Węgry rzutem na taśmę zapewniły sobie awans na Euro 2020
Z 0:1 w osiemdziesiątej ósmej minucie do 2:1 w dziewięćdziesiątej drugiej. Reprezentanci Węgier długo przegrywali, ale za sprawą dwóch goli strzelonych w samej końcówce meczu odnieśli zwycięstwo nad Islandią i zapewnili sobie drugi z rzędu awans na przyszłoroczne Mistrzostwa Europy.
Węgrzy mają w pełni uzasadnione powody do radości. (fot. Reuters)
Mecz lepiej rozpoczęli reprezentanci Islandii. Już w jedenastej minucie objęli oni prowadzenie. Wówczas Gylfi Sigurdsson oddał bezpośredni strzał z rzutu wolnego wykonywanego tuż sprzed linii wyznaczającej pole karnego. Nie było to uderzenie wysokiej jakości. Piłka zmierzała bowiem wprost w kierunku dobrze ustawionego Petera Gulasciego, lecz niespodziewanie węgierski golkipera wypuścił futbolówkę z rąk, a ta znalazła się za linią bramkową.
Węgrzy natychmiast wzięli się do odrabiania strat i ani przez chwilę nie ustawali w dążeniu do zmiany rezultatu meczu na swoją korzyść. Madziarzy na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut dominowali w niemal każdym aspekcie gry. Ich przewaga długimi fragmentami spotkania była aż nadto widoczna. Mimo niezliczonych wręcz strzeleckich prób w ich wykonaniu strzegący dostępu do islandzkiej bramki Hannes Halldorsson skapitulował (i to dwukrotnie!) dopiero w ostatnich minutach meczu.
Trudno o bardziej dobitny przykład, że konsekwentna postawa popłaca. Najpierw w osiemdziesiątej ósmej Loic Nego wykorzystał błąd formacji defensywnej przeciwników i pewnym strzałem oddanym z pola karnego wpisał się na listę strzelców, a następnie w dziewięćdziesiątej drugiej minucie Dominik Szoboszlai popisał się rajdem liczącym dobrych kilkadziesiąt metrów, który zakończył skutecznym strzałem z dystansu, czym dał swoim rodakom nieopisaną radość.
Świętowanie nie może jednak zbyt długo trwać. Podopiecznych Cosimo Inguscio czeka na europejskim czempionacie naprawdę trudne zadanie. Znaleźli się oni bowiem w „grupie śmierci”. Nie ma w tym stwierdzeniu ani cienia przesady. Ich przeciwnikami będą przecież trzy piłkarskie potęgi – Portugalia, Francja i Niemcy.
Nawiasem mówiąc, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że węgierski futbol właśnie przeżywa swój najlepszy okres od niepamiętnych czasów. Nie dość, że reprezentacja narodowa wywalczyła drugi z rzędu awans na mistrzostwa Europy, to na dodatek mistrz kraju, Ferencvarosi TC, jest uczestnikiem fazy grupowej bieżącej edycji Ligi Mistrzów. I coś nam się wydaje, że Madziarzy ostatniego słowa jeszcze nie powiedzieli.
Jan Broda