Przejdź do treści
Wilki mają się utrzymać, Lech ma być mistrzem

Polska Ekstraklasa

Wilki mają się utrzymać, Lech ma być mistrzem

Od lipca będzie piłkarzem Wolfsburga, Kolejorz na transferze zarobił około 10 milionów euro. Dopiero co był młodym-zdolnym, dziś już uchodzi za lidera Lecha. Mówią o nim, że jest starszy, niż wskazuje metryka, bo lubi porządek – w szafie i życiu. Na pewno jest najmłodszym w historii plebiscytu laureatem w kategorii Ligowiec Roku.


Wygląda na to, że wszystko z twoją karierą układa się prawidłowo. Rok temu nominowany do nagrody Odkrycie Roku, tym razem już jako laureat w rywalizacji najlepszych polskich ligowców.
Faktycznie, dobrze to wygląda – mówi Kamiński. – Pokazuje, że forma rosła, a wraz z nią moja pozycja w ligowej piłce. Fajna sprawa, że w tak młodym wieku sięgnąłem po statuetkę, ale specjalnie nie będę oryginalny, gdy powiem, że ponad wyróżnienia indywidualne przedkładam sukcesy zespołowe – a te dopiero przede mną.

Czujesz, że w gronie polskich zawodników Ekstraklasy najbardziej zasłużyłeś na wyróżnienie?
Nie mnie to oceniać. Ja się cieszę i jestem dumny.

Wciąż jesteś nastolatkiem, dopiero za pół roku skończysz 20 lat. Jakub Moder, który wygrał w poprzedniej edycji był rok starszy, podobnie jak w 2009 roku Robert Lewandowski. Wychodzi na to, że jesteś najmłodszym laureatem w tej akurat kategorii.
W tej sytuacji mam nadzieję, że to nie ostatnia nagroda indywidualna w moim życiu i nie ostatnia w plebiscycie „Piłki Nożnej”.

Skąd się bierze opinia o tobie, że jesteś nad wiek poważny?
Być może stąd, że zostałem dobrze wychowany w domu. Geny, jakie odziedziczyłem po rodzicach sprawiają, że faktycznie jestem spokojny i w pewien sposób ułożony. Poza tym od trzynastego roku życia przebywam poza domem, wyjechałem bardzo wcześnie na drugi koniec Polski, zamieszkałem w internacie, musiałem się błyskawicznie usamodzielnić, zachowywać odpowiedzialnie, jeśli chciałem, a przecież bardzo chciałem, do czegoś w sporcie dojść. Nie wiem czy jestem jakimś super poważnym dziewiętnastolatkiem, na pewno staram się być odpowiedzialnym człowiekiem. Jak jest robota do wykonania, to inne rzeczy się nie liczą. Przez głupotę można wiele stracić, sam widziałem w życiu wiele takich sytuacji. Nie miałem największego talentu, widziałem lepszych od siebie, którzy potem gdzieś się zagubili.

Jednym słowem życie w Poznaniu cię nie wciągnęło?
Nie było takiego zagrożenia i tego akurat byłem pewien. Wiedziałem, jak mam postępować, by nie zawieść siebie i rodziny – by nikt z wychowawców bądź trenerów do nich nie dzwonił i nie niepokoił.

Niezwykle porządny chłopak – tak o tobie też mówią.
Pracuję na nazwisko. Nie mogę niczego zaniedbać. Wiadomo – na boisku może być różnie, ale chciałbym, by ludzie oceniali mnie również jako właśnie porządnego człowieka. Tak po prostu. Lubię być grzeczny, uprzejmy, nie mam problemu, by to okazywać. Lubię porządek – wewnętrzny i zewnętrzny. Nie cierpię na przykład bałaganu wokół siebie, zwykłego brudu. Kiedy widzę nieporządek w pokoju, natychmiast biorę się za sprzątanie. Nie jestem pedantem, ale lubię ład. Mam też wrażenie, że dbając o otoczenie, sprawiam, że i moje życie staje się bardziej poukładane.


Jakieś hobby, zainteresowania?
Lubię wypoczywać, czyli spać i jeść. Pewnie jeszcze kilka rzeczy by się znalazło, ale to chyba dwie najmilsze rzeczy. Mam nadzieję, że wkrótce w kategoriach hobby zacznę postrzegać również naukę języka niemieckiego. Miałem już z nim nieco do czynienia, ale na maturze zdawałem angielski, który znam w stopniu komunikatywnym. Czas na niemiecki. Mam zamiar wejść latem do szatni Wolfsburga, przedstawić się po niemiecku, powiedzieć kilka słów, generalnie wiedzieć i rozumieć, co się dzieje wokół. Przez cztery-pięć miesięcy chciałbym przygotować się pod tym względem na tyle, na ile będę mógł. Mam w Poznaniu prywatną nauczycielkę, troszeczkę powinno pomóc moje pochodzenie – jako chłopak z Rudy Śląskiej znam trochę gwarowego języka, są w nim elementy zbieżne z niemieckim.

Masz za sobą bardzo udany rok. Coś byś jednak z niego wyrzucił?
Niewątpliwie. Jedenaste miejsce, jakie Lech zajął na koniec poprzedniego sezonu to wstyd. To wynik niegodny takiego klubu jak Lech. Nie da się ukryć, że sam również maczałem w tym paluchy. Najchętniej rozegrałbym tamten sezon jeszcze raz. To niemożliwe, dlatego tak bardzo zależy mi, i nie tylko mi, by obecne rozgrywki zwieńczyć sukcesem.

Czyli?
Czyli mistrzostwem Polski. Innego celu nie mam, o innym nie myślę. Chcę być mistrzem Polski z Lechem i wierzę, że to się uda. To jest zadanie do wykonania i jednocześnie marzenie.

Kto wiosną może być najgroźniejszy dla Lecha? Może on sam?
Jesteśmy bardzo świadomi celu, o jaki gramy w roku stulecia klubu. Mistrzostwa nikt nas nie pozbawi, aczkolwiek kiedy mówimy o najgroźniejszych przeciwnikach, muszę wymienić bardzo stabilne sportowo Pogoń Szczecin i Raków Częstochowa.

Cztery punkty przewagi to dużo czy mało?
To dwa mecze, czyli tyle co nic. Z drugiej strony najpierw trzeba te dwa mecze przegrać, a rywale muszą je z kolei wygrać. Nie ma co gdybać, tylko już na inaugurację w Krakowie należy mocno rozpocząć rundę wiosenną – wyznaczyć tempo na kilka miesięcy, Takie, żeby nikt nie był nas w stanie dogonić.

Rok temu talent, dziś lider zespołu, albo przynajmniej jeden z kilku. Jest trudniej?
Nie, ponieważ po to trenuję i gram, żeby być przygotowanym na takie sytuacje. Do tego przecież każdy sportowiec dąży. Jeśli ktoś mówi, że w wieku 19 lat należę do liderów Lecha, dla mnie nobilitacja i kredyt zaufania. Wygląda na to, że w jakimś stopniu coś mi się już udało, choć zdaję sobie sprawę, że to coś, to jeszcze bardzo niewiele.

A jak to było z debiutem w reprezentacji Polski. Spaliłeś się?
Na pewno nie był to występ wybitny. Trudno powiedzieć dlaczego tak się stało. Bardzo chciałem, może aż za bardzo. Pozycja nie była optymalna. Zagrałem na prawym wahadle, podczas gdy w Lechu obsadzałem lewe skrzydło. Ale te tłumaczenia są bez sensu. Rywalem było San Marino i miałem obowiązek wypaść lepiej.

A może jednak koszulka z orzełkiem ważyła więcej, niż się spodziewałeś?
Waży dużo, to pewne. Grałem w drużynach juniorskich, w reprezentacji młodzieżowej. To niby też biało-czerwony trykot, niby też z białym orłem, ale jednak dorosła reprezentacja to inna para kaloszy. Przekonałem się, jakie to są emocje, jakie zainteresowanie i atmosfera. Nie jest tak, że zakładasz koszulkę i idziesz sobie pokopać. Na pewno nie.

Zadebiutować pozwolił ci Paulo Sousa. Jak przyjąłeś jego decyzję o porzuceniu posady selekcjonera?
Obojętnie. OK, debiutu nigdy nie zapomnę, ale też wziąłem udział w zaledwie jednym zgrupowaniu kadry. Nie będę więc czarował, że zżyłem się z selekcjonerem, że go poznałem. Nie do końca na przykład rozumiałem, dlaczego tak małą uwagę zwracał na polską ligę. Tak jakby niespecjalnie był zainteresowany jej uczestnikami, nie cenił ich. Mówiąc krótko – tęsknić za nim nie mam zamiaru.

Znacznie lepsze wspomnienia masz z drużyny młodzieżowej.
Z całą pewnością. Na jednym zgrupowaniu nie mogłem się pojawić, bo byłem wówczas z pierwszą reprezentacją. Na dwóch pozostałych trenowałem już razem z rówieśnikami. Maciej Stolarczyk powierzył mi funkcję kapitana – a to duża rzecz. Zanotowaliśmy niezłe wyniki, efektownie ograliśmy Niemców, dlatego wierzę, że w marcu wygramy kolejne dwa bardzo ważne mecze, z Węgrami i Izraelem, a finalnie awansujemy jednak do finałów mistrzostw Europy.

Co tydzień zerkasz na tabelę Bundesligi?
Nie da się ukryć.

I jakie przemyślenia?
Wolfsburg jest w trudnej sytuacji, ostatnio nie wiedzie się Wilkom najlepiej, ale mam właściwie nawet pewność, że wszystko zakończy się pomyślnie i VfL utrzyma miejsce w Bundeslidze na przyszły sezon. Ten klub jeszcze nigdy nie spadł z Bundesligi, to poważna marka. Zdarzyć się niby może w piłce wszystko, na sto procent niczego nie wolno przesądzać, ale mam przekonanie, że będzie dobrze.


A jak nie będzie?
Nie wierzę. Ale gdyby nawet, to nie mam żadnej opcji w kontrakcie, że nie mogę grać w 2. Bundeslidze. Przyjeżdżam po prostu w lipcu, zakasuję rękawy i pomagam drużynie wrócić do elity. Ale dajmy spokój, to na razie scenariusz odległy i moim zdaniem się nie zrealizuje.

Wolfsburg nie zabiegał, byś już teraz dołączył do zespołu?
Zabiegał, oczywiście. Zresztą bardzo mocno Niemcy chcieli mnie kupić już latem ubiegłego roku, w sierpniu, kiedy szykowali się do budowania kadry na Ligę Mistrzów, z której ostatecznie po fazie grupowej odpadli. Wtedy Lech jednak się nie zgodził. Przedstawiciele VfL nie zrezygnowali. Stale byliśmy w kontakcie. Dopięli swego zimą, tyle że mi z kolei zależało, by zostać w Poznaniu jeszcze pół roku i pomóc Lechowi zdobyć tytuł. Ostatecznie wszystkie strony z takiego rozwiązania są zadowolone.

Były inne propozycje, zapytania niż z Wolfsburga?
Z Niemiec, Anglii i Włoch.

Na pierwszy rzut oka wybrałeś rozsądnie, pod warunkiem właśnie, że nie wydarzy się żadna katastrofa.
Też na to liczę. Wolfsburg był bardzo zdeterminowany i tym mnie ujął. Długo mnie oglądali, wiedzieli o mnie dużo. Interesowało ich jakim jestem piłkarzem, ale również człowiekiem. Nalegali bym przyjechał i zobaczył bazę. Tak zrobiłem. Byłem pod dużym wrażeniem tego, co zobaczyłem w Wolfsburgu.

Miałeś okazję spotkać Bartosza Białka?
Tak, mamy teraz regularny kontakt. Dzięki niemu, ale także dzięki pięknej historii, jaką Polacy zapisali w tym klubie, moje wejście do drużyny będzie łatwiejsze. W ogóle po tym krótkim pobycie nabrałem przypuszczeń, że będę czuł się tam komfortowo.

Znaliście się z Białkiem wcześniej?
Z ligowych boisk i reprezentacji młodzieżowych. Jestem pewien, że Bartek na początku mi pomoże, ale oczywiście kwestia powodzenia mojego pobytu w Wolfsburgu nie zależy od niego.

Samochód własny posiadasz?
Tak.

W takim razie nie spełnisz marzenia wielu młodych chłopaków, że tym pierwszym autem powinno być Das Auto, czyli Volkswagen.
Nie spełnię, natomiast bez wątpienia otrzymam za kilka miesięcy służbowy samochód tej właśnie marki.

Wspomniałeś, że ludzie z Wolfsburga dość pieczołowicie zbierali informacje o tobie.
Przeprowadzając transfer, taki klub nie pozostawia niczego przypadkowi. Dlatego też podejrzewam, że wiedzieli o mnie sporo. Choćby to, że w dzieciństwie bardzo długo uprawiałem – z tytułu rodzinnych tradycji – gimnastykę akrobatyczną. Na początku wyłącznie tę dyscyplinę, później, aż do piątej klasy szkoły podstawowej równolegle z piłką nożną, aż w końcu postawiłem wyłącznie na futbol. Rok przed przeprowadzką do Wielkopolski, do akademii Lecha, byłem już wyłącznie młodym piłkarzem. Niemniej przygotowanie ogólnosprawnościowe przydaje mi się do dziś. To niezwykle istotne, właściwie każdy dzieciak, nie tylko przyszły sportowiec, powinien zyskać wszechstronne przygotowanie gimnastyczne.

Coś cię będzie wiązać z Poznaniem kiedy już na dobre przeprowadzisz się do Niemiec? Przecież dom rodzinny masz w Rudzie Śląskiej, żadnych dóbr materialnych – podejrzewam – w Poznaniu nie zostawisz.
Ale zostawię wspaniałe wspomnienia, sentyment i ludzi, których poznałem. To będzie dla mnie zawsze ważne miejsce i najważniejszy klub. Kontakt będę utrzymywał cały czas, wierzę, że kiedyś, po latach, wrócę i zagram jeszcze w Lechu albo podejmę pracę.

Jesteś namacalnym dowodem na to, że w życiu o wielu sprawach decyduje przypadek. Gdyby Górnik Zabrze miał akademię jak się patrzy, pewnie nie szukałbyś szczęścia w Wielkopolsce?
Oczywiście, że tak, tym bardziej że jako dziecko byłem wielkim fanem Górnika. W Rudzie Śląskiej możesz kibicować Górnikowi albo Ruchowi Chorzów. Dla mnie liczył się KSG. Ale musiałem myśleć o swoim rozwoju, a to co zobaczyłem we Wronkach, nie pozostawiło mi wyboru – to było miejsce-kuźnia, gdzie można było coś osiągnąć, jeśli bardzo się chciało i talent pozwalał. A ja chciałem.


A gdyby ośrodek Legii w Książenicach istniał 10 lat temu, może byłbyś w Legii, która również doceniła szybko twój talent.
Ale w tym wypadku zaprotestował mój tata. Uznał wtedy, że Legia nie ma wystarczająco dobrej bazy. Grupy młodzieżowe ćwiczyły praktycznie na jednym boisku o sztucznej nawierzchni, a to nie do końca jest najzdrowsze dla młodych stawów. Akurat tata wie, o czym mówi, bo od 30 lat jest nauczycielem akademickim na katowickiej AWF. No i koniec końców pojechaliśmy do Wronek… Daleko od domu, ale to był dobry wybór.

Z akademii Lecha w wielki świat ruszyli Moder, Jóźwiak, Gumny, za chwilę Kamiński. O czym to świadczy?
O tym, że to najlepsza akademia w Polsce. Że znakomicie szkoli i przygotowuje piłkarzy do poważnej piłki. Jasne, musimy do pewnego poziomu jeszcze dorosnąć, ale podstawy zyskaliśmy solidne. Wystarczy zresztą prześledzić ilu wychowanków Kolejorza gra w polskich ligach, ilu występuje w reprezentacjach Polski, by wyzbyć się wątpliwości, że tutaj najlepiej szkoli się piłkarzy. Teraz jeszcze jest nowy internat, skills. lab – wierzę, że za chwilę zaatakuje nowa fala młodych zawodników.

Może to nadużycie, ale jest trochę podobieństw między tobą a Robertem Lewandowskim. Obaj z różnych przyczyn zamiast rozbłysnąć w Legii, zrobiliście to w Lechu. Obaj z Poznania dość szybko wyjechaliście, ty za chwilę, do Bundesligi. Obaj pochodzicie ze sportowych rodzin, macie przygotowanie ogólnorozwojowe i obaj wcześnie straciliście bliską osobą – ty mamę, Robert ojca.
Nigdy w ten sposób nie myślałem. Każdy ma swoją drogę, cele i własne życie. Czy to są podobne drogi? Być może, ale nie jestem tego w stanie ocenić.

Robert był twoim dziecięcym idolem?
Kuba Błaszczykowski. Być może ze względu na podobną pozycję na boisku, styl gry, z uwagi na to wszystko, co pokazywał w Borussii Dortmund, którą namiętnie oglądałem. Ale również zawsze podobał mi się jako człowiek, imponowała mi jego postawa życiowa. Kiedy ostatnio po ligowym meczu wymieniłem się z nim koszulkami, poczułem się jak… fan. Byłem szczęśliwy.

ZBIGNIEW MUCHA

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024