Wnioski po meczu ze Słowacją
Ciężko racjonalnie skomentować to, co wydarzyło się w Petersburgu. Mimo hucznych zapowiedzi o najlepszych przygotowaniach w historii, polska reprezentacja zaprezentowała tragiczną grę, po której przegrała ze Słowacją. Jakie wnioski można wyciągnąć po tej klęsce?
Paulo Sousa ma nad czym myśleć (fot. Reuters)
MACIEK ŁANCZKOWSKI
Obrona, obrona, obrona…
… obrona. Jak mantrę będziemy powtarzać, że reprezentacja jest w katastrofalnej formie obronnej. Mało tego, dziś tej obrony w ogóle nie było. Po raz kolejny straciliśmy gole po własnych błędach i sprezentowaliśmy trafienia rywalowi. Słowacy mieli ogromną przestrzeń przed polem karnym a piłka odbijała się od nóg naszych zawodników jak w pinballu. Na papierze dzisiejsze ustawienie: Glik – Bednarek – Bereszyński jest najlepszym, możliwym z powołanych zawodników. Był to do tej pory najgorszy pod kątem defensywy mecz za kadencji Sousy. Portugalczyk na drugie starcie z Hiszpanią musi całkowicie przegrupować linię przed polem karnym i zastosować nowe środki, bo nie oszukujmy się, w Sewilli może dojść do rzezi niewiniątek.
Katastrofalny Krychowiak.
Dzisiejszy mecz Krychowiaka być może był jego najgorszym występem z orzełkiem na piersi. Tak beznadziejnie grającego pomocnika nie widzieliśmy od bardzo, bardzo dawna. Cień zawodnika, jakiego znamy z Lokomotiwu. Masa strat, gubione krycie, nie nadążał za akcjami. Do tego zgarnął dwie, głupie żółte kartki i osłabił drużynę, co miało potężny wpływ na dalszą grę Polaków. Krychowiak będzie mógł zagrać w kolejnym meczu, dwie żółte kartki zdobyte w tym samym spotkaniu nie wykluczają zawodnika w następnym, zaplanowanym starciu Mistrzostw Europy. Nie wydaje się jednak, aby desygnowanie go do wyjściowego składu na Hiszpanię było najlepszym pomysłem.
Momenty Zielińskiego
Od Zielińskiego wymagamy wiele, jednak mamy ku temu podstawy. Piłkarz ma za sobą świetny sezon w Napoli i teraz musi to samo pokazać w kadrze. Jego zadaniem jest rozprowadzenie akcji na połowie rywala i jak najlepsza obsługa Roberta Lewandowskiego. Początek miał świetny, był motorem napędowym w ofensywie i świetnie kolportował piłkę po wahadłach. Niestety szybko zgasł i nie wnosił nic konkretnego do gry. Szkoda, bo od niego szczególnie zależna jest gra polskiej drużyny.
Brak pomysłu na atak
W trakcie budowania akcji na połowie rywala na siłę szukaliśmy Lewandowskiego. Słowacja realizowała swój plan i w zasadzie odcięła naszego kapitana od gry, przez co nie miał żadnego pola manewru i wszystkie ataki duszone były w zarodku. Wahadłowi bezproduktywnie wrzucali piłkę w pole karne szukając kapitana, po czym Słowacja za każdym razem wybijała piłkę, zgarniając ją przed własnym polem karnym i napędzając własne akcje. Brak pomysłu w ataku raził po oczach.
Przebłyski to za mało
Pierwszy kwadrans pierwszej i drugiej połowy to był okres dobrej, a nawet bardzo dobrej gry Biało-Czerwonych. Napieraliśmy, pchaliśmy akcje do przodu i próbowaliśmy atakować z różnych stref boiska. W obu przypadkach moc została odebrana niczym po naciśnięciu guzika. Momentalnie gra się sypała jak domek z kart i Polacy z solidnych robili się katastrofalni. Tuż po przerwie Słowacy również byli w kryzysie, niestety należycie tego nie wykorzystaliśmy, bo druga bramka była musem w momencie słabości rywala.