Przejdź do treści
Włoski hit z polskimi akcentami

Ligi w Europie Serie A

Włoski hit z polskimi akcentami

Starcie Napoli z Juventusem oznacza równocześnie pojedynek wicemistrza z mistrzem Włoch, jednak w bieżących rozgrywkach tylko piłkarze „Bianconerich” prezentują się jak na mistrzów przystało.

Maurizio Sarri wraca pod Wezuwiusz w roli trenera znienawidzonego przez wszystkich neapolitańczyków Juventusu. Jak przywitają go kibice? (fot Reuters)

Powiedzieć, że starcia Napoli z Juventusem budzą niemałe emocje, to tak naprawdę nic nie powiedzieć. Co więcej – bynajmniej nie trzeba sięgać pamięcią do czasów słusznie minionych, by znaleźć dowody na poparcie tej tezy. W końcu w ostatnich latach to właśnie neapolitańczycy jako jedyni potrafili nawiązać w miarę równą walkę z triumfującą nieprzerwanie od ośmiu sezonów w lidze „Starą Damą”.

Ostatni dzień zeszłych wakacji. Druga kolejka Serie A. Gole Danilo i Gonzalo Higuaina w pierwszej oraz trafienie Cristiano Ronaldo w drugiej połowie meczu. Wydawać by się mogło, że tylko nieoczekiwana tragedia mogłaby sprawić, że Juventus zaprzepaściłby prowadzenie w stosunku 3:0 przed własną publicznością.

I ta właśnie tragedia nastaje. W zaledwie kwadrans piłkarze Napoli odrabiają wszystkie bramkowe straty – do siatki piłkę kierują kolejno Kostas Manolas, Hirving Lozano i Giovanni Di Lorenzo.

Gdy wszystko wskazuje na to, że mecz zakończy się rezultatem remisowym, wówczas znów dochodzi do swego rodzaju cudu. Kalidou Koulibaly w doliczonym czasie gry kiksuje przy próbie wybicia futbolówki z pola karnego w tak niefortunny sposób, że finalnie znajduje się ona w okienku własnej bramki. Końcowy wynik – 4:3 dla „Starej Damy”.

A przecież cofając się niespełna dwa lata wstecz, ten sam Koulibaly, na tej samej Allianz Arenie, jednym tylko uderzeniem głową na bramkę stał się obiektem kultu w całym Neapolu i okolicach. 

Końcówka kwietnia 2018 roku. 34 kolejka włoskiej ekstraklasy. Juventus na cztery kolejki przed końcem przewodzi w tabeli, choć triumfu nadal nie może być pewien. Neapolitańczycy bowiem konsekwentnie drepczą im po piętach w ligowej klasyfikacji, tracąc do turyńczyków raptem cztery oczka.

Wszystko już rozstrzygnięte – bezbramkowy remis ze wskazaniem na Napoli. Wtem jednak do akcji wkracza Senegalczyk, który potężną główką pakuje piłkę do siatki w ostatniej minucie spotkania, wprawiając tym samym w ekstazę całą stolicę regionu Kampania. 

Życie w Neapolu zatrzymuje się. Miasto nie funkcjonuje. Miasto świętuje. Tysiące (a może i więcej?) osób sympatyzujących z klubem wychodzi na ulice. Wszystkich motywuje jeden powód – ukochane Napoli traci tylko punkt do „Starej Damy”, której przyjdzie zagrać jeszcze z Interem i Romą. Scudetto zatem coraz bliżej. 


Finał całej historii wszyscy znają bardzo dobrze. Drużyna ze Stadio San Paolo zgubi w sumie pięć punktów, podczas gdy Juve zgarnie wszystko, co będzie do zgarnięcia, co oznaczać będzie, że mimo przekroczenia bariery dziewięćdziesięciu punktów, Napoli nie zostanie koronowane na piłkarskiego mistrza kraju.

Aktualnie pod Wezuwiuszem nikomu o zdrowych zmysłach nie przechodzi przez myśl walka o prymat na włoskich boiskach. Neapolitańczycy w bieżących rozgrywkach notorycznie potykają się. Pod wodzą Carlo Ancelottiego drużyna zanotowała serię dziewięciu kolejnych meczów bez zwycięstwa, za co ostatecznie „Carletto” zapłacił posadą.

W rolę strażaka wcielił się Gennaro Gattuso, jednak póki co, odkąd przejął stery nad wicemistrzami Włoch, ich gra wcale nie uległa poprawie. SSC wciąż tkwi marazmie. Jak dotychczas Gattuso zdołał wyjść zwycięsko z trzech konfrontacji na wszystkich frontach. Pozostałe z nich przegrał. Fatalną dyspozycję najlepiej obrazuje tabela, z której jasno wynika, że neapolitańczykom zdecydowanie bliżej do ostatniego miejsca (dziewięć punktów przewagi) niż do pierwszego (dwadzieścia siedem oczek straty).

Gra „Partenopeich” rozczarowuje wszystkich. Bez wyjątku. Nie tak dawno internet obiegło zdjęcie zapłakanego kibica Napoli, który widząc poczynania swoich ulubieńców na tle Fiorentiny (0:2), nie mógł powstrzymać łez. Fotografia trafiła do samych piłkarzy, którzy niewiele myśląc, od razu przeprosili młodego chłopca.

Z kolei nastroje w Turynie są zgoła odmienne od tych, które panują na południu Półwyspu Apenińskiego. Juventus, licząc od grudniowej porażki 1:3 z Lazio, w rozgrywkach ligowych idzie niczym walec. Piłkarze prowadzeni przez Maurizio Sarriego (dla którego dzisiejszy pojedynek będzie pierwszym meczem na ławce trenerskiej „Juve” przeciwko Napoli; w sierpniu z powodu doskwierającej mu choroby był nieobecny) wygrali każdą z pięciu ligowych potyczek.

W bardzo dobrej dyspozycji znajduje się as „Bianconerich” – Cristiano Ronaldo. Portugalczyk w ostatnich siedmiu spotkaniach włoskiej ekstraklasy za każdym razem wpisywał się na listę strzelców (w sumie czynił to aż trzynastokrotnie) Tym samym CR7 wyrównał klubowy rekord ustanowiony przez Davida Trezegueta w 2005 roku. 

Z pewnością można spodziewać się, podobnie zresztą jak poprzednio, wielu polskich akcentów. Włoskie media zgodnie awizują do gry od pierwszej minuty Wojciecha Szczęsnego (Juventus) oraz Arkadiusza Milika i Piotra Zielińskiego (Napoli).

Jan Broda

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024