobre zadomowić się w czołówce ligi. Zwłaszcza w Berlinie apetyty są dość mocno rozbudzone, po tym jak w klubie pojawił się Lars Windhorst. Ma on zainwestować w Herthę w krótkim okresie ponad 120 milionów euro. Czy pozwoli to na stworzenie klubu na miarę wielkiej i bogatej stolicy? Michael Preetz już wysłał sygnał w świat, dokonując najwyższego w historii klubu transferu, ściągając do Berlina za
20 milionów euro Dodiego Lukebakio.
O pucharach myślą też oczywiście w Bremie, Frankfurcie i Hoffenheim, choć kluby te są chyba pół kroku z tyłu względem wyżej wymienionych. Cała trójka pożegnała się latem z kluczowymi piłkarzami. Ofensywa Werderu ustawiona była pod Maksa Kruse i choć w sparingach świetne wrażenie robił występujący na jego pozycji Yuya Osako, to jednak trudno uznać Japończyka za piłkarza tego samego formatu. Z kolei Eintracht i Hoffenheim zarobiły tego lata grube miliony idące w setki, ale znalezienie zastępców Sebastiena Hallera, Luki Jovicia, Joelintona, Kerema Demirbaya czy Nico Schulza to nie jest kwestia pstryknięcia palcami. Nawet jeśli w sejfie pobrzękują miliony monet.
Za słabe na puchary, ale i za mocne na spadek zdają się być ekipy z Gelsenkirchen i Kolonii. W Schalke brakuje przede wszystkim napastnika, który dałby drużynie pewność zdobycia kilkunastu goli w sezonie. Po okresie palenia pieniędzmi w kominku przez Christiana Heidela, trzeba było zacisnąć pasa i zrewidować plany na najbliższą przyszłość. Kolonia natomiast wnosi do ligi kilku arcyciekawych piłkarzy, dla których 2. Bundesliga okazała się zbyt ciasna, takich jak chociażby Dominik Drexler czy Louis Schaub, a także starych znajomych w osobach Timo Horna, Jonasa Hectora, Anthony’ego Modeste’a czy Jhona Cordoby. Jeśli pozyskani defensorzy spełnią oczekiwania, Koziołki mają wszelkie dane ku temu, aby przeistoczyć się w czarnego konia rozgrywek.
Pozostałe ekipy muszą przede wszystkim spoglądać za siebie, choć wydaje się, że Mainz czy Freiburg mają na tyle mocne zespoły, że nie grozi im najgorsze. Wydaje się, że spadkowiczów powinniśmy szukać w gronie czterech drużyn – Fortuny Duesseldorf, Augsburga, Unionu Berlin i SC Paderborn. Pierwsza straciła w porównaniu do poprzedniego sezonu dwóch najważniejszych piłkarzy dla ofensywy – Lukebakio i Benito Ramana, którzy w sumie zdobyli dla Fortuny 20 goli. Dodatkowo poza grą do końca roku pozostaje lider środka pola – Kevin Stoeger, a Dawid Kownacki co rusz zmaga się z urazami mięśniowymi, co trochę irytuje Funkela. Doświadczony szkoleniowiec nie ma złudzeń – w tym sezonie chodzi tylko i wyłącznie o utrzymanie i podkreśla to na każdym kroku. Ma świadomość, że ten drugi sezon dla beniaminka bywa zabójczy, o czym ostatnio przekonali się i Hannover, i Stuttgart. Augsburg z kolei przestał się rozwijać i od jakiegoś czasu krąży niebezpiecznie wokół strefy spadkowej. Kadra FCA też nie robi wielkiego wrażenia, a o tym, że Martin Schmidt ma problem, świadczyć może pucharowa wpadka z czwartoligowym SC Verl. Wreszcie beniaminki, które po awansie obrały zupełnie inne kierunki na rynku transferowym. Union zatrzymał w zasadzie wszystkich najważniejszych piłkarzy, a do tego pozyskał aż 16 następnych, w tym doświadczonych i ogranych na pierwszoligowym poziomie Christiana Gentnera, Nevena Suboticia i Anthony’ego Ujaha. Paderborn natomiast, nie dość, że stracił Philippa Klementa i Bernarda Tekpeteya, którzy w ostatnim sezonie zdobyli dla drużyny aż 26 goli, to na dodatek uzupełnił kadrę głównie zawodnikami z niższych lig i na dziś uchodzi za kandydata numer 1 do spadku.
Ale przewidywania sobie, a rzeczywistość sobie. Nikt w zeszłym sezonie nie zakładał, że Fortuna skończy sezon tak wysoko, Schalke tak nisko, a Stuttgart spadnie z ligi. Teraz też będą niespodzianki, dlatego warto być z Bundesligą już od pierwszego meczu.
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ RÓWNIEŻ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 33/2019)