W hicie dziewiątej serii gier PKO Bank Polski Ekstraklasy Raków Częstochowa pokonał 3:2 Legię Warszawa na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej.
Bezpośrednia rywalizacja mistrza i wicemistrza kraju nie mogła nie mieć wyrównanego charakteru. Legia i Raków naprzemiennie zamieniali się boiskową inicjatywą. O losach meczu zadecydowała podbramkowa skuteczność i zarazem jej brak. Ale po kolei.
W 30. minucie Raków objął prowadzenie. Spóźniony Cezary Miszta wyciął we własnym polu karnym wbiegającego Sebastiana Musiolika. Sędzia nie miał żądnych wątpliwości i wskazał na wapno. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Ivi Lopez i pewnym strzałem w lewy róg bramki zamienił karnego na gola.
Legia nie pozostała dłużna częstochowianom i zaledwie cztery minuty później doprowadziła do wyrównania. Mahir Emreli z ostrego kąta oddał mocne uderzenie tuż pod poprzeczkę. Zaskoczony Kacper Trelowski nie miał szans na skuteczną interwencję.
Tuż po zmianie stron podopieczni Marka Papszuna przejęli wyłączną kontrolę nad przebiegiem boiskowych wydarzeń i – niczym wytrawni bokserzy – wyprowadzili dwa zabójcze ciosy dla przeciwnika. Trafienia z 53. i 57. minuty przesądziły o drużynie zwycięskiej i zwyciężonej.
Najpierw Fran Tudor z bliskiej odległości po dośrodkowaniu z rzutu rożnego umieścił futbolówkę w siatce, zaś następnie Ivi Lopez oddał bezpośredni strzał z rzutu wolnego, po którym piłka zatrzepotała w bramce.
Legioniści starali się odrobić bramkowe straty. Bezskutecznie. Czesława Michniewicza i spółkę stać było tylko na trafienie kontaktowe autorstwa Igora Kharatina. Ukrainiec w 70. minucie huknął nie do obrony, ale na nic się to zdało.
Choć wcale tak nie musiało być. Mistrzowie Polski w ostatnim kwadransie skonstruowali jeszcze kilka dogodnych – wręcz stuprocentowych – okazji podbramkowych. Żadnej z nich jednak nie wykorzystali. Gonili, gonili, ale nie dogonili. Emreli, Rafael Lopez, Tomas Pekhart pudłowali na potęgę, a nawet jeśli strzelali w światło bramki, to na posterunku czuwał dobrze dysponowany 18-letni Trelowski.
Tym samym już czwarta porażka Legii w bieżącym sezonie ligowym stała się faktem. Michniewicz i spółka mają wyraźny problem z grą na dwa fronty. Bo choć są liderami grupy C Ligi Europy, to jednocześnie w ekstraklasowej tabeli plasują się na dopiero czternasty miejscu.
Raków zaś odniósł drugą w historii wygraną na Łazienkowskiej. Wcześniej zespół spod Jasnej Góry sięgnął tutaj po Superpuchar Polski. Tym razem Papszun i reszta nie wywieźli trofeum, lecz mają równie dobre humory jak poprzednio.
jbro, PilkaNozna.pl