Wielkie emocje i wygrana Wisły nad Arką
Na zakończenie sobotnich zmagań w Lotto Ekstraklasie Wisła Kraków po emocjonującym i stojącym na niezłym poziomie meczu pokonała Arką Gdynia (3:2). Spotkanie przy Reymonta na długo zapamięta bramkarz drużyny gości, Pavels Steinbors, który wpuszczał do własnej bramki praktycznie wszystko co leciało w jej stronę.
Pavels Steinbors tak złego spotkania już dawno nie rozegrał (fot. Łukasz Skwiot)
Tak Wisła, jak i Arka celują w tym sezonie w dostanie się do czołowej „ósemki” ekstraklasy, dlatego każdy punkt jest dla tych drużyn na wagę złota. W poprzedniej kolejce oba zespoły dopisały na swoje konta po jednym „oczku” – Wisła za wyjazdowy remis z Lechią Gdańsk, natomiast Arka za podobny rezultat w starciu z Lechem Poznań.
Więcej szans na zwycięstwo dawano gospodarzom, którzy jednak pod koniec ubiegłego roku nie potrafili wykorzystywać atutu własnego boiska. Jeszcze przed początkiem rządów Joana Carrillo, „Biała Gwiazda” doznała przy Reymonta trzech kolejnych porażek.
Na otwarcie wyniku w Krakowie nie musieliśmy czekać zbyt długo. Już bowiem w 11. minucie piłkę do bramki skierował Patryk Kun. Wymarzony początek zawodów w wykonaniu gości.
Na odpowiedź Wisły nie trzeba było zbyt długo czekać. W 20. minucie kąśliwy strzał z narożnika pola karnego oddał Jesus Imaz, a duży błąd w bramce Arki popełnił wspomniany Steinbors który odbił futbolówkę przed siebie. Dopadł do niej Carlitos, który zdobył gola. Jak się jednak okazało, Szymon Marciniak posłużył się weryfikacją wideo i na jej podstawie uznał, że napastnik Wisły był na pozycji spalonej w momencie strzału Imaza i słusznie nie uznał trafienia Hiszpana.
Gospodarze momentami byli naprawdę bezradni, natomiast zadowolona z prowadzenia Arka próbowała kontratakować, nie zapominając jednak o defensywie.
Kiedy już wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się skromnym prowadzeniem gości z Gdyni, na znakomite uderzenie z dystansu zdecydował się Imaz, który nadał piłce niespodziewaną rotację i zaskoczył Steinborsa, który nie zdołał jej odbić. Po raz kolejny można było mieć pretensje do golkipera Arki, który powinien zarobić w tej sytuacji dużo więcej.
Jeśli kibice Arki myśleli, że ich bramkarz wyczerpał już limit błędów, to już na początku drugiej połowy wprowadzono ich z błędu. W 51. minucie Łotysz po raz kolejny zachował się fatalnie we własnym polu karnym, raz jeszcze nie łapiąc piłki i pozwalając do niej dojść Zoranowi Arseniociowi, który dobił ją do bramki z najbliższej odległości.
Można było odnieść, że Wisła przejęła już inicjatywę i lada moment padnie trzeci gol dla miejscowych. Nic z tego. Arka zdołała odpowiedzieć w 60. minucie, kiedy to zaskakujące podanie z głębi pola otrzymał Adam Marcjanik, który uniknął pozycji spalonej i w sytuacji sam na sam pokonał bramkarza.
Od tego momentu gra się nieco uspokoiła. Piłkarze po obu stronach barykady jakby mieli świadomość, że każdy kolejny gol będzie już decydujący dla losów spotkania. Dlatego też więcej uwagi poświęcano dokładniejszej grze w obronie, a każdy atak przygotowywano z jeszcze większa pieczołowitością.
Bramka nr 5 przy Reymonta nie padła jednak z akcji, a po stałym fragmencie gry. W 83. minucie swojego drugiego gola w tym meczu strzelił Arsenić, który wykorzystał dośrodkowanie z rzutu wolnego i z mimo rozpaczliwej interwencji Steinborsa zdołał wepchnąć piłkę do siatki. „Biała Gwiazda” ponownie wyszła na prowadzenia.
Rezultat zmianie już nie uległ i Wiśle udało się w końcu przełamać niemoc na własnym boisku. Dzięki tej wygranej drużyna z Krakowa awansowała na siódme miejsce w tabeli ekstraklasy.
gar, PiłkaNożna.pl