11 do 10 – taki wynik na korzyść Wojciecha Szczęsnego w pojedynku z Gianluigim Buffonem na liczbę meczów w Serie A to największa niespodzianka w Juventusie w tym sezonie.
TOMASZ LIPIŃSKI
De facto ciągle jest remis, ale już parę dni temu sztab medyczny wydał komunikat, że weteran nie wyleczy się do poniedziałkowego meczu z Genoą, w związku z czym Massimiliano Allegri nie ma wyboru. Po raz jedenasty w lidze, a czternasty w sezonie postawi w bramce na Polaka. I żaden problem, czytaj ból głowy. – Juventus dokonał już dobrego wyboru, Szczęsny to następca Gigiego – powtarza trener.
Jego obowiązkiem jest dawać wsparcie i pełne zaufanie podopiecznemu, zadaniem dziennikarzy szukać dziury w całym, a Buffona dbać o ogólny interes włoskiego futbolu. Wokół Polaka ścierają się i ścierać będą interesy trzech różnych obozów. Zacznijmy od ostatniego.
Buffon ze Szczęsnym żyje dobrze, o czym wszyscy wiedzą. Zresztą ze Szczęsnym raczej nie da się żyć źle. Pozytywnie nastawiony do świata, kontaktowy, błyskotliwy, skłonny do żartów, wyzbył się pychy, która go cechowała i którą zniechęcał do siebie kolegów. Albo z wiekiem po prostu bardziej mu pasuje pewnego rodzaju zachowanie. Dlatego Buffon, udzielając wywiadu, w którym namaszczał na przyszłego bramkarza Juventusu Gianluigiego Donnarummę, nie wyraził jednocześnie wotum nieufności wobec kolegi z drużyny. Bardziej występował w obronie dobra narodowego, jakim jest Donnarumma. Włochy nie mogą sobie pozwolić na zgubienie i zatracenie takiego brylantu, a nigdzie o niego lepiej nie zadbają niż w Turynie. I to miał do przekazania Numero Uno. Jednocześnie doskonale zdawał sobie sprawę, że aktualnie znacznie mocniejsza i pewniejsza jest pozycja jego następcy w Juventusie niż w reprezentacji. Tu gotowy produkt jakości Q, tam tylko materiał wysokiej klasy.
Przy okazji wyszedł naprzeciw społecznemu oczekiwaniu promowania tego, co made in Italy. Bo właśnie w tym zakresie ostatni bastion w postaci Juventusu chyli się ku upadkowi. Jeszcze za czasów trenera Antonio Conte miejscowi stali w wyraźnej przewadze nad cudzoziemcami. Teraz Włochów często da się odliczyć do jednego, a dobrze jest, jeśli do dwóch.
Dywagacje transferowe rozgrzewają klawiatury laptopów nie gorzej niż spektakularne zwycięstwa. Włoscy dziennikarze uwielbiają puszczać plotki, snuć domysły i rzucać cień niepewności na każdego. Pozycją naszego bramkarza też z upodobaniem potrząsają. Stąd powracający jak bumerang i wlatujący akurat w otwarte okienka transferowe wątek Donnarummy (najpierw było o tym głośno w sierpniu, w styczniu temat odżył), który jednak sam Szczęsny skutecznie studzi.
(…)
TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (3/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”