W Łodzi wciąż utrzymują się na powierzchni
Łódzki Klub Sportowy nie składa broni w wyścigu o utrzymanie się w PKO Ekstraklasie. Ostatni zespół w tabeli rozegrał bardzo dobre zawody i zasłużenie – choć po trudnej walce – pokonał Zagłębie Lubin (3:2).
Łodzianie wciąż utrzymują się na powierzchni (fot. Anna Klepaczko / 400mm.pl)
Dla podopiecznych Kazimierza Moskala środowe starcie z Zagłębiem było tym z kategorii o „być albo nie być” w Ekstraklasie. Strata łodzian do bezpiecznej strefy wynosiła już przed pierwszym gwizdkiem trzynaście punktów i ewentualny brak zwycięstwa z Miedziowymi postawiłby ich w bardzo trudnym położeniu, oznaczając niemal gwarantowany spadek do I ligi. O swoje cele walczą jednak także piłkarze Zagłębia, którzy cały czas mają szanse na to, by ukończyć sezon zasadniczy w grupie mistrzowskiej. Żeby tak się stało, to takie mecze ja starcie z najsłabszym rywalem w stawce drużyna z Lubina po prostu musiała wygrać.
Tak jak można było się spodziewać, ŁKS od początku był bardzo aktywny, ale także – co nie jest raczej zbyt dużym zaskoczeniem – bardzo chaotyczny. Gospodarze wiedzieli jednak, że tu nie ma na co czekać i tylko ofensywa może im przynieść zamierzony cel. Nieco więcej jakości było jednak widać po stronie gości, którzy szczególnie w środku pola, gdzie prym wiódł Filip Starzyński, prezentowali się dużo dojrzalej. Pytaniem, które zadawali sobie kibice było więc to, czy w Łodzi zwycięży żywiołowość czy rozwaga i solidność.
W 17. minucie do głosu doszła pierwsza opcja. Po potężnym uderzeniu z dystansu i odbiciu się piłki od słupka bramki Zagłębia, ta wyszła w pole, gdzie czekał już na nią Carlos Moros Garcia, który głową dobił ją do siatki. Dominik Hładun po wcześniejszej próbie interwencji nie zdążył się już pozbierać i trudno go winić, ale dużo lepiej powinni się spisać jego koledzy z pola, którzy nie popisali się przy pilnowaniu przeciwnika. Kilka chwil później powinno być już 2:0, jednak Jakub Wróbel nie był w stanie strzelić gola będąc w sytuacji sam na sam z golkiperem Zagłębia. To mógł być moment decydujący o przebiegu tego spotkania.
Nie minęło pół godziny, a Zagłębie zdołało odpowiedzieć. Na listę strzelców wpisał się… Moros Garcia, który po dośrodkowaniu Starzyńskiego tak niefortunnie interweniował we własnym polu karnym, że pokonał Arkadiusza Malarza. Gol samobójczy, remis i cała zabawa zaczęła się od nowa.
Radość gości nie trwała jednak zbyt długo. Od momentu doprowadzenie do wyrównania przez Zagłębie minęło bowiem zaledwie kilkadziesiąt sekund, a już ŁKS otrzymał karnego za zagranie ręką Jewgienija Baszkirowa. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Antonio Dominguez i beniaminek ponownie znajdował się na czele rywalizacji.
Mecz w Łodzi mógł zadowolić nawet najbardziej wybrednych kibiców, a gospodarze w 36. minucie stanęli przed szansą na podwyższenie rezultatu. Zdaniem sędziego, Sasa Balić faulował w polu karnym i chociaż początkowo podyktował „jedenastkę”, to jednak po obejrzeniu całej sytuacji na powtórkach uznał, że ŁKS nie zasłużył na drugiego karnego.
Jeśli ktoś spodziewał się tego, że po zmianie stron Zagłębie ruszy do dużo bardziej zdecydowanych ataków, ten musiał poczuć srogi zawód. Gospodarze nie zamierzali się bowiem zadowalać jednobramkową zaliczką i w 55. minucie dołożyli na swoje konto trzeciego gola. Sztuki tej dokonał zaledwie 17-letni Adam Ratajczyk, który ośmieszył w polu karnym dwóch obrońców rywala, a na końcu „położył” na ziemi bramkarza i ze spokojem skierował futbolówkę do siatki. Cóż za gol! Cóż za spokój nastolatka!
Miedziowych było jeszcze stać na zdobycie bramki kontaktowej, której autorem był Bartosz Białek, ale na więcej goście nie byli już sobie w stanie pozwolić.
Co ważne, do końca meczu na boisku dotrwał Arkadiusz Malarz, który po zderzeniu się z rywalem doznał poważnie wyglądającej kontuzji głowy. Doświadczony golkiper zdołał jednak wrócić do siebie i zmiana ostatecznie nie była konieczna.
Wynik zmianie już ostatecznie nie uległ i po końcowym gwizdku ze zwycięstwa i wywalczenia trzech cennych punktów mogli się cieszyć podopieczni Moskala. Czy pozwoli to złapać piłkarzom z Łodzi wiatru w żagle na decydujące tygodnie walki o utrzymanie w Ekstraklasie?
gar, PiłkaNożna.pl