Właśnie tak okazuje się szacunek
Najsamprzód będzie o Lewym, bo to oczywiste. Stało się to, co stać musiało: Robert Lewandowski pobił rekord Gerda Muellera, strzelając w jednym sezonie Bundesligi 41 goli!
Zrobił to spektakularnie, w ostatniej niemal chwili. Zrobił w sytuacji, gdy Niemcy najpierw w to nie wierzyli, a potem byli – pewnie w sporej części – temu niechętni. Mądrości zebranych choćby takiego Dietmara Hamanna nie będziemy przytaczać, ale ostatnia jego propozycja, by Polak dał sobie spokój z biciem rekordu, z szacunku dla jego dotychczasowego posiadacza, była absolutnym nonsensem. Po pierwsze: Lewandowski powinien z założenia mieć w nosie nostalgię starszych Niemców, jak to Hamann ujął w rozmowie z WP, z kategorii 50+… Po drugie: co jeśli od jego bramek i wyniku ostatniego meczu zależałyby losy mistrzostwa Bayernu, czy wówczas też miałby sobie odpuścić? Po trzecie: czy gdyby Gerd Mueller nie był ciężko chory, a właściwie umierający, presja na Lewandowskiego i szeptanie o nienaruszalności rekordu Bombera byłyby tak samo odczuwalne? I wreszcie po czwarte: czy zaniechanie rywalizacji, wiązałoby się na pewno z szacunkiem dla starego mistrza?
Dziś już nie ma czego roztrząsać. Rekord padł. W innych czasach, innych okolicznościach, trudno porównywać oba fantastyczne rezultaty. Padł i koniec. A zatem „4ever Lewy”? Kto wie – oby. Niewykluczone, że nikt już nie poprawi jego wyniku, ale równie dobrze za dwa lata śladu może po nim nie być. I także dlatego apel Hamanna, zresztą nie tylko jego, był tak bardzo absurdalny.
Dość o tym, ale nie dość o samym Lewandowskim. Kapitan reprezentacji Polski odniósł się w polsatowskich „Wydarzeniach” do braku Kamila Grosickiego w kadrze na Euro. Powiedział wprost, że zrobiło mu się przykro i wyraził przy tym nadzieję, że kumpel wróci do kadry szybciej, niż się niektórym wydaje.
Słowa kapitana nie od dziś ważą sporo. Wydaje mi się, że Grosik faktycznie wróci jeszcze do kadry i że zdąży z tym powrotem przed finałami Euro. Pod pierwszym lepszym pretekstem – kontuzją bądź chorobą któregoś z powołanych – pojawi się skrzydłowy West Bromu. I dobrze. Wiem, że sam sobie nie pomógł, że „nie podejmując gry”, podjął grę ryzykowną i teraz za to płaci. Nie tylko co prawda on, ale też nie każdy daje (dawał) reprezentacji tyle co Grosik. Chodzi o zawodnika, który byłby gotów zagrać 15-20 minut na najwyższych obrotach, który mógłby podjąć się roli dżokera w sytuacji, kiedy drużynie nie idzie. Będąc trenerem, wolałbym, spoglądając w krytycznym momencie przez ramię w kierunku ławki, zobaczyć tam Grosickiego, niż – dajmy na to – Płachetę bądź Kozłowskiego. Że nieprzygotowany? Płacheta też grzeje ławę, w dodatku o klasę rozgrywkową niżej. Poza tym nieprzygotowany ponoć należycie Błaszczykowski był być może naszym najlepszym ofensywnym graczem na Euro 2016. Tym bardziej że nie mówimy o piłkarzu numer 11, 13, 14 czy 15 w kadrze, ale dwudziestym którymś. W tak szerokim odwodzie chciałbym mieć kogoś o jego umiejętnościach, doświadczeniu, liczbach (83A, 17 goli, 24 asysty), sercu i nici boiskowego zrozumienia z Lewandowskim. Paulo Sousa ma oczywiście prawo podejmować decyzje jakie chce, od tego w końcu jest, ale czy aby trochę nie przeszarżował?
Inne jego decyzje? Kilka lekko zaskakujących. Nie chodzi o to, że niespecjalnie interesuje go polska liga, więc jej nie ogląda, bo kogo w tej lidze, z której kto żyw ucieka, miałby znaleźć? Że nie powołał nikogo z szeregów mistrza Polski? A kogo miałby powołać? Polecanego przez Czesława Michniewicza Jędrzejczyka, czy Kapustkę, który wiosną obniżył loty? Bardziej chodzi o to, że Sousa jest niekonsekwentny. Odstrzelił (na chwilę?) Grosickiego, zaprosił do zabawy kilku innych, którzy mają problemy z regularną grą w klubie. Płacheta – oczywistość, Linetty od początku lutego nie uzbierał w Torino nawet 180 minut występów, Frankowski za oceanem jest pewniakiem, ale w tym roku zagrał raptem sześć meczów, z mizernym efektem punktowym – drużynowym oraz indywidualnym. Nagle selekcjoner przekonał się (słusznie) do Kędziory, ale zapomniał (niesłusznie) o Szymańskim.
Są to wszystko mimo wszystko kwestie drugorzędne, najważniejsze będzie jak wykorzysta czas przed Euro na pracę z drużyną. Czy w końcu zobaczymy jego rękę odciśniętą na zespole? Natomiast dziwi nieco pomysł, że oto już, teraz, natychmiast, powołał kadrę w zamyśle gotową na Euro, uzupełniając ją tylko listą rezerwowych, którzy mają indywidualnie pracować nad formą, co oczywiście z góry skazane jest na porażkę, bo nawet na głowie stając, nigdy nie będą na tym samym poziomie przygotowania co regularni kadrowicze. Czemu nie wziął trzydziestu i po mocnych przygotowaniach, naocznym „dotknięciu” każdego z nich, nie okroił grupy do 26? Przecież wielce prawdopodobne, że absencje się zdarzą i dzwonić trzeba będzie.
ZBIGNIEW MUCHA
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 21/2021)